Rozdział 37

182 16 15
                                    

Rozdział 37

To był ciężki czas, a wakacje wcale nie pomagały w ogarnięciu życia. Kiedy codziennie musiałam wstać do pracy, problemy jakoś mniej rosły. Teraz nie było tak łatwo. Zapełniałam każdy dzień głupotami, ale to na nic. Wszystko, co robiłam, sprowadzalo się do jednego tematu- mojej beznadziejności. Na szczęście miałam Atoma, co prawda budził we mnie wspomnienia Janka, ale był moją codzienną radością.
Po spacerze, który był krótki ze względu na upał, usiadłam do obiadu. Od pewnego czasu przestałam gotować, a moja dieta opierała się na gotowcach. Dziś padło na sałatkę grecką. Wcale nie miałam na nią ochoty, ale jadam przez rozum. Jeszcze przed kawą usłyszałam pukanie do drzwi. Atom zaszczekał donośnie i pobiegł do korytarza, a ja poczułam dziwny niepokój. Kiedy otworzyłam, było jasne skąd te obawy. Janek patrzył na mnie łagodniej niż ostatnio, to na pewno, ale dalej był zły. Jego uwagę zwrócił Atom podskakujący i upominający się o głaskanie. Janek spojrzał na mnie przepraszająco i kucnął, na co Atom prawie władował mu się na ręce. Dopiero teraz dostrzegłam jak obaj za sobą tęsknili.
–Mogę na moment? – Janek podniósł psa i i spojrzał na mnie.
–Proszę – wskazałam dłonią mieszkanie. – Stało się coś?
–Nic. Nic złego – dodał od razu i wypuścił Atoma. – Urósł, nie poznałbym go. – Obejrzał się za nim. – Strasznie mi go brakuje.
–Przyszedłeś go zabrać? – Tylko to przyszło mi do głowy i aż zdrętwiałam na myśl, że mógłby go chcieć z powrotem.
–No skąd! – zawołał. – Jest twój. Zawsze będzie.
–To co cię sprowadza? Wejdź – zaprosiłam go do salonu i zatrzymałam się przy fotelu. Janek niepewnie usiadł na kanapie i dopiero wtedy zajęłam miejsce naprzeciwko niego. – Słucham.
–Nie wiem jak zacząć – zakłopotany powiódł wzrokiem za bawiącym się Atomem. – A! – Uśmiechnął się i podał mi trzymane kartki. – Dokumenty z hodowli, mogą ci się kiedyś przydać.
–Dziękuję. Nawet o tym nie pomyślałam. – Czekałam aż się odezwie, ale tylko mi się przyglądał. – Coś jeszcze?
– Długo myślałem o tobie, o nas – podniósł na mnie wzrok. – Zastanawiałem się gdzie był błąd, gdzie to wszystko się załamało i czy mogliśmy to jakoś uratować. Czy ja mogłem inaczej to poprowadzić, zauważyć, że to było z góry skazane na porażkę.
–Tak? I co?
–Nie mogłem. Ja cię po prostu bardzo kochałem. Kochałem bezkrytycznie i całym sobą. W takich uczuciach nie ma miejsca na rozsądek.
–Dobrze, tylko nie rozumiem dlaczego mi to mówisz.
–Miałaś rację, nigdy nie byłbym z tobą szczęśliwy naprawdę. Teraz chciałem cię zdobywać i na tym opierał się mój świat, później zaczęłoby mi przeszkadzać, że to ja daję z siebie wszystko. Dopiero z biegiem czasu zrozumiałem, że tak musiało się stać. Za każdym razem gdy mówiłaś o rozstaniu, brałem cię do łóżka. Myślałem, że dam ci tym do zrozumienia, że widzę to inaczej, że cię pragnę, potrzebuję. Ty miałaś pewność, że zależy mi bardziej każdego dnia, i korzystałaś. Moja wina, powinienem myśleć o tym, co mi mówisz, a ja to uznawałem za takie uwodzenie mnie. Nigdy nie pomyślałem, że miałas w tym tak podły interes.
–Pewnie. I dlatego wmawiając mi swoje uczucia, sypiałeś z inną. Szlachetnie.
–Z nikim poza tobą nie sypiałem.
–Janek, ja może jestem stara, ale nie aż tak, żeby nie zauważać pewnych rzeczy.
–Wszystko jedno, chciałem tylko powiedzieć, że nie będę ci już zawracał głowy, nie zobaczysz mnie więcej.
–Nie rozumiem.
–Za tydzień wracam do ojca. Tu nic mnie już nie trzyma. Wykorzystałem szansę, a raczej ją straciłem, ale tak widocznie miało być.
–Wyjeżdżasz? – jego słowa uderzyły mnie jak młotem. – Na stałe?
–Tak. – Wstał z kanapy i wyciągnął do mnie dłoń. – Żegnaj. Mimo wszystko cieszę się, że cię poznałem.
–Jan…
–Przynajmniej rozwiałeś moje marzenia o kobiecie idealnej. 
–Ty przeciwnie – uścisnęłam jego dłoń. – Udowodniłeś, że są jeszcze na świecie idealni mężczyźni.
–W niczym mi to nie pomogło. Naiwnie wierzyłem w siłę uczuć, jak dzieciak a nie facet.
–Jesteś bardzo młody, masz jeszcze czas na to, by stać się dla kogoś wszystkim.
–Ty też – wciąż trzymał moja dłom.
–Na to już nie liczę, ale tobie życzę wszystkiego dobrego. I przepraszam cię za wszystko.
–Nie ma sprawy – puścił mnie i schował ręce. – Trzymaj się i… – urwał i z ciężkim oddechem zwiesił głowę – Po prostu trzymaj się i bądź szczęśliwa.
–Ty też. – Z tęsknotą patrzyłam jak przechodzi obok mnie i bezwiednie obejrzałam się za nim. Miałam nadzieję, że chociaż się obejrzy, ale jego plecy zniknęły mi z oczu razem z dźwiękiem zamykanych drzwi.
Po tej rozmowie nie mogłam dojść do siebie Wyrzucałam sobie, że to moja wina, że powinien znać prawdę, a z drugiej strony chciałam, żeby ułożył sobie życie na jakie naprawdę zasługiwał. Tak było lepiej i nie miałam co do tego żadnych złudzeń. Nie liczyłam już chwil, w których chciałam do niego zadzwonić i przyznać się do uczuć. Bałam się, że zostanie dla mnie, a ja i tak ostatecznie wystawiłabym go do wiatru. Nienawidziłam siebie za to wszystko.
Chodząc po mieście ciągle uważałam, czy nie spotkam Janka. Nie spotkałam, za to wpadłam na jego matkę. Ada patrzyła na mnie jakbym go na siłę do samolotu wciskała i poniekąd ją rozumiałam. Przez chwilę rozmawiałyśmy o niczym, tak grzecznościowo, ale Ada niespodziewanie zaprosiła mnie na kawę. Nie miałam złudzeń, zdawałam sobie sprawę, że zaraz przystąpi do ataku. Dobrze wiedziałam, że wyjazd Janka nie był jej na rękę. Przeze mnie znów traciła z oczu swój świat. Pierwszy raz siedziałyśmy razem i żadna z nas nie odezwała się słowem.
–Co u ciebie? – zaczęła dość łagodnie Ada, ale nawet na mnie nie spojrzała.
–W porządku.
–Jakieś plany na wakacje, czy jak zawsze praca.
–Praca – odparłam chłodno – Wakacje to dobry czas na doszkolenie.
–Z czego ty się chcesz doszkalać, myślałam, że ty wszystko wiesz najlepiej.
–To nie poczta, że zmienia się tylko obrazek na znaczkach i data na pieczątce. Program się zmienia, są nowe odkrycia, nowe tematy. Trzeba się rozwijać, a nie czekać aż lepsi nas przegonią – uśmiechnęłam się złośliwie.
–No ciekawe jakie kursy robiłaś przed zajęciami z Jankiem, na pornhubie?
–Zapytaj Janka, o ile będzie chciał ci o tym opowiadać, bo z tego co wiem, to kontakt znów wam się urywa.
–Przez ciebie – patrzyła mi prosto w oczy. – Nawet nie wiesz jak żałuję, że cię wtedy spotkałam. Moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej.
–Moje też.
–Zabawiłaś się i tyle, a ja znów go straciłam.
–Ada… – wzięłam uspokajający oddech i lekko się do niej pochyliłam. – Powiedz tak szczerze, z ręką na sercu, co byś zrobiła, gdybyśmy powiedzieli ci prawdę już na samym początku. Albo gdyby sam Janek przyszedł jak przystało do matki i powiedział, że mu się podobam, że wiąże ze mną przyszłość. Jakbyś zareagowała?
–Nie wiem.
–Nieprawda, wiesz. – Nie przerywając spojrzenia, podniosłam filiżankę z kawą. – Nie pogniewam się.
–Wybiłabym mu ciebie z głowy. Ostatecznie zadzwoniłabym do Kamila i wybłagała, żeby go przekonał na powrót do Stanów.
–Aż tak?
–Nie miałabym racji? Inga, ty jesteś świetną dziewczyną, ale nigdy nie byłaś stała w uczuciach, nie mówiąc już o stałości w związkach. Lubiłaś zmiany, lubiłaś spotykać nowych ludzi, uczucia były dobre jak były świeże, stateczność cię nie interesowała.
–Prawda.
–A teraz co? Janek byłby dla ciebie interesujący, dopóki by nie spowszedniał. Dopóki się kryliście, była ta adrenalina, to podekscytowanie, później to wszystko zmieniłoby się w rutynę, która by go od ciebie odsunęła.
–Może masz rację – spojrzałam w szybę. – Kiedy zobaczyłam go z Anetą, zrozumiałam, że oboje popełniliśmy błąd. On, uważając że jego uczucia nigdy się nie zmienią, ja - że moje uczucia się kiedyś zmienią. Oboje się zawiedliśmy i dobrze że nie zabrnęliśmy zbyt daleko. On ma szansę na związek, na prawdziwą miłość i rodzinę, której pragnie.
–A ty?
–Co ja? – zaśmiałam się. – Ja zajmę się tym, co umiem. Tu przynajmniej nie zniszczę nikomu życia, nie? – dobrze wiedziałam, że mimo pozornej zgody ma do mnie pretensje. Ada od razu odwróciła wzrok. – To była moja wina, Janek od początku chciał ci o wszystkim powiedzieć, a ja za wszelką cenę próbowałam tego uniknąć. Może podświadomie chciałam utrzymać to w tajemnicy, żeby ogień nie gasł. Nie wiem. Wiem tylko tyle, że żal kiedyś minie, wspomnienia się pozacierają i będę dla niego tylko znajomą jego matki. Wszystko wróci do normy.
–Szkoda że wraz z tobą zapomni o mnie.
–Zrób tak, żeby nie zapomniał – odstawiłam filiżankę i wstałam. – Kiedy wylatuje?
–W poniedziałek w południe. – Jej wzrok mówił mi wiele, bała się, że przyjdę na lotnisko.
–Życz mu dobrego lotu. Pa. – Przez chwilę na nią patrzyłam, po czym zabrałam torebkę i wyszłam z kawiarni. Sama sobie się dziwiłam, że to rozstanie tak szybko zaakceptowałam. Może faktycznie to nie był nasz czas.
Myliłam się. Przestałam jeść, przestałam spać. Całymi dniami snułam się po domu i czekałam na wiadomość od Janka lub Ady, że jednak zostaje w Polsce. Wiedziałam, że nawet gdyby tak się stało, to żadne by nie dało znać.
W poniedziałek wyglądałam już jak po ciężkiej chorobie. Nałożyłam tusz na rzęsy, a pod oczy korektor który miał zakryć jakoś cienie i wyszłam z mieszkania. Na lotnisko dotarłam wystarczająco wcześnie, żeby znaleźć sobie miejsce, z którego widziałam całą halę. Janek przyjechał z matką. Ada wręcz trzymała go za rękę, ale on nie okazywał jej żadnych uczuć. Po prostu z nią stał. Ja nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Nie poznawałam go, był przygnębiony i obojętny na wszystko. Ada cały czas go zagadywała, ale on stał wpatrzony w tablice odlotów i nawet słowa nie powiedział. Sama nie wiem dlaczego zaczęłam płakać, chyba dotarło do mnie co straciłam, co jeszcze mogliśmy razem przeżyć. Nigdy nie przypuszczałam, że taki chłopak, może tyle we mnie zmienić, a jednak. Potrafił obudzić we mnie nieznane mi uczucia, tęsknotę za  drugim człowiekiem, przywiązanie. Przy nim byłam zupełnie inna.
Otarłam policzki, gdy Janek odwrócił się do Ady i mocno ją objął. Nie mogłam znieść ich pożegnania i wzruszona zacisnęłam dłoń na ustach. Bałam się wybuchnąć płaczem, a wzroku odwrócić nie umiałam. Stali tak bardzo długo. Janek kołysał matką, jakby chciał ją uspokoić, a ona co chwilę go całowała. Chciałam móc tak jak ona, objąć go, ostatni raz poczuć jego zapach, smak. Zacisnąć na nim ramiona i wsłuchać się w oddechy. Zawsze mnie uspokajały po ciężkim dniu.
Janek stanowczo odsunął od siebie Adę i pochylił, zrównując ich twarze. Nie wiem o czym mówili, ale Ada co chwilę kiwała głową jakby słuchała jego zapewnień. Miałam nadzieję, że będzie ją odwiedzał. Powiodłam za nim wzrokiem, gdy poszedł do bramki na odprawę i po kilku minutach zniknął mi z oczu. Nie ruszyłam się z miejsca. Spojrzałam na koleżankę, która pomachała synowi ostatni raz i czekałam dokąd pójdzie. Tak jak podejrzewałam wyszła na taras widokowy. Stanęłam tak, żeby mnie nie widziała i podeszłam do barierki. Chciałam go zobaczyć po raz ostatni. Długo czekaliśmy, aż w końcu, Ada podskoczyła i zaczęła do kogoś machać. Przyjrzałam się uważnie i rozpoznałam go w oddalonym tłumie. Nie hamowałam łez, nie mogłam podarować sobie straty i szlochając, patrzyłam jak kolejny raz znika mi z oczu, tym razem na zawsze.
Samolotu już dawno nie było widać na niebie, a ja wciąż patrzyłam przed siebie. Uspokajałam swoje serce i umysł, przekonywałam sama siebie, że wszystko już za mną i że życie będzie się dalej toczyć. Życzyłam mu szczęścia i miałam cichą nadzieję, że jeszcze kiedyś o mnie wspomni.
Przed wieczorem usłyszałam ciche stuknięcie do drzwi. Już w szlafroku poszłam otworzyć i zaskoczona spojrzałam na Adę
–Co tu robisz? – zapytałam i zaprosiłam ją środka. Tradycyjnie Atom przybiegł się przywitać. Wzięłam go na ręce i zaprosiłam gościa do salonu. Na początku nic nie powiedziała, ale nie poganiałam jej, doskonale wiedziałam, co dziś przeszła i jak to na nią wpłynęło.
–Janek już poleciał – szepnęła smutno, na co przytaknęłam głową. – Myślałam, że będziesz na lotnisku.
–Byłam – niepotrzebnie to powiedziałam, bo spojrzała na mnie jak na najgorszego wroga.
–Kłamiesz.
–Byłaś tam razem z nim. Miał na sobie czarną koszulkę z krótkim rękawem i dresowe szare spodnie, do tego granatowa walizka na kółkach. Wystarczy, żebyś uwierzyła?
–Nie podeszłaś?
–Po co? Nie byłam wam potrzebna. Jemu nie byłam.
–Może racja. Nie będę ci głowy zawracać, przyniosłam tylko to – sięgnęła ręką do torebki i wyjęła szarą zaklejoną kopertę bąbelkową.
–Co to? – przesunęłam ją w swoją stronę, ale nie otworzyłam.
–Nie wiem. Znalazłam ją na stoliku w jego pokoju.
–Skąd wiesz, że jest dla mnie – przeniosłam wzrok na kopertę.
–Gdyby była dla mnie, to by mi ją dał, nie sądzisz? – nie wiem czy czekała na moją odpowiedź, ale milczałam. – Nie otworzysz?
–Muszę teraz?
–Nie – pokręciła nieznacznie głową.
–Przepraszam cię za wszystko – na moje słowa podniosła wzrok. – Będziemy jeszcze kiedyś umiały usiąść przy kawie i porozmawiać jak dawniej? Bez tego wiecznego obwiniania się o wszystko?
–Nie – szepnęła. – Lecę do Stanów.
–A… – przytaknęłam. – Rozumiem. Rodzina znów będzie razem, cieszę się. Może dogadacie się z Kamilem.
–Nie po to tam jadę – warknęła groźnie. – Inga, czy ja mam tylko takie wrażenie, czy ty się w Janku zakochałaś naprawdę?
–Nie wiem – odparłam bez zastanowienia. – Nigdy naprawdę nie kochałam. Nie wiem jak to rozpoznać, ale był dla mnie kimś wyjątkowym. Każdy dzień, każde spotkanie zapadło mi w pamięć i nie potrafię opisać jak bardzo żałuję, że nigdy więcej go nie zobaczę – w sekundę po moich policzkach spłynęły łzy i szybko je otarłam. – To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu i tak samo mocno żałuję jej podjęcia, jak i cieszę się, że odważyłam się to zrobić. On zasługuje na sporo więcej, niż ja potrafię mu dać.
–Mogę o coś zapytać? – spojrzała na mnie ukradkiem. – Co powiedziałaś Jankowi, że tak przeżył wasze rozstanie? – Nie wiedziałam co odpowiedzieć.
–Myślę że sam ci to kiedyś opowie – zmarszczyłam brwi na samo wspomnienie moich kłamstw.
–Okłamałaś go?
–Musiałam. Chciałam zakończyć to definitywnie, bez tłumaczenia, bez targowania się o wszystko. Miał mnie nie chcieć. Tylko proszę, przez wzgląd na dawną przyjaźń, jeśli kiedyś o wszystkim ci opowie, nie prostuj niczego. Niech myśli, że to prawda.
–Dlaczego?
–Wolę żeby mnie nienawidził, niż miałby za mną już zawsze tęsknić.
–Kochasz go – wyszeptała, patrząc mi w oczy, a ja poczułam bolesny uścisk w brzuchu. Miała rację, ja go kochałam. – To wielka odwaga odepchnąć kogoś z miłości.
–Albo tchórzostwo – rzuciłam na koniec i nie oczekiwałam odpowiedzi.
Ada już się nie odezwała. W milczeniu zabrała swoją torebkę i poszła do drzwi. Zatrzymałam ją, zanim wyszła.
–Mam do ciebie prośbę – odezwałam się. – Pogódź się z Kamilem.
–Co takiego? – oburzyła się.
–Zwyczajnie, odpuść mu to, co zrobił źle. Nie spieprz tego jak ja. Ty masz jeszcze szansę wszystko naprawić, bo on na ciebie czeka, czekał cały czas od waszego rozstania.
–Skąd wiesz? Od Janka? – kiwnęłam głową. – Nie wiem czy umiem zapomnieć.
–Pamiętaj, że nie jesteś bez winy. Wykorzystaj możliwość, że możecie zacząć od nowa i że chcecie tego oboje. Może wam się udać.
–Nie obiecuję – zawahała się przed czymś, a po chwili pocałowała mnie w policzek. Byłam zaskoczona, bo od dawna tego nie robiła. Płacząc, objęłam ją za szyję i nie potrafiłam wypuścić. Oprócz Janka straciłam też ją.
Kiedy wyszła, wróciłam do salonu i nie odwracałam wzroku od koperty. Nie wiedziałam czego się spodziewać i niepewnie rozerwałam jej brzeg. Pierwsza rzuciła mi się w oczy niewielka kartka, którą wyjęłam, dopiero później zobaczyłam, że w środku wciąż coś jest. Obróciłam kopertę, a na blat wypadła akacjowa gałązka. Była już sucha, ale niezniszczona i wciąż ze wszystkimi listkami. Poruszyłam ją palcem i ze łzami w oczach otworzyłam list. Napisał go odręcznie i sam widok jego pisma przyspieszył bicie mojego serca, nie spodziewałam się jednak tego, co zastanę w treści: “Nie przyniósł nam szczęścia. Miałaś rację, ten liść był zepsuty. Myślałem, że moja wiara w naszą miłość wszystko zwycięży, że to wystarczy. Myliłem się. Zrób z nim co chcesz, zachowaj albo wyrzuć, ale mimo wszystko nie wyrzucaj z pamięci mnie. Ja o tobie będę pamiętał zawsze, mimo upływu lat będę czekał, bo głęboko wierzę, że nasze drogi jeszcze się przetną, może nie za rok i nie za pięć, ale jeśli jest szansa, że za pięćdziesiąt, to ja będę na tę chwilę gotowy. Daj znać, gdy będzie ci źle, gdy rozboli cię żołądek albo nie będzie ci się chciało wyjść na spacer z Atomem, a ja natychmiast wsiądę w samolot. Do zobaczenia, miłych snów. Jan.”
Kiedy przestałam płakać odsunęłam kartkę i spojrzałam na akacjowy liść. Dotykałam kolejnych listków i powtarzałam w głowie - kocha, nie kocha,kocha, nie kocha… Nie kocha? – zmarszczyłam brwi i zaczęłam od nowa.
–Kocha, nie kocha, kocha, nie kocha – mówiłam na głos – kocha, nie kocha, kocha, nie kocha, kocha, nie kocha, kocha, nie kocha. Nie kocha? – przypomniałam sobie naszą rozmowę w parku, kiedy mówił, że za każdym razem wychodziło mu, że kocha i pokręciłam do siebie głową. Wtedy skłamał, teraz już nie musiał. Z uśmiechem oderwałam jeden z listków i skruszyłam go w dłoni. Teraz było dobrze. Położyłam się na stoliku i znów poruszyłam palcami nieszczęsny listek. – Kocha, od początku kochałam, tylko bałam się to przyznać – pociągnęłam nosem. – Nie czekaj na mnie, nie myśl i nie wracaj do tego, co było. Żyj i obiecaj, że będziesz szczęśliwy. A liść zachowam, zepsuty czy nie, będzie mi przypominał o tym, że przez moment byłam dla kogoś całym światem.

KONIEC

Pewnie wiele z Was liczyło na szczęśliwe zakończenie. Niestety tym razem postanowiłam inaczej.  Cieszę się, ze dotrwałyście do końca, dziękuję też za każdy komentarz czy reakcję. To dla mnie naprawdę wiele znaczy.
Pozdrawiam Was gorąco i zanim będę gotowa na kolejną publikację, zapraszam do czytania moich, dostępnych na Wattpad, dzieł, jak również tych juz wydanych, które znajdziecie na Legimi.

Do zobaczenia wkrótce B.M.

Zepsuty liść akacji [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz