Rozdział 23

80 15 2
                                    

Rozdział 23

W ciągu tygodnia nie działo się nic ciekawego. Może tylko to, że nie widywałam się z Jankiem. Ada wzięła sobie do serca mój wypadek i zakazała mu przychodzić. Odkąd ten chłopak pojawił się w moim życiu, a w zasadzie odkąd w tym życiu zagościł na stałe, przestałam lubić weekendy. Jak dotąd nie mogłam się wręcz doczekać piątkowych popołudni, a teraz kiedy tylko przychodził czas na wyłączenie budzika, było mi źle. Janek w weekendy pracował, co przekładało się na luki w naszych spotkaniach. W dzień odsypiał, jeździł z Adą na zakupy, i nie żeby mi to przeszkadzało, byłam dumna, że zachowuje się jak facet powinien. Niestety miało to też słabe strony. Zdarzało się, że bywałam u Ady, ale zazwyczaj zapraszała mnie, kiedy Janka nie było. Nawet popatrzeć na niego nie mogłam.
Pukanie do drzwi w sobotni wieczór był zaskoczeniem, bo nie spodziewałam się gości. Związując włosy w kitkę, poszłam do drzwi i od razu otworzyłam.
–Domofon się zepsuł? – Uśmiechnęłam się na widok przyjaciółki.
–Dlaczego? – wepchnęła się bez zaproszenia do mieszkania.
–Bo zazwyczaj najpierw się dzwoni na domofon.
–Ktoś wychodził, akurat i… – urwała i z szeroko otwartymi oczami zerknęła w stronę salonu. – Jest?
–Kto? – zmarszczyłam brwi.
–Ten twój ogier – szepnęła.
–Raczej ogr – skinęłam głową w stronę salonu i od razu tam poszłam. – Nie ma go.
–A bo już się bałam, że w czymś przeszkodziłam – niepewnie rozejrzała się po pokoju i dopiero usiadła.
–Mamy po czterdzieści lat, nie bzykamy od rana do nocy, nie bój się.
–Wiesz jak jest, jak natura wezwie, to i w środku dnia trzeba jej posłuchać.– Za każdym razem kiedy wchodziłyśmy na taki temat, miałam wrażenie, że szuka potwierdzenia dla swoich domysłów i że cokolwiek bym nie powiedziała, to się ze mnie śmieje.
Chwilę pogadałyśmy o niczym, aż w końcu Ada wypaliła z propozycją wyjścia na miasto. Nie chciało mi się, tak zwyczajnie po ludzku, miałam ochotę na zakopanie się w pościeli.
–Chodź, no co ci szkodzi. Nie będziemy siedzieć do rana, ale dwa drinki możemy wypić, mam fajną miejscówkę – próbowała mnie przekonać, a mnie coś bardzo odpychało od tego pomysłu. W końcu wbrew sobie się zgodziłam i poszłam się przebrać. Nie szykowałam się jakoś szczególnie. Na tyłek wciągnęłam czarne dżinsy, a na górę czarną bluzkę bez ramion. Na powiekach namalowałam długie kreski, a włosy zostawiłam w wysokim kucyku. Klasycznie już na stopy czarne szpilki, a w rękę torebka na cienkim pasku. Ada na mój widok pokręciła głową.
–Żałobnie – westchnęła i wstała z fotela.
–Adekwatnie do nastroju.
–Dlaczego?
–Bo wcale nie chce mi się iść. – Nie miałam zamiaru tego przed nią kryć, bo nie uznawałam tego za potrzebne. Byłam dorosła i nikomu nic do mojego nastroju, nawet przyjaciółce. Tak, szkoda że w innych sprawach nie umiałam być taka szczera.
Ada przez całą drogę nie powiedziała mi dokąd jedziemy, dopiero kiedy zobaczyłam oświetlony napis na budynku, odwróciłam się do niej.
–Serio?
–Janek mówił, że mają dziś fajnego DJ-a, będzie się przy czym bawić.
–Maryla Rodowicz? – skrzywiłam usta i parsknęłam śmiechem. – Dobra chodź – wyskoczyłam z taksówki i poprawiłam torebkę.
Z wejściem do lokalu nie było problemu. Janek na nasz widok odsunął kilka stojących w wejściu osób i od razu podszedł bliżej. Na mnie oczywiście tylko szybko zerknął i przywitał się z Adą.
–Specjalne miejsce dla pań? – przeniósł spojrzenie na mnie i poruszał brwiami. Ada zaczęła coś paplać, ale Janek nie reagował, zmierzył mnie dyskretnie wzrokiem i przygryzł wargę. Czemu miałam wrażenie, że znajdzie sposobność, by wyciągnąć mnie gdzieś na tyły. Niespodziewanie Janek oparł dłoń na dole moich pleców, a kiedy drgnęłam, zabrał szybko rękę i to samo zrobił Adzie. To ją obejmując, odprowadził nas do baru i po krótkiej rozmowie z barmanem, zostawił nas same. Obie powiodłyśmy za nim wzrokiem i, o dziwo, wcale się z tym nie kryłam. Z przyjemnością mu się przyglądałam i wiedziałam, że to czuł. Mój nastrój uleciał w ciągu kilku sekund, gdy do Janka podeszły dwie wstawione już dziewczyny i jedna z nich oparła się na jego ramieniu. Nie to mnie ugodziło, a to, że nie zareagował.
Wieczór mijał nam spokojnie, chociaż nie cicho. Muzyka dudniła i owszem, nie była to Maryla, Ada nawijała bez opamiętania, do tego jeszcze co jakiś czas dosiadał się do nas podpity Casanova z gadką w stylu “Nie bolało jak spadałaś z nieba?” Żenada najwyższych lotów, przynajmniej dla mnie, bo moja towarzyszka kilka razy dała się wyciągnąć na parkiet i to przez jednego kolesia. No proszę, czyżby jej żelazna zasada, żadnego faceta, nie działała po alkoholu? Chyba tak, bo za każdym razem wracała coraz później.
–Mogę zająć chwilę? – rozciągnęłam usta w powolnym usmiechu i bez pośpiechu odwróciłam się do stojącego za moimi plecami ochroniarza.
–Chwilę – zmrużyłam oczy, bo Janek wyglądał dziś bardzo korzystnie.
–Zatańczysz? – podał mi dłoń. Odruchowo rozejrzałam się za Adą, ale Janek nie zwracał na to uwagi i chwycił mnie za rękę. Szedł tak, żeby nie było widać, że splótł nasze palce i lekko się do mnie nachylił. – Mama poszła na szybki spacer z moim kolegą, mamy czas dla siebie.
–Brawo – stanęłam przed nim w taki sposób, żebym musiała spojrzeć w górę. – Ile tego czasu? – złapałam jego dłonie i sama oparłam je na swoich biodrach.
–Zdecydowanie za mało jak na to, co chciałbym teraz z tobą robić – przysunął się do moich ust i po szybkim cmoknięciu objął mnie ramieniem. – Wyglądasz zjawiskowo – szepnął mi prosto do ucha, co wywołało w dole mojego brzucha przyjemny ból. – Dziękuję, że przyszłaś.
–Dobra dobra, widziałam, że masz tu towarzystwo – z groźną miną spojrzałam mu w oczy. – Te dziewczyny przy wejściu wyglądały całkiem dobrze.
–Lubię jak jesteś zazdrosna – zacisnął palce na moich pośladkach i prawie mnie podniósł. – Niestety, kochanie, jestem w pracy i nie mogłem jej tak po prostu odepchnąć. Wyleciałbym szybciej niż ona odeszła.
–Tak se tłumacz, babiarzu – zakołysałam się tak, żeby nieco się o niego otrzeć.
–Doigrasz się. – Przycisnął mnie do siebie. Poza klamrą paska poczułam coś innego, równie twardego. Z zawadiackim uśmiechem zbliżył się do moich ust, ale mnie cham nie pocałował, przesunął je po moim policzku do ucha. – Ona trzymała tylko za rękę, ty możesz za coś ważniejszego.
–Czyżby?
–Yhy – mruknął przyjemnie i oparł usta na mojej szyi. Uwielbiałam to i przymknęłam powieki, pozwalając mu prowadzić. – Myślę, że jeszcze sama będziesz chciała tam sięgnąć.
–Nie popisuj się, wystarczy że… – urwałam, kiedy Janek sięgnął ręką do kieszeni i nie zwracając na mnie uwagi, odblokował ekran.
–Mamuśka wraca – schował telefon i złapał w dłonie moja twarz. Całował mnie mocno i głęboko. Pożerał mnie i ślinił, ale nie miałam nic przeciwko. Objęłam go mocno i sama zaczęłam całować. Mieliśmy ostatnią szansę na dokończenie tej pogawędki.
Zanim wróciła Ada, Janek zdążył odprowadzić mnie do baru i stanąć ponownie na swoim stanowisku. Na szczęście facet, z którym wróciła Ada, był całkiem do rzeczy, dlatego żeby znów temat nie zszedł na moje podboje miłosne, zaczęłam ją wypytywać o spacer w blasku księżyca. Krygowała się jak panna na wydaniu, ale w końcu wydusiła, że gość był całkiem miły i fajnie im się rozmawiało, ale jednak nie poczuła tego czegoś, co powinna. Fakt, nie była w stanie sprecyzować, co powinna była poczuć, ale rozumiałam ją. Ja poczułam to coś już na pierwszej randce z Jankiem. Czuję to coś do teraz. Poza tym miałam dziwne wrażenie, że to wcale nie chodziło o to coś magicznego, tylko ona miała już kogoś, kogo kochała i na kogo pragnęła dalej czekać. Niesamowite jak jeden facet może babie w głowie zawrócić. Zawsze wydawało mi się, że Kamil to była przygoda z nieplanowym zakończeniem, a tu proszę, jedno czekało na drugie, i jeśli nie wydarzyłby się cud, to umrą na dwóch różnych kontynentach, tęskniąc za sobą i z żalem do siebie. Pomyślałam, że może powinnam jej powiedzieć, że ten kretyn tam na nią czeka, a może powinnam najpierw pogadać o tym z Jankiem, w końcu on lepiej wiedział, czy to czekanie Kamila było prawdziwe.
–Co nagle zamilkłaś? – Ada stuknęła swoją szklanką w moją. – Pijemy za tych, którzy nas stracili…
–I za tych, którzy nas zdobędą. – Uniosłam swoje szkło.
–Za ich odwagę i męstwo – uśmiechała się coraz szerzej.
–I za naszą głupotę, że im uwierzymy. – Wypiłyśmy po pełnej szklanie i aż mi było niedobrze. Zapowiadało się picie, bo ona miała chyba ogromną potrzebę zapomnieć o całym życiu. Co rusz zamawiała kolejkę, a ja serio nie miałam już sił. Jedno było pewne, czekał mnie kac jak smok.
Nie bardzo pamiętałam jak wróciłam do domu, ale wróciłam, i to całkiem w komplecie, miałam i buty, i torebkę, więc pełen sukces. Głowa mnie nie bolała, ona mnie zabijała. Nigdy nie umiałam zmusic sie do wymiotów i teraz nie było inaczej. Ponoć rzyganie przy zatruciu pomaga, ja musiałam to znieść. W południe byłam w stanie odpisać Jankowi na wiadomość, a raczej na kilkanaście wiadomości, które mi przysłał. Na szczęście dodał w jednej, że to on mnie odprowadził do domu i wrócił z matką do siebie. Mój rycerz, byłam mu wdzięczna nie tylko za bezpieczne odstawienie do domu, ale przede wszystkim za to, że nie został do rana. Odpisał mi, że jeśli tylko chcę, to zaraz przyjedzie, ale nie byłam pewna, że powinien mnie oglądać, zresztą nie zamierzałam dziś robić niczego poza spaniem. Podziękowałam i poprosiłam, żeby zadbał o matkę. Ostatkiem sił poszłam do kuchni i zrobiłam sobie od razu dzbanek herbaty z cukrem i cytryną. Nie wiedziałam, czy postawi mnie to na nogi, ale znałam już siebie i wiedziałam, że to jedyne, co dam radę przełknąć. Z gotowym napojem wróciłam do salonu i po włączeniu sobie jakiegoś długiego serialu przyciemniłam ekran, ściszyłam głos, żeby tylko- tylko było coś słychać, a później zaległam wygodnie na kanapie pod ciepłym kocykiem.
W niedzielę było już całkiem dobrze. Ada zadzwoniła do mnie przed południem, że jadą z Jankiem na działkę i czy nie chcę zabrać się z nimi. Chciałam, ale odmówiłam, tłumacząc się nadmiarem zaległości w pracy. Nie wierzyłam, że czas spędzony we troje będzie czymś, czego potrzebowaliśmy. Ani Janek, ani ja nie potrafiliśmy ukryć już tego, co się działo i póki spotykaliśmy się osobno, łatwiej to było ominąć. Siedząc razem, na bank coś by się posypało. Ada dziwnie szybko przystała na moją odmowę i w przeciwieństwie do piątkowego wieczora nawet nie starała się mnie do niczego namawiać. Po prostu mi przytaknęła. Mi nie pozostało nic innego jak życzyć im miło spędzonego czasu i tyle.
Czułam gdzieś w środku, że coś się psuje. Nie wiedziałam co i gdzie, ale moja intuicja kazała mi stale być na czuwaniu. Każdą wiadomość od Janka czytałam po kilka razy, doszukując się w niej jakichś przejawów zniechęcenia, czy wyrzutów, a w zasadzie były takie jak zawsze. Co było inaczej?
W poniedziałek po maturach wybrałyśmy się z dziewczynami na kawę. Całkowity spontan, bo pomysł rzuciła jedna z dziewczyn już po spisaniu protokołu, ale w sumie chętnie na ten pomysł przystałam. Szybko ogarnęłyśmy obowiązki i poszłyśmy całą gromadą do uroczej kawiarni niedaleko szkoły. Z daleka pachniało goframi i szłam tam z planem właśnie na ten deser, ale kiedy zobaczyłam lodówkę pełną kolorowych mas lodowych, zrezygnowałam z gofrów. Zamówiłam sobie deser z lodów, owoców i orzechów. Był wyborny i aż żałowałam. że nie miałam dodatkowego żołądka.
W trakcie naszego spotkania zadzwonił Janek. Dyskretnie rozejrzałam się po twarzach koleżanek i miałam wrażenie, że każda wie z kim się spotykam. Przeprosiłam dziewczyny i wyszłam z lokalu.
–Halo – odezwałam się i odwróciłam, czy nikt mnie nie słyszy, jak idiotka.
–Stało się coś? – głos Janka był dziwnie nerwowy.
–Nie, dlaczego?
–Gdzie jesteś?
–Poszłam z koleżankami na kawę. To coś złego? – warknęłam, jakby robił mi wyrzuty.
–No skąd – zaśmiał się. – Baw się dobrze, pa.
Może byłam kretynką przewrażliwioną na swoim punkcie, ale to było dziwne. On się dziwnie zachowywał i w głowie próbowałam poukładać wszystko, co się ostatnio wydarzyło, chcąc sklecić to w spójną całość. Nie udało mi się. Wróciłam do koleżanek, ale mój dobry nastrój uleciał. To był mój życiowy problem i wada nie do przejścia. Zawsze wszystko kalkulowałam, zawsze rozpamiętywałam i rozkładałam na czynniki pierwsze każdą myśl, i to nie zawsze po to, by poznać prawdę, ale raczej by utwierdzić  się w przekonaniu, że to ja mam racje. Ta sytuacja nie była inna, podświadomie wiedziałam, że nasz związek się lada dzień rozpadnie i chyba czekałam na moment, który to przyklepie, żebym mogła mu wytknąć, że stało się coś, co nie pozwoli nam tej relacji kontynuować. Tylko co to miało być? Doszukiwałam się w nim niechęci do mnie, zaniedbania, a sama dążyłam do tego, żeby był zniechęcony. No czy ja nie mogłam sobie spokojnie żyć bez niego? Czy ja musiałam akurat w tamten poniedziałek pójść na pocztę i spotkać Adę, czy musiałam zgodzić się na tę cholerną randkę? No nie musiałam! No nic, pozostało mi tylko czekać na rozwój wydarzeń.

Zepsuty liść akacji [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz