Rozdzial 16

88 17 2
                                    

Rozdział 16

Rano nie zastałam Janka ani przed swoją klatką, ani przed szkołą. Nie dostałam też od niego żadnej wiadomości. W sumie nie miał mnie za co przepraszać, to raczej ja powinnam mu coś napisać. Kilkakrotnie brałam do ręki telefon, ale za każdym razem coś mnie hamowało. Nie no, przecież nie mogłam ja za nim latać! Wrzuciłam telefon do torebki i poszłam na lekcje.
Po zajęciach, które tego dnia skończyłam wcześniej, pojechałam na zakupy, chciałam się odprężyć, a przy okazji znaleźć sobie coś odpowiedniego na matury i zakończenie roku. Kupowanie szmat zawsze przychodziło mi łatwo. Wpadłam między wieszaki i od razu wybrałam kilka fajnych sukienek. Były jednokolorowe, więc dobranie do nich odpowiednich dodatków było proste i szybko można było zmienić wygląd całości. Moje serce skradła czarna sukienka z bufiastymi tiulowymi rekawkami. Była cudna, a okrągły, niezbyt głęboki dekolt pasował idealnie do jakiegoś minimalistycznego naszyjnika. Miękki materiał opływał mi sylwetkę, ale w żadnym razie nie wyglądałam wulgarnie. To było to, czego potrzebowałam.
W kolejnych sklepach też nie mogłam się oprzeć zakupom i w końcu kiedy torby nie mieściły mi się w rękach, postanowiłam zakończyć to szaleństwo. Spokojnie szłam w stronę ruchomych schodów, kiedy zauważyłam Janka wychodzącego z kwiaciarni, miał w ręce duży bukiet zapakowany w papier. Przystanęłam, ale chyba mnie nie zauważył. Wyjął z kieszeni telefon i przez chwilę stał z nim przy uchu. Dyskretnie wygrzebałam z torebki swój, ale najwyraźniej nie do mnie dzwonił, zwłaszcza że po chwili zaczął z kimś żywo rozmawiać. Uśmiechał się tak jak zawsze, uroczo i chłopięco. Ten rodzaj uśmiechu zawsze na mnie działał, lecz dziś mi on przeszkadzał. Byłam zazdrosna. Na szczęście nie poszedł w moją stronę, ale w stronę schodów do których i ja się kierowałam. Szłam za nim powoli, żeby się do niego nie zbliżać, ale widzieć dokąd idzie. Pozwoliłam mu zjechać na dół i dopiero wtedy ja stanęłam na taśmie. Zniknął mi z oczu, ale nie zamierzałam go gonić. W posępnym nastroju wróciłam do domu. Miałam nadzieję spotkać go przed swoim domem, ale nie tym razem. Parking był pusty, klatka schodowa była pusta, moje mieszkanie puste. Przekręciłam klucz w zamku i zostawiłam zakupy w przedpokoju, nawet ochoty nie miałam ich przejrzeć. Poszłam pod prysznic. Stałam pod ciepłymi strumieniami i przypomniałam sobie nasz wczorajszy wieczór. Nie było nikogo, kto chciałby mi pomasować kark. Oparłam czoło o kafelki i pozwoliłam wodzie lać mi się na plecy. Akurat wtedy kiedy sama przed sobą odważyłam się przyznać, że stał się moim facetem, musiał kupować kwiaty dla innej? Poczułam się głupio, ale cóż, mogłam mieć pretensje jedynie do siebie. Mogłam przewidzieć, że skoro sama mu mówiłam, że nie chcę związku, to znajdzie sobie kogoś, kto będzie chciał. Próbowałam przekonać samą siebie, że tak byłoby lepiej, ale nie zgadzałam się z tym. Przywykłam do niego, do jego spojrzeń, do tego jak do mnie mówił. Lubiłam to i chciałam tego słuchać. Teraz było już za późno, mogłam doceniać co miałam, a nie teraz tęsknić.
Szybko dokończyłam kąpiel i owinięta ręcznikiem poszłam do sypialni. Wtarłam w wilgotne ciało olejek pachnący bzem i kiedy tylko się wchłonął, rzuciłam się do łóżka. Pościel przyjemnie otuliła moje nagie ciało i wtulona w poduszkę chciałam zasnąć. Chciałam, to dobre określenie, bo nie mogłam. Przez myśli przelatywały mi co rusz jakieś urywki z naszych spotkań. Uśmiechałam się sama do siebie i mimo że go przy mnie nie było, to czułam na sobie jego ciepło. Rozmarzona wtuliłam się w poduszkę i zamknęłam oczy.
Matury zawsze mnie stresowały. Niby wiedziałam, że młodzi wiedzą tyle, żeby spokojnie zdać, a jednak strasznie się bałam, że coś nie pójdzie. Zamęczałam ich fakultetami oraz materiałami do powtórzeń i wiedziałam, że mają mnie dość.
Po wyjściu ze szkoły pojechałam na umówioną kawę do Ady. Nie pasowało mi to, ale już trzeci dzień piłowała. Nie chciałam zdradzać powodów mojej niechęci do odwiedzin i z przyklejonym uśmiechem zapukałam do drzwi jej mieszkania.
–No brawo! Dotarłaś – objęła mnie i pocałowała w policzek. – Wchodź, kawa już się robi.
–Dzięki – odłożyłam torebkę i od razu zsunęłam buty, wiedziałam, że i tak uwalę się w fotelu razem z nogami.
–Opowiadaj, co u ciebie? – Sama nie wiedziałam, czy jej przenikliwe spojrzenie to zwykła ciekawość, czy czegoś się domyślała.
–Nic, matury niedługo, strasznie się denerwuję – zaśmiałam się i zatrzymałam wzrok na stojącym w wazonie bukiecie. – Kwiaty?
–A nie widać? – zadrwiła ze mnie.
–Cichy wielbiciel?
–Syn – odparła zadowolona i poruszyła palcami różową piwonię. – Pokłóciliśmy się trochę. No nic nie poradzę, że się o niego martwię. Mam wrażenie, że on nie trafił na odpowiednią dla siebie dziewczynę. Ona jest toksyczna!
–Toksyczna? – upewniłam się. – Skąd ten śmiały wniosek? Przecież jej nie znasz.
–Intuicja – burknęła niemiło i wyjęła nasze filiżanki z ekspresu. – On za nią lata jak tresowany pies, a ona co?
–Ona co?
–Sama nie wiem.
–Ale wiesz, że toksyczna! – zaśmiałam się w głos. – Ty jesteś o niego po prostu zazdrosna.
–Mówisz tak, bo to nie twój syn – usiadłyśmy na swoich miejscach w salonie.
–Mówię tak, bo jestem pedagogiem – wypiłam trochę kawy i poprawiłam nogi na fotelu. – Załóżmy taką sytuację, że nie rozstaliście się z Kamilem, jesteście małżeństwem i macie dwudziestoletniego syna. Syn się zakochuje, stara się o swoją kobietę, zdobywa ją i już.  Źle?
–Nie, ale nie rozumiem – oburzyła się, wiedziałam, że rozumie.
–Teraz inaczej, nie widzisz swojego syna dziesięć lat. Nie było cię przy nim, kiedy dorastał, kiedy z chłopca stał się młodym mężczyzną, nie znasz jego gustu, nie znasz historii jego młodzieńczych podbojów, jego fascynacji. Nagle on do ciebie przyjeżdża, ale ty nie widzisz w nim mężczyzny tylko swoje dziecko, piętnastolatka, którego zostawiłaś daleko. Fakt, szybko znalazł sobie dziewczynę, ale to niczego nie zmienia, ty widzisz w niej zagrożenie, że podobnie jak dla Kamila kiedyś, on zostawi cię teraz dla swojej miłości. Chcesz go tylko dla siebie, to jest toksyczne. Ja wiem – uniosłam dłonie – że ty go ponad wszystko kochasz, ale to jest niezdrowe. Miałaś z nim porozmawiać, przedstawić mu swoje obawy i co?
–Przedstawiłam i zgodził się ze mną.
–Brawo – klasnęłam w dłonie.
–Ale powiedział mi, że kiedyś będę musiała pogodzić się, że z kimś jest.
–I słusznie, przecież nie zostanie dla ciebie kawalerem.
–Ale ja czuję – ściszyła nagle głos, bo drzwi jej mieszkania się otworzyły – czuję, że to się dla niego źle skończy, że ona go wykorzysta i porzuci.
–O, dzień dobry – odezwał się obojętnie Janek i podszedł od razu do Ady. Pocałował ją w policzek i niepewnie spojrzał na mnie.
–Hej młodzieży. – Posłałam mu szyderczy uśmieszek, bo spodziewałam się, że jego oschły ton, miał mnie podjudzić.
–Jak idzie nauka? – Ada zagadnęła w taki sposób, jakby nas wcześniej podglądała. Rzuciłam okiem na Janka, ale on był wyluzowany. Rozsiadał się wygodnie na kannapie i tyle.
–W porządku, wracamy do podstaw. Na poważne tematy przyjdzie jeszcze czas. – Zmrużyłam lekko oczy i zanurzyłam usta w kawie.
–A kiedy następne? – No czy ona serio była tak ciekawa, czy tylko czekała, aż któreś z nas coś palnie? Zanim się odezwałam, poprawił się Janek.
–Nie wiem kiedy moja osobista pani chemica ma czas. – To było niepotrzebne, nawet ja zauważyłam zmianę w jego spojrzeniu, a co dopiero matka, która obawia się jego romansów.
–Twoja pani chemica to ci niedługo taki test wysmaruje, że przejdzie ci ochota na chemię – wskazałam go palcem – zobaczysz. 
–Bo słuchajcie – znów zaczęła Ada, ale nie od razu na nią zerknęłam. Nie potrafiłam oderwać od Janka wzroku i dopiero gdy on to zrobił, spojrzałam na przyjaciółkę. – Ja pojutrze mam popołudnie, możecie pouczyć się tutaj, nie będę wam przeszkadzać. – No ona na bank coś podejrzewała.
–Ale mi nie przeszkadzasz.
–No ale to zawsze inaczej jak nikt za ścianą nie siedzi. No chyba się nie pobijecie bez pilnowania – zażartowała. – Przecież nie możecie cały czas siedzieć u ciebie, to trochę krępujące.
–Nie no bez przesady, nie było chyba tak najgorzej. – udawałam obojętną i posłałam pytające spojrzenie Jankowi. Nie odpowiedział, oczywiście, lekko się uśmiechnął i wzruszył ramionami.
–No nie było. To co, ja spadam, a widzimy się w piątek o której? – zmrużył lekko oczy, co zawsze na mnie działało i ten przypadek nie był inny. Skurcz w podbrzuszu dał mi znać, że potrzebuję go bardziej niż sama myślę.
–O szesnastej?
–Będę czekał. – rzucił chłodno i znów buziakiem pożegnał się tylko z Adą. Cholernie jej zazdrościłam. Momentami chciałam jej o wszystkim powiedzieć. Wyrzucić wszystko i niechby się na mnie obraziła, ale ja mogłabym po prostu żyć tak jak lubię. Niestety nie miałam tyle odwagi, zwłaszcza po naszym ostatnim rozstaniu.
Po wyjściu Janka, Ada od razu zmieniła temat, ale ja nie przestałam o nim myśleć. Zastanawiałam się dokąd poszedł, bo pracował w weekendy, a był środek tygodnia. A może Ada miała rację, że oprócz mnie była jakaś dziewczyna… Może ta od lekcji angielskiego?
–Nie słuchasz mnie – Ada podniosła lekko głos. – Coś się stało?
–Nie, tak jakoś głowa mnie rozbolała – zmrużyłam oczy.
–Tak nagle? – Ada wstała z fotela i kucnęła przede mną. – A poza głową? Dreszcze? Mdłości?
–Nie – pokręciłam głową i podniosłam filiżankę.
–Nie pij kawy, przyniosę ci wodę i tabletki. – Naprawdę się przejęła, a mi było tylko bardzo wstyd, że tak kłamałam. Na szczęście leki nie były zbyt silne i mimo braku bólu wzięłam dwie i popiłam szklanką wody. – Nie wracaj samochodem do domu – szepnęła i złapała leżący na komodzie telefon. Nie wiedziałam gdzie zamierzała dzwonić. – Jaś, bardzo jesteś zajęty?
–Nie trzeba, poradzę sobie, zaraz mi minie – złapałam jej rękę, ale nawet nie zareagowała. – Inga źle się poczuła, ma jakieś zawroty głowy i… – skończyła nagle i tylko przytakiwała głową, jakby on to przynajmniej widział. Później po prostu odłożyła telefon. – Zaraz przyjedzie, to zawiezie cię do domu.
–Nie trzeba, nic mi nie jest, to jakiś skok ciśnienia albo coś. Nerwówka w robocie i tyle. Nie ma się co pieścić. – Uśmiechnęłam się z czułością i jeszcze bardziej podle się czułam. – Dam sobie radę.
–Przestań – wyglądała bardzo poważnie, a nie spodziewałam się tego po niej. – Masz w domu jakieś leki?
–Wino! – zaśmiałam się.
–Chyba żartujesz! – oburzyła się. – Żadnego alkoholu. A może ja u ciebie przenocuję?
–Ada, nie jestem dzieckiem. Już mi mija, niepotrzebnie wołałaś Janka, sama wrócę do domu – zaczęłam się zbierać.
–Ani mi się waż! – przytrzymała mnie za rękę. – Nie daj Boże zasłabniesz za kółkiem i nieszczęście gotowe. Siedź i czekaj. Janek mówił że jest niedaleko, to zaraz powinien… – urwała i obie spojrzałyśmy w stronę przedpokoju. – O już jest.
Janek wszedł do salonu wręcz zdyszany. Patrzył na mnie jakbym tu umierała, a mi nic nie było. Kiedy tylko Ada się do niego odwróciła, na migi dałam mu znać, żeby nie przeżywał i nieśmiało się uśmiechnął. To też nie było najlepsze rozwiązanie, najlepiej by było gdyby udawał złego, że pokrzyżowałam mu plany. Ada była jednak tak przejęta że na nic już nie zwracała uwagi. Wytłumaczyła chłopakowi, że ma ostrożnie jechać i aż czekałam aż każe mu zanieść mnie do domu. Na szczęście tego nie zrobiła. Po setnym ju zapewnieniu jej, że dobrze się czuję, mogłam w końcu wyjść z domu. Janek bez słowa odprowadził mnie do mojego auta i otworzył mi drzwi pasażera. Wiedziałam, że musiało wyglądać naturalnie, więc bez sprzeciwów usiadłam i zamknęłam drzwi. Dopiero gdy Janek zajął miejsce kierowcy, odwrócił się do mnie.
–Co się dzieje? – wyciągnął do mnie dłoń i odgarnął mi włosy.
–Nic. Zawiesiłam się podczas rozmowy z twoją matką, a kiedy zapytała co mi jest, powiedziałam, że mnie głowa rozbolała. – przewróciłam oczami. – No skąd mogłam wiedzieć, że ona taka wrażliwa?
–Ale na pewno wszystko jest w porządku? – upewnił się.
–Janek, nic mi nie jest, udawałam! Nie przypuszczałam, że zadzwoni po ciebie, przepraszam.
–Nie żartuj – podniósł moją dłoń do ust. – Nie ma sprawy. Bardzo się cieszę, że nic ci nie jest i że możemy chwilę spędzić razem.
–Popsułam ci plany.
–Nic podobnego – uruchomił silnik – Żadne plany nie są ważniejsze od ciebie.
–Czyli jednak miałeś plany – nie patrzyłam na niego i pierwszy raz tak bardzo mi przeszkadzała myśl, że on kogoś ma. – Dojedź do centrum i się przesiądziemy, sama wrócę do domu.
–Inga? – obejrzał się na mnie – Co jest?
–Nic.
–No przecież widzę. Mama powiedziała ci coś przykrego? O mnie?
–A miała co powiedzieć?
–Chyba nie.
–Chyba? – podniosłam lekko głos. Byłam idiotką do potęgi. Co ja sobie myślałam? Poczułam jak szczypie mnie nos i nie chcąc tego ciągnąć w nieskończoność, rozejrzałam się za najbliższym parkingiem lub wysepką. – Tu się zatrzymaj. – Wskazałam mu zatoczkę dla autobusów.
–Odwiozę cię.
–Nie ma potrzeby.
–Obiecałem, że cię odwiozę.
–Nie ma potrzeby! – zaczęłam krzyczeć.
–Ale ja chcę! – wydarł się tak, że od razu zamilkłam. – Czy ja mam tylko takie wrażenie, czy masz pretensje?
–Pretensje? Nie. – To było szczere, bo nie mogłam mieć pretensji o to, że wreszcie zauważył bezsens swojego działania. Powinnam być zadowolona i utwierdzić go w tym co robił, a jednak nie potrafiłam.
Janek oczywiście nie dał mi się przesiąść i dopiero gdy zatrzymaliśmy się pod moim blokiem, odpiął pas i odwrócił się do mnie.
–No powiedz, przecież nie jestem ślepy, co się stało?
–Nic – wyszłam na zewnątrz i po zatrzymaniu się przy Janku wyciągnęłam rękę po kluczyki.
–Kochanie? – te słowa uderzyły mnie jak pięścią. – Rozmawiaj ze mną.
–Obiecaj mi, że jeśli będzie ktoś oprócz mnie, to po prostu mi to powiesz.
–Co takiego?
–Zwyczajnie. Możemy umówić się na jakiś konkretny tekst, który będzie oznaczał, że czas to zakończyć. Wiem, że mówienie wprost, że się już kimś nie interesujesz, nie jest dla nikogo normalnego miłe, możemy sobie tego oszczędzić.
–Co ty chcesz powiedzieć? – złapał mnie za rękę.
–Nie wiem, może być, coś w stylu “Chcę zacząć życie od nowa”. Dla mnie to będzie sygnał, że pewien etap się zakończył.
–Czy ty na pewno dobrze się czujesz, kobieto? Co ty bredzisz? Jakie chcę zacząć życie od nowa? Ja już zacząłem nowe życie, przy tobie. Nie zacznę nowego i nie zakończę tego. – Chwycił mnie za dłoń, którą wciąż trzymałam wyciągniętą, zamknął samochód i pociągnął mnie do domu. Zaraz po przekroczeniu progu, zamknął drzwi i najnormalniej w świecie zabrał mi torebkę i mocno mnie objął. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo tego potrzebowałam. Moje ciało w ułamku sekundy się rozluźniło, a myśli na nowo poukładały się w całość. Przestałam się zastanawiać, przestałam przede wszystkim wątpić. Kiedy ze mną był, wierzyłam, że to ma jakiś sens, że może się udać, ale kiedy znikał mi z oczu, ogarniało mnie przygnębienie. – Powiesz, w czym problem? – głos Janka był cichy, czuły. Zacisnął mocniej na mnie ręce i uniósł. Nie protestowałam. Pozwoliłam zanieść się do łóżka i gdy tylko Janek okrył nas kocem, mocno się do niego przytuliłam.

Zepsuty liść akacji [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz