Rozdział 9

82 20 3
                                    

Rozdział 9

Niedzielę spędziłam, wyjątkowo, w łóżku. Dawno nie miałam takiego lenia. Materiały, które musiałam ogarnąć na poniedziałek, również przytargałam pod kołdrę. Sprawdziłem kartkówki pierwszoklasistów, ale tu były raptem trzy pytania, więc szybko poszło. Sprawdziłam w terminarzu, co mam następnego dnia i uznałam, że w sumie jestem przygotowana. Zsunęłam kartki w nogi i przytuliłam się do poduszki. Przez sen słyszałam dzwoniący co chwilę telefon, ale domyślałam się, kto czaił się po drugiej stronie i nie zamierzałam odbierać. Dopiero kiedy rozległo się pukanie do drzwi, zwlekłam się z łóżka. Po drodze owinęłam się szlafrokiem i w końcu otworzyłam.
–No Boże kochany! – zawołała na cały głos Ada. – Nie można się do ciebie dodzwonić.
–Naprawdę?
–Chora jesteś? – wepchnęła mi się do domu. – Źle wyglądasz.
–Może dlatego, że spałam? – zawiązałam ciaśniej pasek i skinęłam głową w stronę salonu. Zanim usiadłam z koleżanką, poszłam zrobić kawę. Postawiłam na stoliku dwa parujące kubki i usiadłam w fotelu. Ada patrzyła na mnie, jakbym ją tu sama ściągnęła. –No?
–No co?
–Ja się pytam, co? Jest niedziela, godzina – przeniosłam wzrok na zegarek – czternasta, a ty przychodzisz i pytasz mnie co?
–Chciałam się poradzić – smętnie zwiesiła głowę – w sprawie Janka.
–Nie wiem czy pomogę. Ja się nie znam na wychowywaniu dzieci, zwłaszcza tych dorosłych.
–Nie o to chodzi. Właśnie chciałam cię zapytać, jako osobę patrzącą z zewnątrz. Jesteś bezstronna. Nic was nie łączy i pewnie inaczej do niego podchodzisz.
–No i? – Co miałam powiedzieć, że chłopak działa na mnie jak płachta na byka i że śnię o nim każdej nocy?
–Mam ostatnio wrażenie, że on coś ukrywa. Jakiś taki zamyślony łazi, zły.
–Zły? – uniosłam brew. – Na kogo?
–Na mnie… Chyba.
–Moment – potarłam twarz dłońmi i wypiłam łyk kawy. – Na ciebie? A za co?
–Sama nie wiem.
–To skąd wiesz, że na ciebie? – prychnęłam.
–Burczy, zamiast odpowiadać, co nie powiem, czego nie zaproponuję, to wszystko jest źle.
–A mogę spytać, co mu proponujesz? – Jakoś szczególnie to zagadnienie chciałam rozwinąć.
–Wiesz co, jak przyjechał, to był pełen energii, dużo ze mną rozmawiał, żył, miał masę planów. Teraz zaległ na kanapie z telefonem. Ciągle mówi, że szuka sobie pracy, ale ja wiem, że to nie to. Słyszałam jak rozmawiał z ojcem i boję się, że mnie tu znów zostawi.
–Rozumiem. Ale nie powiedziałaś, co mu takiego proponujesz, że się wścieka.
–Umówiłam go z córką koleżanki. – Czyli jednak miałam rację, że ten angielski to ściema stulecia.
–Ada! Nie baw się w swatkę.
–Nie chodziło mi, żeby ich do siebie popchnąć – odezwała się takim tonem, jakby to siebie próbowałam przekonać, a nie mnie.
–Nie? A o co?
–Żeby się czymś zajął. Żeby nie miał poczucia, że traci tu czas. Ona teraz podchodzi do matury, pomyślałam, że on z dobrym angielskim… Dobra przez chwilę pomyślałam, że coś z tego będzie. To miła dziewczyna, spokojna, mądra. Pasowaliby do siebie.
–Powtórzę, nie swataj go. Ma rację, że warczy. I o ile z wieloma rzeczami jakie w życiu zrobił się nie zgadzam, to tu go poprę. On ma prawo do życia.
–Chcę jego szczęścia, to naprawdę fajna dziewczyna, z jej matką…
–Ada! – przerwałam jej podniesionym głosem i zamilkła. – Przepraszam za to, co powiem, ale ty już miałaś swoją szansę na wpływanie na niego i na jego życie. Przykro mi, ale ty tę szansę zmarnowałaś. Nie dziw się, że on nie umie z tobą żyć jak z matką. Oboje musicie się tego nauczyć, a na razie to pokazujesz mu matkę sprzed lat, taką, która spełnia swoje ambicje, a nie myśli o nim.
–Nieprawda!
–To ty chcesz tej dziewczyny dla niego. To twoje marzenie, nie jego. Kiedyś chciałaś grać, a on musiał to zaakceptować i się uśmiechać, teraz chcesz go ożenić, a ona ma się zgodzić i być wdzięczny, powtarzasz stare błędy, więc nie dziw się, że efekt będzie dokładnie ten sam, co sześć lat temu. On od ciebie ucieknie, ucieknie znowu i tym razem nie wróci.
–Jesteś moją przyjaciółką, myślałam, że mi pomożesz – zaczęła płakać.
–Pomagam. Interesuj się nim, pytaj co u niego, ale nie zadręczaj go sobą. Nie ma dziewczyny to nie ma dziewczyny, nie doszukuj się w tym niczego. Może ma złe doświadczenia, może ktoś bardzo go zranił, nie wiesz tego, prawda? Bo nie spytałaś o jego dawne życie, o jego poglądy i gusta. Ty ze względu na złość do Kamila, odtrąciłaś dawnego Janka. On z przeszłości cię nie dotyczy i nie obchodzi – krzyczałam coraz głośniej, a Ada kuliła się w sobie. – Traktujesz go jak kupkę gliny i chcesz go na nowo stworzyć, takiego o jakim marzyłaś przez lata, ale nie dociera do ciebie, że on już ma charakter, ma zainteresowania i swoją własną historię?
–Masz rację – wydukała przez łzy. Dla mnie wrócił jako kilkulatek i wydaje mi się, że wiem lepiej, co dla niego jest dobre.
–Tak mi się wydaje – złapałam jej dłoń. – Pozwól mu na bycie sobą. Nie ma nic gorszego jak rezygnowanie z siebie dla zadowolenia kogoś. On cię będzie kochał, ale żeby żyć, zrezygnuje z ciebie. To silny charakter.
–Tak myślisz? Że nie wszystko stracone?
–Jak odpuścisz to ustawianie go pod swój ideał, to wróżę wam długie lata w szczęściu.
–Kochana jesteś – przysiadła się bliżej mnie i objęła za szyję. – Dziękuję ci.
–Nie ma sprawy. – Cmoknęłam ją w policzek.
Do końca wizyty rozmawiałysmy już na luzie, trochę o pracy, trochę wspominałyśmy. To było miłe popołudnie, mimo że planowałam spędzić je inaczej. Miałam nadzieję, że coś do niej dotarło. Nie byłam pewna czy miałam rację, ale wydawało mi się, że przynajmniej w części mówiłam dobrze.
Rano bez pośpiechu przygotowałam się do wyjścia. Kilkukrotnie sprawdziłam czy wszystko mam i w dość dobrym humorze wyszłam z domu. Popchnęłam drzwi od klatki i zmrużyłam oczy przed słońcem. Dziś świeciło wyjątkowo mocno. Wyjęłam z torebki ciemne okulary i poszłam w stronę parkingu. Wychodząc zza rogu budynku, wpadłam wprost na uśmiechniętego Janka, który bezceremonialnie pocałował mnie w policzek.
–Kawka dla ciebie – podał mi tekturowy kubek.
–Już piłam, dziękuję – skłamałam, byle tylko dał mi spokój.
–W takim razie – odwrócił się do otwartych drzwi samochodu i zamienił kubki. – Bezkofeinowa.
Zaśmiałam i się i to szczerze. Mimo wszystko był uroczy. Zerknęłam na kubek w jego dłoni i lekko zmarszczyłam nos.
–To może jednak daj kofeinę?
–Szczerze? – szepnął i pochylił się do mojego ucha – tak naprawdę to obie są z kofeiną.
–Bajerant – zniżyłam głos i nieśmiało spojrzałam mu w oczy, no oczy miał piękne, takie szkliste.
–Dla ciebie wszystko – delikatnie objął mnie ramieniem i przyciągnął tak, że się o niego oparłam. Od razu się odsunęłam i nie robił z tego problemu. – Masz pięć minut na wspólną kawę? – uniósł swój kubek. Zerknęłam na zegarek i musiałam przyznać, że miałam czas. Wskazałam głową ławkę kilka metrów od nas i nie odzywając się słowem, ruszyłam w tamtą stronę. Usiedliśmy blisko siebie, ale nie na tyle, żeby się dotykać, no i oczywiście nadal żadne z nas się nie odezwało. Było w tym coś interesującego.
–Cieszę się, że cię zastałem, bałem się, że już wyszłaś.
–Miło z twojej strony, że czekałeś, ale chyba niepotrzebnie – patrzyłam przed siebie. – Zresztą ja zaraz muszę lecieć.
–No właśnie – poprawił się i usiadł przodem do mnie. – Skoro bardzo nie chcesz mnie na fakultetach, to może spotkajmy się po lekcjach. Naprawdę niewiele wymagam. Nie jestem chemikiem, ale nauki ścisłe nie sprawiały mi nigdy większych problemów. Sprawdzisz fachowym okiem, co umiem, co muszę podciągnąć i tyle.
–mam w to uwierzyć?
–Postarasz się? – Nie patrzył na mnie jak bezczelny gnojek, tylko jak naprawdę poważny chłopak, który wie, czego chce.
–Dobra – wstałam z ławki – pomyślę i dam znać, muszę sprawdzić plan, tak żeby…
–Jasne – przerwał mi i lekko przyciągnął mnie do siebie. – Przepraszam za sobotę.
–Nie wracajmy do tego – chciałam się odsunąć. – Muszę iść do pracy.
–Podwieźć cię?
–Nie – odparłam stanowczo i dopiero wtedy mnie puścił.
–Mamę odwiozłem do pracy, jestem wolny.
–Mimo to. Poradzę sobie.
–Spotkamy się jeszcze – urwał i na sekundę odwrócił do mnie wzrok – sami, bez mamy?
–Myślisz, że będzie cię pilnować?
–Ja nie myślę, ja wiem. Ma wyrzuty i cały czas mnie przeprasza.
–Nie bez racji – wypiłam łyk kawy i spojrzałam na Janka. – Ona już zawsze będzie się czuła złą matka. Wasza obecna relacja nie zmieni niczego, a kto wie, może jeszcze bardziej pogorszy sytuację.
–Niby jak?
–Zwyczajnie. Ona teraz jest naprawdę szczęśliwa. Po tylu latach czekania wreszcie cię ma. Ale widzisz, ona każdego dnia uświadamia sobie bardzo boleśnie, ile straciła, jak bardzo cię nie zna, i przede wszystkim, że tego już nie nadrobi. Ma ciebie takiego jakim jesteś, nie pokażesz jej tego jaki byłeś pięć czy osiem lat temu. No i przede wszystkim jest z ciebie ogromnie dumna i przytłacza ją myśl, że w tym nie ma jej zasługi. – Trochę naciągnęłam, ale pomyślałam, że dobrze im to zrobi. Twarz Janka nagle pojaśniała, jakby właśnie to chciał usłyszeć. – Trzymaj się.
–Czekaj – zatrzymał mnie, ale nie od razu powiedział o co chodzi. Patrzył na mnie, zwiesił głowę i znów na mnie spojrzał. – Nic się nie zmieniło, nie zrezygnowałem.
–Z czego? – zaciekawiona zmarszczyłam czoło.
–Z ciebie. Ciągle czekam – patrzył mi prosto w oczy i nagle poczułam jak łapie moją dłoń. – Czy naprawdę jestem, aż tak nieodpowiedni? Nawet na to, żebyś spróbowała?
–Janek, to nie tak. Nie mogę się z tobą spotykać. Nie jesteś już dzieckiem, to prawda, ale dla mnie… Dla mnie ta różnica i tak jest zbyt duża, żeby nie widzieć problemu.– Splótł nasze palce, a ja poczułam dziwne ciepło w żołądku. – Masz rację, że wiek nie ma znaczenia, ale ja jeszcze nie umiem o tym zapomnieć.
–A może kiedyś zapomnisz. Może nam być dobrze.
–Muszę iść – zabrałam rękę, ale nie poczułam się lepiej. Ciepło jego dłoni było dla mnie czymś więcej niż fizyczną przyjemnością i bardzo się przestraszyłam. – Pomyślę nad tą chemią, ale proszę – urwałam na chwilę – daj mi czas i nie dzwoń ani nie przychodź, dobrze? Pozwól mi to jakoś ogarnąć.
–Jasne – sposępniał, ale patrzył na mnie z wciąż tym samym ogniem w oczach. – Poczekam, ale powiedz, że się odezwiesz, że mnie nie zostawisz bez słowa – znów mnie przytrzymał.
–Obiecuję, a teraz przepraszam, muszę już iść, naprawdę. – Zsunęłam z siebie jego rękę i spokojnie poszłam w stronę Niebieskiego. Źle mi było tak go zostawiać, ale co miałam zrobić. Poza faktycznymi lekcjami, miałam przeczucie, że ta nasza znajomość schodzi na złe tory, na niewłaściwe tory. Moja kobieca natura podpowiadała mi, że młodszy facet jest luksusem trafiającym się wyjątkom, z drugiej strony na szali stała moja przyjaźń, której nie chciałam narażać dla próżnej przyjemności. Co miałam wybrać? Tłumaczyłam Adzie, że każdy ma swoje życie i nie można dla innych rezygnować z siebie, a tu proszę, sama musiałam zrezygnować dla niej.
Czekały mnie jedne z ostatnich zajęć przed maturami. Atmosfera była już na tyle napięta, że moi uczniowie nie wiedzieli z nerwów niczego. Nie czepiałam się, bo naprawdę mieli sporo na głowie. Uznałam, że więcej już w nich nie włożę. Prowadziłam luźne lekcje i nikt nie narzekał. W młodszych klasach również zapowiedziałam więcej luzu, ale też uprzedziłam, że po maturach wracamy do normalnego trybu. Teraz mieli czas na dopytanie o tematy problematyczne, uzupełnienie notatek czy innych rzeczy, o których wolałam nie wiedzieć, za to ja mogłam spokojnie pomyśleć nad sobą. Może już czas było przyznać, że mi na nim zależało. Że potrafił mnie sobą zainteresować, może nawet uwieść. Miałam tylko obawy co do jego mamuni, która szukała mu dziewczyny. No i też nie chciałam tak wprost mówić, że zmieniłam zdanie. Wiedziałam, że prędzej czy później okazja sama przyjdzie, bałam się tylko, że jak już przyjdzie, to ja stchórzę.

Zepsuty liść akacji [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz