Rozdział 8

92 22 3
                                    

Rozdział 8

Poniedziałek zaczęłam z przytupem, bo myślałam, że zaspałam. Zerwałam się z łóżka i dopiero kiedy skończyłam się ubierać, zobaczyłam, że ma jeszcze czas. W spokoju dopiłam kawę i już na luzie wyszłam z domu. Miałam dobry humor i nawet lekcje do późna mi go nie zepsuły. Cały dzień byłam jakaś spokojna, co ostatnio nie często się zdarzało, dlatego cieszyłam się dobrym samopoczuciem. Oczywiście nie obyło się bez kilku wiadomości od Ady, ale ona tym razem nie użalała się nad swoim losem. Nie powiem, nieco mnie to zastanowiło. Oczywiście chwaliła Janka na każdym polu i miała rację. Cieszyłam się jej szczęściem.
Ostatnie miałam oczywiście fakultety, a że matury zbliżały się wielkimi krokami, to omawialiśmy wszystko, co budziło w moich uczniach jakiekolwiek obawy. Oni rzucali zagadnienia, ja próbowałam im wyjaśnić wszystko tak, żeby wynieśli z tego jak najwięcej. Było już stanowczo za późno na naukę samą w sobie, dlatego stawiałam na powtórki.
Po zajęciach pojechałam na zakupy. Ostatnio jakoś szybciej wszystko mi się kończyło. Łażąc między regałami marketu, nie rozglądałam się wokoło i podskoczyłam, gdy nagle wyrosła przede mna wysoka postać.
–Matko! – zawołałam przestraszona i zaczęłam sie śmiać. – Wojtek, co tu robisz?
–Sprawdzam, czy zatrzymujesz się na czerwonym – pocałował mnie w policzek i wyjrzał, jakby kogoś za mną szukał. Odwróciłam się podobnie jak on i pytająco na niego spojrzałam. – A gdzie kawaler- syn koleżanki- Romeo?
–Ty nie masz zbyt dobrej pamięci? – udałam groźną.
–A ty nie stoisz zbyt blisko mojego męża? – usłyszałam za plecami znajomy głos i z szerokim uśmiechem się odwróciłam. Bez słowa objęłam Alicję i chwilę tak stałyśmy.
–Nie do wiary, że przez tyle lat się nie spotkaliśmy.
–Bo my tu od niedawna – Alicja złapała mnie pod ramię i po zabraniu mi z ręki koszyka, wcisnęła go w dłoń Wojtkowi. No i już było wiadomo kto jest w domu generałem. – Odziedziczyłam dom po rodzicach i zdecydowaliśmy się wrócić.
–Twoi rodzice nie żyją? – zatrzymałam się. – Przykro mi.
–Tak wyszło, tata miał zawał osiem lat temu, a dwa lata później u mamy zdiagnozowano białaczkę.
–Straszne – przytuliłam ją, bo bardzo lubiłam jej rodziców, i to naprawdę była wielka szkoda.
–Już się z tym pogodziłam – mówiła “pogodziłam” ale w jej oczach widać było trwającą ciągle żałobę. – Słuchaj, a może spotkalibyśmy się na jakieś piwo? – Z uśmiechem obejrzała się na Wojtka.
–No w sumie, czemu nie. 
–Odstawimy dzieci do dziadków…
–Macie dzieci? – wtrąciłam się.
–Sama nie wiem, jak to się stało – z uśmiechem przewróciła oczami i spojrzała na Wojtka. – Monika ma dziesięć lat i Tobiasz cztery.
–Gratulacje.
–A ty? – trąciła mnie łokciem i poszłyśmy dalej.
–A ja chciałam kupić sobie psa.
–Aha! – zawołała, szczerze się śmiejąc. – No, powiem ci, że nawet cię rozumiem. Na pewno mniej problemów z psem niż z tymi potwo… – urwała i zmarszczyła nos na widok Wojtka. – Kochane są dzieci, szczerze polecam. – Pociągnęła mnie między regały. – Jak nie masz, nie żałuj – mrugnęła okiem. – To co, w piątek wieczorem?
–Jasne.
–Jest taka nowa knajpka “Smaki świata” wyborne jedzenie – rozmarzona przymknęła oczy. – Kuchnia azjatycka, indyjska, polska.
–O, nie byłam tam. – Pokręciłam głową. – Świetnie, o dziewiętnastej będzie wam pasowało?
–Jak najbardziej. – Alicja aż podskakiwała i w końcu podszedł do nas Wojtek.
–Przyjdziesz z synem koleżanki? – zapytał złośliwie.
–Odwal się – udawałam, że chcę go kopnąć. – Dobra, kochani, ja lecę, widzimy się w piątek. W razie czego mam twój numer – zerknęłam na Wojtka – to gdyby coś się posypało, dam znać. – Pocałowałam każde w policzek i poszłam w stronę kas.
W ciągu tygodnia miałam na głowie wszystko i wszystkich. Męczyło mnie to, zwłaszcza że do tej pory byłam sama to bólu. Teraz miałam przyjaciółkę i jej syna, który nie odpuszczał pytań o korepetycje, jakby od tego losy świata zależały. Zbywałam go jak mogłam, ale wiedziałam, że wkrótce i Ada zacznie mnie o to pytać, skoro już wiedziała jakie synuś miał plany.
Wpuściłam maturzystów do sali i zanim dobrze się rozsiedli, ktoś zapukał do drzwi. Odwróciłam się w ich stronę i nieco zaskoczona spojrzałam na Janka. No czy on zwariował?
–Dzień dobry – odezwał się i rozejrzał po klasie.
–Dzień dobry, a ty…
–Ja na fakultety – odparł z uśmiechem. Westchnęłam ciężko i odwróciłam się do uczniów. – Przypomnijcie sobie estry i tłuszcze. – Posłałam im cwany uśmiech, bo  wiedzieli dobrze, że to jeden z moich ulubionych tematów i trochę ich przeczołgam. Niezadowoleni pootwierali książki, a ja podeszłam do Janka i wypchnęłam go na korytarz. – Możesz powiedzieć, co ty wyprawiasz?
–No przyszedłem na fakultety – złapał klamkę, jakby chciał wejść do sali.
–Gdzie! – stanęłam mu na drodze. – Posłuchaj, to jest szkoła. Publiczna. I to nie jest miejsce na twoje zagrywki!
–Pani dyrektor mi pozwoliła – uśmiechnął się zadziornie.
–Jaka pani dyrektor?
–No chyba tutejsza – rozejrzał się po pustym korytarzu. – Niby skąd wiedziałem, gdzie cię szukać, jak myślisz?
–Idziemy – szarpnęłam go za łokieć.
–Za tobą choćby do piekła.
Nie odpowiedziałam, bo nie chciałam tej dyskusji niepotrzebnie ciągnąć. Zatrzymałam go przed drzwiami sekretariatu, a sama weszłam do środka. Akurat u pani dyrektor ktoś był i musiałam chwilę poczekać, ale nie trwało to dłużej niż trzy minuty. Weszłam do środka i uśmiechnięta usiadłam przy biurku.
–Ja w sprawie mojego nowego ucznia – założyłam nogę na nogę.
–Jan Przemyski – odpowiedziała z równie sztucznym uśmiechem co ja.
–Wiem jak się nazywa, ale nie wiem…
–Przyszedł z pytaniem, czy nie mógłby uczestniczyć w zajęciach jako wolny słuchacz.
–I zgodziłaś się – bezsilnie opuściłam ręce.
–Nie widzę powodu, żeby się nie zgodzić. On ma słuchać i nie zadawać pytań, żeby nie zabierać czasu ani tobie, ani naszym uczniom.  Uprzedziłam go, że jeśli się nie dostosuje, wyleci z hukiem. Chyba nie robi ci różnicy, czy mówisz do piętnastki uczniów, czy szesnastki. Dasz radę?
–Wygląda, że nie mam wyjścia, ale następnym razem, proszę, tak po starej znajomości, uprzedzaj mnie. – Bez pożegnania wyszłam z gabinetu i zatrzymałam się przed wpatrzonym we mnie Jankiem. Chciał dotknąć moich bioder, ale szybko się odsunęłam.
–Bardzo jesteś zła?
–Nie jestem wcale. Zapraszam. – Poszłam w stronę schodów i nie zwracałam na Janka uwagi. Kiedy weszliśmy do klasy, wskazałam mu jedną z wolnych ławek. – Przepraszam za to zamieszanie, już wracamy do zajęć. – Usiadłam za biurkiem. Dobrze wiedziałam, że to nie był dobry pomysł. Gapiący się na mnie Janek nie pomagał w skupieniu uwagi na temacie i złapałam się na tym, że powtarzałam po kilka razy to samo. W końcu jemu na złość, bo zaczął się ze mnie śmiać, odwróciłam się do tablicy i zajęłam się w końcu chemią.
Po dwóch godzinach wszyscy byli już zmęczeni. Wypuściłam młodzież do domu przed czasem i zaczęłam zbierać swoje rzeczy z biurka. Poczułam za plecami obecność Janka, ale nie zareagowałam. Dopiero gdy mnie dotknął, odwróciłam się.
–Wyglądasz cholernie pociągająco jako nauczycielka.
–Wiem, wszyscy mi to mówią, a teraz żegnam.
–No przepraszam – patrzył na mnie ze skruszoną miną. – Unikasz rozmów o korkach, to pomyślałem…
–Że tak szybciej się zgodzę? A jak nie? Może po prostu przychodź tutaj, a prywatne lekcje sobie odpuśćmy, co? – zabrałam torebkę i stanęłam tak, jakbym chciała przejść.
–Nie żartuj, wolę indywidualne podejście. – Przechylił lekko głowę.
–A ja wolę, żebyś zajął się czymś pożytecznym. Zmień kierunek studiów albo nie rób ich wcale, ale daj mi już spokój – mówiłam tak obojętnie, że chyba mi uwierzył. Nie przestał na mnie patrzeć, ale coś mi mówiło, że zrezygnuje. Czekałam aż coś zrobi i po chwili przepuścił mnie i poczekał aż obok niego przejdę. Korytarzem szliśmy razem, ale Janek kilka kroków za mną. Przy drzwiach wyjściowych przystanęłam i poczekałam aż do mnie dojdzie.
–Dobranoc, pani profesor. Dziękuję za lekcję. – Czy on musiał patrzeć mi w oczy? No wyglądał jak zbity pies.
–Dobranoc. – Zrobiłam krok w tył i dopiero teraz się odwróciłam. Czułam, że nadal na mnie patrzył, ale nie chciałam tego sprawdzać. Weszłam do pokoju nauczycielskiego i zabawiłam tam znacznie dłużej niż planowałam. Chciałam mieć pewność, że go nie zastanę. Kiedy już miałam dość, uchyliłam drzwi i dyskretnie wyjrzałam na korytarz. Zdawał się być pusty, pomijając oczywiście panie od sprzątania. Pożegnałam się z nimi i wyszłam tylnym wyjściem prosto na parking. Stał tam tylko mój Niebieski i trochę mi ulżyło. Dojeżdżając do bramy, dostrzegłam stojący po drugiej stronie ulicy samochód. Był na tyle blisko, że od razu go poznałam. Nie odpuszczał chłopak i w normalnych okolicznościach pochwaliłabym go za to. Teraz czułam się nieswojo. Kawałek jechał za mną, aż wreszcie zobaczyłam w lusterku jak mruga światłami i skręca na skrzyżowaniu. Miałam go z głowy, chociaż nie… Miałam go zza pleców, ale z głowy to on mi nie wywietrzał. Miałam wrażenie, że te jego zabiegi nie tylko mnie denerwowały, ale też, a może przede wszystkim, przyzwyczajały mnie do niego. On był wszędzie i skutecznie nie dawał o sobie zapomnieć. Co już mi się wydawało, że odpuścił, to zjawiał się znikąd z nowym pomysłem. W sumie, ta jego bezczelność i bezpośredniość mi się podobała. Był zupełnie inny niż faceci jakich spotykałam do tej pory, i musiałam przyznać, że to była ciekawa odmiana.
W piątkowy wieczór byłam dziwnie niespokojna. Prysznic wzięłam, nasłuchując czy ktoś nie łazi mi po mieszkaniu i w takim samym skupieniu wyszykowałam się do wyjścia. Trzykrotnie sprawdziłam czy drzwi są zamknięte. Sama nie wiedziałam, co tak bardzo mnie rozstroiło, ale nie było to przyjemne. Do knajpki dojechałam w jednym kawałku i w końcu sama zaczęłam się z siebie śmiać. Alicja z Wojtkiem już na mnie czekali. Mieliśmy stolik w bardzo fajnym miejscu, nie za blisko wejścia, nie za blisko kuchni i przede wszystkim nie za blisko toalet. Pachniało tu dobrym jedzeniem i od razu zareagował na to mój żołądek, który przez nerwy dzisiejszego dnia nie dostał zbyt wiele do trawienia
–Słuchajcie – odezwałam się do przyjaciół – polecacie coś szczególnego? Ja tu nigdy nie byłam.
–Tu wybierasz tylko kuchnię i dostajesz przekrój menu. – Alicja wskazała regułkę na pierwszej stronie karty, której nie zdążyłam nawet jeszcze otworzyć
–O, ale fajnie – nie ukrywałam zaskoczenia i zadowolenia.
–To może niech każdy z nas weźmie coś innego i będziemy mieli komplet – zakołysała ciałem. Mi ten pomysł pasował i od razu na niego przystałam. Przejrzałam menu, żeby zorientować się jakie dania z danej kuchni proponują. Wojtek od razu rzucił, że dla niego nie ma lepszej kuchni niż polska, Alicja kochała się w chińszczyznach, a ja balansowałam między włochami a indiami. W końcu stanęło na Indiach. Jeszcze przed jedzeniem dostałyśmy kolorowe drinki, a Wojtek piwo.
–No to opowiadajcie – zaczęłam [pierwsza – jak żyjecie, co robicie? – spojrzałam na Wojtka – No ty to wiem, miałam przyjemność już cię poznać od służbowej strony – mrugnęłam okiem.
–Od prawdziwej służbowej to mnie nie widziałaś – krygował się jak chłopiec – w robocie jestem wrednym służbistą.
–Nie wierzę! – zawołałam. – Nigdy nie byłeś służbista, nie umiesz.
–A co ty tam wiesz – udawał groźnego i jednocześnie szeroko się uśmiechnął.
–A ty? – spojrzałam na Alę.
–Jestem anestezjologiem.
–O, wow – nie potrafiłam ukryć zaskoczenia. – No nie spodziewałam się. Brawo.
–Tak wyszło, miała być pediatria, później chciałam na chirurgię, a skończyło się na tym. Ale nie narzekam.
–Trzymasz w rękach ludzkie życie – odparłam dumnie.
–Można tak powiedzieć. No a ty jak? Dziennikarka, tak jak marzyłaś?
–Niekoniecznie – zaśmiałam się i upiłam łyk wybornego napoju. – Uczę chemii w liceum.
–O masz! No o to, to bym cię nie podejrzewała. Ty i dzieci?
–Młodzież, do podstawówki bym się nie paliła.
–Teraz się nie dziwię, że nie chcesz dzieci, masz ich dość od samego patrzenia. W sumie ja też… – znów ukradkiem spojrzała na Wojtka. – No ja nie byłam przekonana do macierzyństwa. Miałam mnóstwo obaw. Oj co, nie było tak? – zwróciła się do męża.
–No było, było.
–Dzieci się powinno chcieć, bo jak się ich nie chce, a ma, to tylko tragedie później.
–Prawda – westchnęłam. – Ja nie przyniosę światu małych ludzików, nie jestem do tego stworzona i nie wyrywam się do tego. – Uniosłam swoją szklankę. – Dla mnie dzieci są fajne wtedy, kiedy można już z nimi horrory oglądać i piwo wypić.
–No to takie już wyrośnięte, jak na przykład… – Wojtek się odezwał.
–Ty mi już z przykładami nie wyskakuj! – szturchnęłam go w żartach i naraz obejrzeliśmy się na odbierającą telefon Alicję. Przez chwilę tylko słuchała, ale od razu dało się poznać, że stało się coś złego. Po szybkim “dobra” rozłączyła się i schowała telefon. Wojtek nie był zaskoczony jej zachowaniem. Wstał od stolika i mocno ją przytulił.
–Przepraszam cię – Ala nachyliła się do mnie. – Jakiś poważny wypadek się wydarzył, wiozą do szpitala rannych, wszystkie ręce na pokład.
–Jasne – wstałam i mocno ją objęłam.
–Nie gniewaj się, jeszcze się zdzwonimy.
–Nie przejmuj się mną, leć i walcz. – Uśmiechnęła się do mnie, ale to już nie była dawna Alka, to był lekarz na dyżurze. Pomachała nam od drzwi i wybiegła.
–Dobrze, że nie zdążyła wypić – Wojtek wskazał wzrokiem jej szklankę. – A to nie ten… – Wskazał głową wejście do restauracji. Powidłam wzrokiem w tamtą stronę i wstrzymałam oddech na widok Janka siadającego przy stoliku z jakąś dziewczyną, nawet ładną. Cały czas rozmawiali i to na tyle żywo, że nie zauważyli stojącej przy nich kelnerki. – Zazdrosna jesteś.
–Co? – zamyślona odwróciłam do Wojtka głowę. – No co ty!
–Przecież widzę – sięgnął z talerza kawałek sera w panierce. – Nie mnie oceniać czy to dobrze czy nie, to wasze życie.
–Jakie nasze? Przestań – poprawiłam się na kanapie. – Sam pomyśl, ty z Alą macie poza przeszłością wiele wspólnego, jesteście na tym samym poziomie doświadczeń. Liczy się dla was to samo. A tutaj?
–Ale podoba ci się.
–No podoba, to fajny chłopak, wesoły, inteligentny, to ostatnio rzadkie połączenie.
–No tak – pokiwał głową.
–Zresztą, o czym my gadamy? Pewnie gdyby nie to, że znam jego matkę, to by mnie nie zauważył.
–No ale teraz zauważył – podniósł do ust szklankę i wzrokiem dał mi znać, żebym się obejrzała. Zrobiłam to niechętnie, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Janek był nie tylko zaskoczony moim widokiem, ale też niezadowolony. Przeniósł wzrok ze mnie na Wojtka i znów spojrzał na mnie. – On jest zazdrosny, i to mówię ja, facet, który bywa zazdrosny o swoją kobietę.
–Bywa? – zapytałam zdziwion. – Myślałam, że jesteś o nią zazdrosny zawsze.
–Zawsze nie ma potrzeby. I żeby była jasność, nie jestem zaborczy, ale kiedy widzę ja w towarzystwie jakiegoś młodego stażysty, to nie powiem, szlag mnie trafia.
–Ona jest w tobie zakochana.
–No jest – mruknął posępnie. – Ale to młoda, piękna kobieta. Nie dziwne, że ciągle podoba się facetom, i że jej podobają się młodzi przystojni faceci.
–Zwariowałeś! –zaśmiałam się w głos. – Jesteście w równym wieku, więc i ty jesteś młody i przystojny, poza tym…
–Poza tym co?
–Poza tym ty jesteś młody i przystojny, a w mundurze to nawet pociągający.
–Podobam ci się? – Udawał, że mnie uwodzi i robił to specjalnie, jakby czekał na reakcję Janka. Ciągle zerkał w jego stronę.
–Podobasz – przyznałam mu rację. – Zawsze mi się podobałeś, chyba nic w tym dziwnego.
–Nie wiem, poza Alką żadna kobieta mi tego nie powiedziała.
–Naprawdę? – zaskoczona pochyliłam się w jego stronę.
–Tak wyszło – znów z uśmiechem zerknął w bok. Dobrze wiedziałam na kogo patrzył. – Nie potrzebuję potwierdzenia u innych. Ta jedna czarownica mi wystarczy.
–Jak wam razem? – oparłam łokcie o dzielący nas stolik. – Jak to się w ogóle stało, że jesteście ze sobą?
–Zwyczajnie – uśmiechnął się z taką czułością, że aż pozazdrościłam. – Po gimnazjum wszyscy się rozeszli do szkół. Ja poszedłem do szóstki, bo tam była mundurówka, Alka poszła do czwórki bo tam był profil medyczny, z tym że nie utworzyli klasy, bo było za mało chętnych i przeniosła się też do szóstki na biol-chem. Nie od razu się zaczęło. Po prostu pewnego dnia zauważyłem, że drażniło mnie, kiedy rozmawiała z którymś ze swoich kolegów, a nie oszukujmy się paru ich w klasie było. Któregoś dnia, niby przypadkiem potrąciłem ją na przerwie – zaśmiał się jakby przypomniał sobie tamten dzień – zagadałem, później znów niby przypadkiem razem z nią wyszedłem ze szkoły…
–Niby?
–Bo trochę poczekałem – uniósł lekko kącik ust. – Odprowadziłem ją na przystanek, następnego dnia znów przypadkiem wpadłem na nią jak przyszła do szkoły i tak jakoś samo poszło. Wiesz, wydaje mi się, że w podstawówce my się bardzo zapiekliśmy w tym, że się nie lubimy. Sami nie wiedzieliśmy dlaczego. W nowej szkole zaczęliśmy od zera, jakbyśmy się na nowo poznali, ja rzeczywiście patrzyłem na nią jak na obcą dziewczynę, chciałem ją poznać, chciałem jej słuchać. Głupie, nie?
–Nie – nie odrywając od niego spojrzenia, pokręciłam głową. – Raczej romantyczne. Bardzo się cieszę, że wam się udało.
–Jest trudna, to się nie zmieniło – uśmiechnął się. – Ale taką ja kocham i nie zamieniłbym jej na żadną.
–I masz szczęście – szturchnęłam lekko jego splecione przed sobą dłonie. Niespodziewanie podniósł moją rękę do ust i lekko cmoknął.
–Mam nadzieję, że ona o mnie mówi to samo.
–Na pewno, patrzy na ciebie jakby się właśnie zakochała. – Na to mi już nie odpowiedział, ale nie musiał. Wyglądał, jakby moje słowa go w pewien sposób uspokoiły. Fakt, Alicja wyglądała bardzo dobrze, młodo i atrakcyjnie. Nie dziwne było, że chłopina ma obawy. Z drugiej strony na niego poleciałaby jeszcze niejedna młoda panna, bo serio było na czym oko zawiesić. Zawsze było w nim coś interesującego, a teraz, kiedy czas wpłynął na korzyść jego wyglądu, to już całkiem można było stracić głowę.
Nasze rozmowy zeszły w końcu na spokojniejsze tory. gadaliśmy o niczym i o wszystkim, zwyczajnie jak to przy piwie. W końcu, mimo starań, musiałam pójść do łazienki. Dyskretnie rozejrzałam się po sali, chcąc się upewnić, że nie ma już Janka i faktycznie go nie było. Odwróciłam się znów do Wojtak, ale tylko pobłażliwie pokręcił głową. Zmarszczyłam nos i po zabraniu torebki poszłam w stronę toalet. Po wszystkim stanęłam przed lustrem. Opłukałam ręce i kiedy podniosłam wzrok, zobaczyłam w odbiciu Janka. Nie odwróciłam się ani odezwałam. Wytarłam dłonie w papierowy ręcznik i dopiero teraz stanęłam z nim twarzą w twarz.
–To damska toaleta – odezwałam się chłodno.
–Wiem – zrobił krok w moją stronę.
–Zmieniłeś płeć?
–Nie – zrobił kolejny krok i stał już metr ode mnie. – Trzeba było mówić, że się spotykasz z tym gliniarzem. Nie robiłbym z siebie idioty.
–Obawiam się, że nie musisz nikogo z siebie robić. – zmrużyłam oczy.
–Miło z twojej strony.
–Prawda? Ale widziałam, że nie jesteś jakoś szczególnie samotny, to może niewielka strata.
–Zazdrosna? – zbliżał się do mnie przy każdym wypowiedzianym zdaniu, i już prawie mnie dotykał.
–Żarty sobie robisz? O co? O to, że w końcu robisz to, co powinieneś?
–To córka koleżanki mojej matki, poprosiła mnie o pomoc w angielskim.
–No tak! – klepnęłam się w czoło. – Że też o ty mnie pomyślałam.
–Nic mnie z nią nie łączy! – podniósł na mnie głos, co nie bardzo mi się podobało.
–A powinno. W końcu trafiłeś na dziewczynę odpowiednią dla ciebie – chciałam go ominąć, ale z całej siły szarpnął mnie za rękę i zatrzymał przy sobie. – Zostaw mnie!
–A ty co? Najpierw robisz słodkie oczy, a teraz randkujesz z gliną? On ma żonę, wiesz?
–Ojej, a ty skąd wiesz?
–Miał obrączkę, kretynko! Gustujesz w zajętych, jak będę kogoś miał, to też zyskam w twoich oczach?
–Jasiu – pobłazliwie pokręciłam głowa i oparłam dłoń na jego ramieniu – ty w moich oczach jesteś świetnym chłopakiem, ale nie zyskasz na tyle, bym zainteresowała się tobą jak mężczyzną. Przykro mi. – Uwolnił moją rękę i pozwolił mi odejść. Stojąc już w drzwiach, lekko się odwróciłam. – A tak przy okazji, to myślę, że ani ta dziewczyna, ani Ada, a przede wszystkim Ada, nie miały na myśli tylko angielskiego. – Janek spojrzał na mnie, ale tylko kiwnęłam głową i wróciłam do sali.
Wojtek na mój widok wstał z kanapy, a kiedy dostrzegł za moimi plecami Janka, prawie w głos się zaśmiał. Mnie do śmiechu nie było. Przeciwnie, byłam na siebie zła i było mi przykro. Sama nie wiedziałam dlaczego.
–Może zaprosimy kolegę – odezwał się w końcu Wojtek.
–Myślę, że do kolegi dotarło, że kroczył złą drogą.
–Mogę być szczery? – pochylił się do mnie, ale nie czekał na odpowiedź. – Jeśli faktycznie sie w tobie zakochał, a wyglądał na zakochanego już wtedy w areszcie, to nic do niego nie dotrze. No chyba że jednak dotrze, a to by oznaczało, że wcale nie był zakochany.
–Przestań! On ma dwadzieścia dwa lata, to dziecko. – patrzył na mnie jak na wariatkę. – No może nie dziecko-dziecko, ale w porównaniu ze mną…
–W porównaniu z tobą jest dużo młodszy, fakt. Ale sama przyznaj, że tobie nie zależy na takim stałym partnerze, z którym się zestarzejesz. Sorry, laska, ale ty zestarzejesz się sama.
–No wiesz! – oburzyłam się, no ale rację miał.
–No wiem. Gołym okiem to widać. Ty chcesz mieć przy sobie kogoś na już, nieważne, co jutro, ważne żeby dziś było wam dobrze, a on się do tego nadaje.
–Nie pomagasz.
–Owszem, wydaje mi się, że pomagam.
–Nie chcę się angażować w takie znajomości. Po co?
–Po nic? Zawsze musi być po coś? 
–Tak się mówi, ale w życiu… w życiu to chyba co innego.
–Ta – westchnął i spojrzał na zegarek. Alka już pewnie bliżej końca.
–I tego też bym chciała – rozmarzona spojrzałam koledze w oczy.
–Czego? Znieczulenia?
–tego, żeby ktoś w ten sposób o mnie myślał.
–On myśli – głową wskazał drzwi do lokalu. Odwróciłam się w ich stronę, ale Janka tym razem nie było. Dobra musiałam przyznać, że liczyłam, że tam będzie. Że nie odpuści, a jednak zrobił to. Może wojtek miał rację, że mi zależało.
Przestaliśmy poruszać trudne tematy, a właściwie to żadnych już nie poruszaliśmy. Pogadaliśmy chwilę o dawnych znajomych i zaczęliśmy się zbierać do wyjścia. Kiedy byliśmy na parkingu, zadzwoniła Ala z informacją, że ma przed sobą jeszcze jedną operację i że bardzo mnie przeprasza. Za co miałam być zła? Byłam z niej dumna.
Po powrocie do domu nie miałam już na nic siły, a przede wszystkim ochoty. Zrzuciłam szpilki jeszcze w przedpokoju i przekręciłam klucz w drzwiach. Wciąż miałam w głowie słowa Wojtka. Miał sporo racji, mówiąc, że stałe związki to nie dla mnie. Jakoś nigdy nie widziałam siebie jako życiowej partnerki i jako jedna z niewielu mówiłam o tym wprost i nie szukałam nikogo na siłę. Nie mogłam powiedzieć, że przez całe życie nikogo nie miałam, ale to były raczej znajomości z seksem w tle. Nie szczyciłam się tym, ale tez nie wstdziłam.
Przeszłam przez mieszkanie i bezwiednie zatrzymałam się przed lodówką. Winko już na mnie czekało, ale nie miałam na nie ochoty. Wróciłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i zwyczajnie poszłam spać.

Zepsuty liść akacji [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz