Rozdział 32

70 15 1
                                    

Rozdział 32

Po jakże gorącym obiedzie spędzonym w łóżku nie mieliśmy już czasu na jedzenie. Janek przygotował materiały do nauki, ja zabrałam z kuchni wodę. Byliśmy gotowi na pierwszy spacer z Atomem do parku. Prowadził go dumny tata. Janek serio wyglądał jakby szedł na spacer z dzieckiem, a nie psem. Na szczęście był tak zajęty Atomem, że nawet nie próbował mnie obejmować, czy nawet łapać za rękę. Brakowało mi jego bliskości, ale nie chciałam kusić losu.
Znaleźliśmy wygodne miejsce daleko od ludzi i innych psów. Janek wbrew mojej woli puścił Atoma luzem i położył na trawie swoją bluzę.
–Będzie ci wygodnie? – wskazał dłonią miejsce.
–Nie podlizuj się – zmarszczyłam nos i usiadłam. – Dziś bez taryfy ulgowej, bo mamy straszne zaległości.
–Prawda – klęknął przede mną i powolnym ruchem rozszerzył moje nogi. – Mamy dużo pracy, a mało czasu.
–Pilnuj Atoma – wzrokiem wskazałam buszującego w trawie psiaka.
–Nie bój się, patrzę – przysunął się jeszcze bardziej i podparł na rękach tak, że musiałam się odchylić.
–Serio mówię – oparłam dłoń na jego mostku. – Przyłóż się, bo oblejesz egazminy i ja oberwę od matki.
–Kochanie, najważniejszy egzamin siedzi właśnie przede mną, reszta to głupoty.
–Ale ja chcę, żebyś dobrze zaliczył – odparłam poważnie i dopiero kiedy usłyszałam własne słowa, dotarło do mnie, jak to zabrzmiało. Zresztą Janek miał podobne zdanie, bo się uśmiechnął i zbliżył do moich ust.
–Chciałabyś w parku? – szepnął i obejmując ramieniem, próbował mnie położyć.
–Nie, chcę zająć się chemią.
–Mów, mów, ja cię słucham – przytulił twarz do mojej szyi i głęboko zaciągnął mój zapach. – Ależ ty pachniesz, kobieto. Mógłbym tobą oddychać.
–Skup się na chemii – odepchnęłam go, ale nie dlatego, że mi się nie podobało, miałam dziwne obawy, że ktoś nas zobaczy. Zostawiłam Janka na trawie, a sama podeszłam do Atoma i ponownie przypięłam mu smycz. Miał smycz automatyczną, dlatego obciążyłam ją swoją torbą i zwolniłam blokadę. – No dawaj – zwróciłam się do swojego ucznia, który swoją droga ciągle się na mnie gapił. – Co zapamiętałeś z ostatniej lekcji? – zaplotłam przed sobą ręce i nie spuszczałam z niego wzroku.
–Otóż – zaczął niepewnie – mam spędzać z mamą więcej czasu, nie wspominać jej o nas, nie odwoływać planów, mam cię kochać, wielbić i szanować…
–Jan! – zawołałam i zaczęłam się szczerze śmiać. – Chemia, chemia, co pamiętasz z chemii?
–Z chemii, że związki eteryczne unoszące się z twojej skóry kiedy jesteś podniecona są uzależniające…
–Nie o takiej chemii myślałam – szepnęłam i rozejrzałam się wokoło. – Ale podoba mi się twoje podejście – z przygryzioną lekko wargą, podparłam się na ręce i zbliżyłam do Janka. – Rozwiniesz temat?
–Mogę, z tym że reszta to w większości biologia – ściszył głos i podobnie do mnie, rozejrzał się po parku. – Twój układ kostno- mięśniowy jest idealnie proporcjonalny, narządy spełniają swoją funkcję aż czasami za bardzo, a niektóre z nich śnią mi się po nocach. – Był już przy moich ustach.
–Mów dalej.
–Dalej to już kolejny temat, pani profesor, może najpierw zada mi pani jakąś pracę domową, a później razem byśmy do tego usiedli? – objął mnie ramieniem i w końcu dotknął ust. Boże, co ja miałam w głowie, że na to pozwalałam i to publicznie? Nic, co miałam mieć. Jego miałam, to na pewno. Miałam go w każdej myśli, każdą cząstką siebie czułam energię jaka od niego biła. Nasz pocałunek nie był długi, Atom wcisnął się między nas i przerwał te przyjemności. Pierwszy raz poczułam zawstydzenie i nie patrząc na Janka, lekko się odsunęłam. Specjalnie usiadłam tak, żeby nie miał do mnie dostępu i wyjęłam książki. Nie był zachwycony moim pędem do wiedzy, ale nie protestował. Dobrze wiedział czego się bałam, poza tym mogliśmy w każdej chwili wrócić do domu i dokończyć.
Nie siedzieliśmy długo. Zanim dobrze dokończyliśmy temat, zaczęło się chmurzyć, a z oddali usłyszeliśmy pierwsze grzmoty. Atom nadstawił uszu i wyglądał przeuroczo taki zaciekawiony. Mi nie było tak radośnie jak jemu. Szybko zaczęłam zbierać rzeczy, ale i tak deszcz złapał nas w połowie drogi do domu i dotarliśmy do niego doszczętnie przemoczeni. Zaproponowałam Jankowi gorący prysznic, ale jak na złość Ada wyczuła co się święci i biła na alarm. Nie bardzo zrozumiałam tłumaczenia Janka, ale musiałam go wypuścić z domu. Pod prysznic poszłam sama, no dobra z Atomem, bo piszczał pod drzwiami tak, że bałam się, że sąsiedzi po policję zadzwonią. W łazience rozwalił się na dywaniku i zaczął polować na jego brzegi, a ja zamiast się myć to uważnie mu się przyglądałam.  
Gorący prysznic i herbata nie pomogły. Obudziłam się z zajętymi zatokami i cholernym bólem głowy. Jeszcze tego mi brakowało. Obolała wstałam z łóżka i spojrzałam na telefon. Miałam kilka wiadomości od Janka i zdziwiło mnie, że dostałam je, kiedy jeszcze mi się wydawało, że nie spałam. Jak to się człowiek może pomylić. Nie szykowałam się do pracy jak zwykle, tego dnia postawiłam na ciepły golf, bo telepało mnie zimno.  Nie miałam humoru, a widok Janka przed klatka też mi go nie poprawił.
–No co się z tobą dzieje? – zapytał spokojnie i próbował spojrzeć mi w oczy. – Dobrze się czujesz?
–Nie – odparłam chłodno. – To te twoje spacery wychodzą. Mówiłam, siedźmy w domu, to nie, łazić ci się zachciało i to w deszczu, to teraz masz! To znaczy ja mam.
–Ojej – uśmiechnął się litościwie i mocno mnie przytulił. – Moja biedna pani profesor z katarkiem.
–Odwal się – próbowałam go odepchnąć. – Serio nie pomagasz. – W końcu z bezradności sama zaczęłam się śmiać. – No co? Stara jestem i niewiele mi potrzeba, żeby się przekręcić. – Objęłam się rękami.
–Oj, od razu przekręcić. – Janek chwycił mnie stanowczo w talii i przyciągnął do siebie. – Rozgrzeję cię wieczorkiem, co?
–Nie – marudziłam. – Co ty tu w ogóle robisz i dlaczego jesteś zdrowy, co?
–Złego diabli nie biorą.
–To kara z bycie dobrą? – podniosłam na niego smutne oczy. – Do dupy. – Objęłam jego plecy i oparłam policzek na mostku.
–Nie wiedziałem, że lubisz takie zabawy, ale ja chętnie.
–Spadaj, gówniarzu – odepchnęłam go. – Pa, idę męczyć młodzież.
–Przyjdę wieczorem! – zawołał i posłał mi buziaka. Dałam radę tylko mu pomachać i po zamknięciu się w samochodzie, kontrolnie rozejrzałam się wokoło. Męczyło mnie to ukrywanie się, a z drugiej, wizja ujawnienia, była nie mniej zła.
W szkole wcale nie męczyłam swoich uczniów. Mieli tego dnia dużo wolnego i na szczęście rozumieli mój stan. Byli cicho i może nie słuchali zbyt uważnie, ale przynajmniej dobrze udawali. W powrotnej drodze miałam zajechać do apteki, ale przypomniałam to sobie, dopiero stojąc przed drzwiami mieszkania. Nie miałam nawet siły opieprzyć sama siebie. Wyjęłam klucze, ale drzwi przede mna się otworzyły.
–Jak ty wyglądasz? – Janek wyciągnął do mnie rękę.
–Nie podobam ci się?
–Nie – uśmiechnął się i po objęciu mnie ramieniem zamknął drzwi. – Chodź się połóż, kupiłem trochę leków.
–Jesteś aniołem – wyjęczałam bez sił i po rzuceniu torebki na fotel uwaliłam się na kanapie. Janek sam okrył mnie kocem i zanim dobrze się ułożyłam, poczułam zapach owocowej herbaty.
–Z malinami – powiedział cicho Janek. – Może wezwać lekarza?
–Do przeziębienia?
–Nie wiem, wolałbym, żeby zapalenia płuc z tego nie było.
–Nie będzie – sapnęłam i usiadłam. – No co tam przyniosłeś?
–Aspirynę, witaminę C, Rutinoscorbin, jakąś antygrypinę do picia na gorąco – przechylił głowę i czytał etykietę na kartoniku – tu to paracetamol, no i syrop na kaszel i ból gardła, podobno rewelacyjny jakiś.
–Daj aspirynę albo dwie – wyciągnęłam spod koca rękę, na którą Janek podał mi dwie tabletki. Popiłam to wodą i ponownie zakopałam się w kocu. Cały czas słyszałam jak chodzi po mieszkaniu i szlag mnie trafiał. Fakt, zajmował się też Atomem, dla którego nie miałam czasu, nie mówiąc o siłach. Przysypiałam i nie miałam zamiaru się przed tym bronić. Za każdym razem kiedy otwierałam oczy, Janek siedział przy mnie i za każdym pytał czy lepiej się czuję i co mi podać.
–Cykutę – jęknęłam z bólem w głosie i usiadłam. –Idź już – zmrużyłam oczy. – I tak do niczego się nie nadaję.
–No właśnie – przysiadł obok mnie i przyciągnął do siebie. Nawet gdybym chciała się odsunąć, to nie miałam siły. Wtuliłam się w niego i ucieszyłam, gdy sam poprawił na mnie koc. – Nie masz siły nawet kanapki sobie zrobić. Może zostanę na noc, co?
–Przestań – lekko go szturchnęłam. – Nie umieram, choć może tak wyglądam – podniosłam na niego wzrok i dostałam gorącego całusa w czoło.
–Jak nic masz gorączkę.
–I dlatego ty wychodzisz, a ja idę spać – wtuliłam się w niego i znów zamknęłam oczy. Nie wierzyłam, że mnie zostawi i miałam rację. Gdy kolejny raz otworzyłam oczy, leżałam owinięta ciepłym kocem, a w mieszkaniu nie słychać było żadnych dżwięków. Domyślałam się, że chłopaki poszły na spacer. Wstałam do łazienki, a stamtąd poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie pierwszą tego dnia kawę i nie zwracałam uwagi na późną godzinę. Wróciłam do salonu, gdy usłyszałam biegnącego Atoma.
–Jest moj skarbek – wychrypiałam i kucnęłam do psiaka.
–Ależ ty rzęzisz – Janek się skrzywił. – Ty weź sobie jutro wolne, dobra?
–Nie bardzo mogę.
–Wyleż to, naprawdę. Ja przyjdę wyprowadzać Atoma, żebyś nie musiała wychodzić.
–Przeziębić się w lato, to trzeba mieć moje szczęście – znów okryłam się kocem. – Może masz rację. Zadzwonię jutro, że mnie nie będzie dwa dni.
–Ta będzie najlepiej – kucnął przy mnie i poprawił mi włosy. – Dziś nakarmię Atoma, a jutro rano przyjdę go wyprowadzić. Zrobić ci jakieś zakupy?
–Kochany jesteś – uśmiechnęłam się resztką sił – ale nie trzeba, i tak niewiele jem. A z Atomem sama wyjdę, nie ma przecież mrozów.
–Przyjdę – cmoknął mnie w nos. – I przypilnuję, żebyś coś zjadła.
–Janek, daj spokój, nie będziesz latać przez całe miasto, żeby mi jajko usmażyć.
–Masz ochotę? – spoważniał. – Mogę teraz ci zrobić.
–Żartuję – przyciągnęłam go do siebie i od razu się na mnie położył. – Tak mi dobrze.
–Mi też – szepnął mruczącym głosem i obrócił nas tak, że leżał za moimi plecami. – Nie chce mi się wychodzić.
–Wiem – szepnęłam .
–Ale muszę.
–Też wiem.
–Wrócę.
–To też wiem – odwróciłam się do niego i zachłannie spojrzałam w jego śliczne oczy. Lubiłam, kiedy na mnie patrzył. – Będziesz tęsknił?
–Ty naprawde masz gorączkę – uśmiechnął się czule i po wsunięciu palców w moje włosy przyciągnął mnie i złączył nasze usta. To nie był namiętny i gorący pocałunek, a raczej zapewnienie, że w każdej sytuacji jest ze mną. Cieszyło mnie to równie mocno, co napawało strachem. W sumie każdy nasz dzień zamiast dawać mi radość, dawał więcej obaw i myślenia jak wielką krzywdę mu robię. Nie umiałam sobie z tym poradzić, a jego ciągłe zapewnienia nie pomagały.
Pamiętałam jak wychodził, choć pamiętałam to zbyt śmiałe określenie. Czułam jak mnie zostawia, a później całuje na do widzenia, tylko tyle albo aż tyle. Wstałam o świcie, nie było jeszcze szóstej, ale nie dałam rady dłużej leżeć, bo kaszel mnie dusił. Nieprzytomna poszłam do kuchni po coś, co miał mi zostawić Janek, ale niczego nie znalazłam. Już nie wiedziałam, czy to ja miałam przywidzenia czy on. Trudno. Dopiero w salonie zobaczyłam, że wszystkie leki miałam przy łóżku, tylko nie zauważyłam. Brawo ja. Wypiłam porcję ohydnego syropu i spojrzałam w zaspane oczęta Atoma. Znałam siebie i wiedziałam, że jak tylko lek zacznie działać to zasnę, dlatego póki byłam przytomna, przypięłam mu szelki i zeszłam na dół. Mimo grubej bluzy było mi strasznie zimno, dlatego nie dałam Atomowi szansy na dłuższe spacerowanie. Kółko wokół bloku i wystarczy. Po powrocie do domu, dałam mu jeść i tyle było mojej pracy. Przeniosłam się ze spaniem do sypialni i poczekałam na Atoma, który po śniadaniu wdrapał się na łóżko. Mój prywatny grzejniczek mnie nie zawiódł i głaszcząc miękką sierść, znów zasnęłam.
Po przebudzeniu czułam się jakby lepiej. Mordował mnie kaszel, ale miałam trochę więcej siły. Owinęłam się kocem i idąc za zapachem kawy poszłam do salonu. Bez słowa patrzyłam jak Janek kręci się po kuchni, po czym podeszłam do jego pleców i mocno się przytuliłam.
–Księżniczko, południe zaraz.
–Królowo jak już – burknęłam. – Poza tym co za różnica?
–Nie wiem czy dać ci śniadanie, czy obiad – odwrócił się i zbliżył do moich ust.
–Uważaj, bo cię zarażę – szepnęłam.
–E tam – westchnął, owiewając ciepłym oddechem moje wyschnięte wargi i dopiero po chwili ich dotknął. Dziś był bardziej wygłodniały. Na początku delikatnie mnie dotykał, ale szybko jego pieszczoty stały się bardziej ogniste. Może i ja lepiej się czułam, i chciałam mu pozwolić na więcej. Owiniętą dalej w koc posadził mnie na blacie i rozchylił mi nogi.
–Szybki jesteś – odezwałm się między pocałunkami, ale nie dałam mu szansy na odpowiedź. Objęłam go nogami i w końcu załapał, że w salonie będzie nam wygodniej.
Długi mieliśmy poranek, zwłaszcza że dopiero po godzinnym powitaniu, Janek poszedł po druga kawę- pierwsza dziwnie zdążyła wystygnąć. Na posiłek nie miałam apetytu, ale mój prywatny lekarz nie pytał mnie ani o zdanie, ani o zgodze. Po prostu przyniósł mi bułki z masłem, a na talerzyku kilka plasterków wędliny oraz sera, a na drugim jajko na twardo. No nic nie mogłam poradzić, że katar odebrał mi smak, ale zjadłam, żeby nie robić Jankowi przykrości, poza tym świadoma byłam, że głodzenie nie pomoże mi wyzdrowieć.
Dzień spędziliśmy razem, ale nie mogło być zbyt pięknie. Po trzeciej zadzwoniła Ada, że wpadnie po lokówkę, którą jej obiecałam pożyczyć. Na szczęście zadzwoniła, więc Janek mógł zabrać co jego i ulotnić się przed jej przyjściem.
Kiedy weszła do mieszkania, nie obyło się bez pytań o mój wygląd. Fakt, od wczoraj nie zdążyłam się ogarnąć. Pokrótce wyjaśniłam w czym problem i skąd na koniec maja wzięło się u mnie przeziębienie. Patrzyła na mnie jak na wariatkę, ale nie komentowała. Gdy byłyśmy już w salonie znów krzywo na mnie spojrzała, a ja odruchowo rozejrzałam się za rzeczami pozostawionymi przez Janka. Nie było niczego, przynajmniej na widoku. Może mnie już paranoja dopadła. Rozmawiałyśmy o zwykłych rzeczach, a ja wciąż szukałam podtekstów każdego jej zdania.
–Widzę, kurujesz się na całego – odezwała się dość niespodziewanie i sięgnęła koszyk, który stał na szafce przy kanapie.
–Staram się – uniosłam lekko brwi.
–O, a to gdzie dostałaś? – pokazała mi wyjęty z koszyka syrop. Dobre pytanie, skąd ja to miałam? No nie mogłam powiedzieć i znów przyszło mi kłamać.
–A nie wiem nawet, a czemu?
–Od jakiegoś czas strasznie trudno go dostać, a jest serio świetny.
–Nie zauważyłam – za wszelką cenę chciałam zmienić temat, ale jej pytające spojrzenie mówiło mi dosadnie, że chciała wiedzieć, którą aptekę odwiedziłam.
–Koleżanka mi kupiła – to pierwsze, co przyszło mi do głowy. – Wczoraj ledwo się na nogach trzymałam i podjechała mi w trakcie okienka do apteki, jak chcesz, to zapytam, gdzie była – rozejrzałam się, udając że szukam telefonu.
–Nie, bez przesady – machnęła dłonią i odstawiła leki z powrotem. – Jak będzie mi potrzebny, to zadzwonię – zaśmiała się, lecz w jej zachowaniu nie potrafiłam dostrzec szczerości. Coś się zaczynało sypać, tylko jeszcze nie wiedziałam gdzie.
Nie zabawiła u mnie długo, tłumacząc się robota w domu, ale zbyt długo ją znałam, żeby uwierzyć. Dałam jej obiecana lokówkę i zaraz po jej wyjściu położyłam się na kanapie. Nie grało mi coś. Przecież nie mogła po lekach niczego się domyślać, no bez przesady, aż tak dobra nie była. No chyba że Janek ich nie kupił, a wyniósł od Ady, tak, znając jego, to mógłby. Złapałam za telefon, ale nawet nie zdążyłam wybrać numeru jak on zadzwonił.
–Jak wizytacja? – zawołał wesoło.
–Sama nie wiem – odetchnęłam. – Matka dziwnie na mnie patrzyła, jakby o wszystkim wiedziała i czekała, aż jej powiem. Jan, ty jej coś mówiłeś?
–Obiecałem ci, że tego nie zrobię.
–Wiem, ale ona wie, przeczuwa coś albo nas gdzieś widziała, mówię ci!
–Czy dostanę po łbie, jak kolejny raz powiem, że ona powinna sie o wszystkim dowiedzieć?
–Dostaniesz! – zaśmiałam się. – Słuchaj, gdyby ona nas podejrzewała i nie miała nic przeciwko, to by mówiła o tym głośno. Skoro milczy, to znaczy, że ma ciągle nadzieję, że tylko jej sie wszystko wydaje.
–Ale wymyśliłaś.
–Tak, Janek. Ona czeka nie dlatego, żeby odsunąć w czasie miłą niespodziankę. Ona się modli, żeby jej podejrzenia nie stały się rzeczywistością. Bo ona tego nie chce!
–Ja chcę i ty chcesz – odrzekł spokojnie. – To się liczy, moja matka miała czas na budowanie związków, swojego nie potrafiła dobrze poprowadzić i nie pozwolę, by w ten sam sposób zniszczyła nasz!
–Ale ja nie wiem kto z nas…
–Nie! – wtrącił się i zamilkłam. – Nie chcę tego więcej słuchać. czy my robimy coś złego?
–Nie, ale dobrego też nie i nie mów, że nie widzisz problemu. Ten problem jest, ja go widzę i już, ty też go widzisz, ale udajesz, że go nie ma. Taka jest różnica.
Pierwszy raz Janek się po prostu rozłączył. Do tej pory nie było kłótni, której nie zakończylibyśmy zgodą, żadnej niedokończonej rozmowy. To był pierwszy raz, kiedy nie chciał ze mną rozmawiać. Poczułam… Poczułam straszny żal- do niego, do siebie. Chyba w tym wszystkim za bardzo skupiliśmy się na udowodnieniu sobie nawzajem własnych przekonań. Tylko co dalej?

Zepsuty liść akacji [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz