Rozdział 2

141 30 6
                                    

Rozdział 2

Przez cały tydzień spotykałyśmy się codziennie po pracy, raz u mnie, raz u niej i nie kończyły nam się tematy do rozmów. Często rozmawiałyśmy o jej życiu, o problemach i o tym, jak długo zeszło jej zostawienie za plecami dawnych błędów. Byłam z niej ogromnie dumna, bo tkwienie w tym samemu jest chyba najgorszą karą. Ona mimo wszystko umiała sobie poradzić.
Odkąd spotkałam Adę, moi uczniowie mieli ze mną luz, pomijając oczywiście maturzystów, których piłowałam. Po fakultetach, które tego dnia wyjątkowo skończyły się po osiemnastej, wróciłam do domu i z kieliszkiem wina usiadłam na kanapie. Umówiłyśmy się z Adą na wspólny wieczór i był już czas pomyśleć, co zrobić do jedzenia. Nie chciałam wszystkiego zwalać na nią. Wystarczyło, że będzie musiała po nas sprzątać. Oczywiście poprosiłam ją, żeby zrobiła sałatkę jarzynową. Nikt na świecie nie robił tak dobrej jak jej mama i ona. Nim zaczęłam rozplanowywać sobie weekend z przyjaciółką, włączyłam relaksującą muzykę i otworzyłam drzwi na balkon. Miałam to szczęście, że z tej strony budynku balkon miałam tylko ja, a że mieszkałam na ostatnim piętrze, to nie miał mnie kto podglądać czy podsłuchiwać. Przywykłam już do życia w samotności i coraz częściej unikałam spotkań towarzyskich. Oczywiście koleżanki z pracy wzięły sobie do serca moje staropanieństwo i założyły mi konto na portalu randkowym. No czysta komedia. Do tej pory trafiały mi się takie okazy, że nawet pisać mi się z nimi nie chcialo, nie mówiąc już o spotkaniu. Obiecałam im, że wytrzymam z tą aplikacja do końca roku szkolnego, ale serio wkurzało mnie to pikanie powiadomień. Ten wieczór nie był inny. Na początku nie zwracałam uwagi na to cholerne pipkanie, ale po chyba piątym, odłożyłam notes i wzięłam telefon. Miałam kilka wiadomości z prośbą o spotkanie, wszystkie od jednego nadawcy. Od razu weszłam w profil gościa. Wyglądał całkiem zwyczajnie, ale przyjemnie. Miał jasne włosy i był młodszy ode mnie o dwa lata. Przy moich trzydziestu siedmiu to nic złego. Ja nie liczyłam już ani na poważny związek, ani na założenie rodziny. Najwyraźniej miałam się zestarzeć jako ciotka wszystkich dzieci w okolicy, do której chodzi się na wagary i która doradza w sprawach, o których nie mówi się rodzicom. Każdy ma swoje przeznaczenie, moje było właśnie takie.
Nie odpisałam od razu, jakoś mi nie pasował. Dałam sobie czas na przemyślenia i znów usiadłam do listy na kolację. Nie byłam mistrzynią w gotowaniu, dlatego postanowiłam przygotować coś, co zawsze mi wychodziło. Spisałam produkty potrzebne do zrobienia sałatki krabowej i zastanowiłam się nad wyborem past do krakersów. Postawiłam na wędzonego kurczaka, łososia i pastę ziołowo czosnkową. Oczywistym było, że do picia będzie wino, więc przydałaby się deska serów.
W sobotni poranek odwiedziłam kilka sklepów i z siatami wróciłam do domu. Sama nie wiedziałam, po co tyle tego nakupiłam, ale z doświadczenia wiedziałam, że po kilku głębszych otworzy nam się spust do żarcia. Podrygując w rytm muzyki z głośników, przygotowałam sałatkę i wzięłam się za pasty. Nie mogłam też oprzeć się przed deserem składającym się w większości z serka mascarpone i chałwy. Nasz smak młodości.
Wieczorem wskoczyłam w sukienkę i z torbami wyszłam przed blok. Niebieski tradycyjnie zamrugał do mnie światłami i pozwolił się dosiąść. Prowadził się dobrze już od kilku ładnych lat i byłam mu wdzięczna, że nie psuje się zbyt często.
Ada zapiszczała głośno na mój widok i zabierając mi torby, wciągnęła mnie do domu. W biegu szykowaliśmy sobie jedzenie i cały czas o czymś trajkotałyśmy. Aż dziwne, że jeszcze miałyśmy o czym. Tym razem uwaga skupiona była na mnie. Wiedziałam, że Ada wciąż rozpamiętywała sytuację sprzed piętnastu lat, kiedy wmówiła sobie, że między mną a jej facetem coś było. Milion razy opowiadałam jej tę historię i to nasze spotkanie, zresztą całkiem przypadkowe, ale ona miała już w głowie swoją wizję. Kamil był typem, może nie babiarza, ale lubił towarzystwo kobiet, podobnie jak ja towarzystwo mężczyzn. Żadnemu z nas te upodobania nie pomogły.
Próbowałam zmienić temat i znałam tylko jeden, który za każdym razem działał. Janek- to on był sensem jej życia i każde pytanie o niego poprawiało jej nastrój. Niestety tym razem nie było najlepiej. Ada unikała rozmowy, a później rozżalona zaczęła chlipać, że nawet nie wie jaki teraz jest. Dopiero teraz przyznała, że Kamil, wyjeżdżając z Polski zabrał ich wszystkie pamiątki, łącznie ze zdjęciami chłopaka, a ona do dziś nie doczekała się choćby jednego zdjęcia.
–No tak – mruknęłam, dolewając nam wina. – Ja tam się nie znam, ale na pedagogice uczyli nas o czymś takim jak szantaż emocjonalny.
–Zasłużyłam. – upiła nieco alkoholu i wyciągnęła rękę po sałatkę.
–Nie prawda. On może mieć żal, może mieć nawet trochę racji, ale nie ma prawa grać na twoich uczuciach, i to w taki podły sposób.
–Janek jest już dorosły. Wiesz, chciałabym móc kiedyś zobaczyć jego dzieci, jego żonę. Choćby z daleka zobaczyć, że jest szczęśliwy.
–Co ty mówisz! – zawołałam na tyle głośno, żeby się ocknęła. – Nikt nie ma prawa traktować kogoś tak, jak on ciebie, a to, że Kamil mu na to pozwala, to zwykłe chamstwo. On nie jest bez winy, ale wybiela siebie twoim uzależnieniem. To podłość i nie broń ani jednego, ani drugiego. Chętnie spotkałabym któregoś, żeby móc im to w twarz powiedzieć.
–Pewnie Kamila byś wolała.
–Przestań. To już nie jest zabawne. Jakbym chciała, to już dawno bym z nim była. Kiedy do ciebie dotrze, że ja go nigdy nie chciałam. Zawsze wydawał mi się dziwny, może przystojny i z poczuciem humoru, ale… Sama nie wiem – wychyliłam kieliszek i skrzywiłam lekko usta. – No nie mój typ. Mogłam z nim pogadać i wypić piwo, ale na to, co ty sobie uroiłaś, to serio nie miałam i nie mam nadal ochoty.
–No może.
–Nie może, tylko tak. – odwróciłam się w stronę swojego telefonu i przewróciłam oczami na widok powiadomienia od randkowicza. Nie zamierzałam nawet odczytywać, ale naszą dalszą rozmowę wciąż przerywały piknięcia. Serio, szlag mnie już trafiał. Ada w końcu zauważyła, że powstrzymuję się przed zetknięciem w telefon.
–Wielbiciel? – zagadnęła, za co zgromiłam ją spojrzeniem.
–Koleżanki wrobiły mnie w randkowanie.
–Może słusznie.
–Weź przestań! – zawołałam i wzięłam telefon do ręki. To był ten sam gość co ostatnio. Upominał się o spotkanie, pisząc, jak to spać po nocach nie może, odkąd mnie zobaczył. No kurwa, romantyk z Pipidówka. – Jakiś palant pewnie, liczący na seks za darmochę.
–A co, ty za darmo nie dajesz? – prychnęła i dostała ode mnie poduszką w głowę.
–Dawanie jest do niczego. Nie znam faceta, który dałby mi więcej niż potrafię sama, więc po co to trzymać i się denerwować, że jest i czegoś chce? – skrzywiłam usta.
–Ty tak serio? – przechyliła lekko głowę. – Nigdy nie chciałaś mieć kogoś tak na codzień, na stałę, że wiesz, że jak wrócisz po cholernie ciężkim dniu do domu, to on będzie czekał i cię przytuli?
–Nie. – Niezadowolona przewróciłam oczami. – Chyba by mnie denerwowało, że ktoś łazi po moim domu, śpi w moim łóżku i jeszcze uważa je za swoje.
–Może jeszcze nigdy nie trafiłaś na tego, którego chciałabyś mieć w domu.
–A jak poznać, że się tego chce? – podciągnęłam nogi na fotel i zaciekawiona czekałam na jej odpowiedź. Uśmiechnęła się jak dawniej, z czułością i tęsknotą. Kochała tego cholernego Przemyskiego i na próżno wmawiała mi, że już niczego od niego nie chce.
–Ja się nie znam, ale chyba to się po prostu wie. Będzie się zbierał do wyjścia, a ty będziesz miała ochotę prosić go o jeszcze jedną minutę, to będzie to.
–Niesamowite – pokręciłam nosem – to ja dziękuję za takie atrakcje, chyba się nie skuszę.
Do końca wieczoru Ada próbowała mnie przekonać do tej randki. Bredziła, że przecież to może być przeznaczenie, wedrówka dusz i inne dyrdymały rodem z gazet dla gospodyń domowych. Kręciłam nosem, ale na jej odpowiedzialność odpisałam gościowi, że w niedzielny wieczór możemy się spotkać. Odpisał prawie natychmiast, nie szczędząc zachwytów nie tylko nad moją urodą, ale też szczęściem jakie go dotknęło.
Poranka nie spędziliśmy tak żywo. Każda siedziała nad swoją kawą i tyle. Humory nam umknęły, tematy się wyczerpały, ale też źródła z energią powysychały. No cóż, to nie te lata, żeby pić do rana i liczyć, że nie będzie z tego problemów. Pomogłam Adzie posprzątać i w końcu zdecydowałam się wyjść.
W domu byłam już bardziej ruchliwa. Zaczęłam od sprzątania i wstawienia prania. Nie było tej pracy dużo i zanim nastał wieczór miałam wszystko z głowy. Teraz czekało mnie szykowanie do randki, dałby Bóg ostatniej. Serio nie miałam na nią ochoty, bałam się, że trafię na jakiegoś wyliniałego nudziarza, który solidnie nakłamał w opisie i cały wieczór będę analizować skład chemiczny pitego wina. No, ale skoro się zgodziłam, to wypadało pójść. Po prysznicu i wysuszeniu włosów w zgrabne fale, założyłam dopasowane czarne spodnie nad kostkę i czerwoną bluzkę z lejącym dekoltem. Randkowa, ale nie jednoznaczna. Do tego kreska na powieki i byłam gotowa. W drodze do restauracji śmiałam się sama z siebie, ale nie zawróciłam. Obiecałam sobie za to, że to ostatnia randka w ciemno.
Lokal od samego wejścia wydawała mi się dość efektowny. Wszechobecne drewno ocieplało wnętrze, a ogień w kilku kominkach dodawał temu miejscu klimatu i tajemniczości. Nie spodziewałam się, że gość szukający partnerki na portalu randkowym będzie skłonny do spotkań w takich miejscach, ale zapunktował tym. Przy kilku stolikach siedzili goście, a w powietrzu poza zapachem jedzania unosiła się przyjemna woń miodu i migdałów. Ciekawe połączenie.
–Dobry wieczór – odezwała się młoda dziewczyna stojąca za niewysoką ladą i miło się do mnie uśmiechnęła. – Stolik dla pani?
–Nie, jestem umówiona…
–Ze mną. – Dokończył ktoś za mną i od razu się odwróciłam. Spodziewałam się gościa ze zdjęcia, albo kogoś zupełnie innego niż ten na zdjęciu, ale nie spodziewałam się… dziecka. Zmarszczyłam brwi i niepewnie rozejrzałam się wokoło.
–To chyba pomyłka – posłałam chłopakowi grzeczny uśmiech i chciałam wrócić do pani.
–Chyba jednak nie, Inga jak sądzę? – Na jego słowa przymknęłam oczy i znów się do niego odwróciłam. Nawet nie wiedziałam co powiedzieć. On miał nie więcej jak dwadzieścia lat. Ot, kawaler do wzięcia, szlag by go trafił! Podał mi ramię, ale nie skorzystałam. Złapałam przed sobą torebkę i usiadłam na wskazanym krześle. No nie wróżyłam temu spotkaniu happy endu, żadnego endu nie wróżyłam, bo miałam zamiar wypić wodę i podziękować za chęci.
–Nie jesteś zadowolona? – zaczął nieśmiało.
–Nie – odpowiedziałam mało przyjemnie. – Wyjaśnisz mi to jakoś?
–Co tu wyjaśniać? – Uśmiech miał ładny, taki chuligański, kogoś mi przypominał.
–Niech pomyślę – zawiesiłam głos i patrząc w sufit, wyjęłam z torebki telefon. – Andrzej, lat trzydzieści pięć, pracownik działu logistycznego w firmie transportowej. – pokazałam mu zdjęcie profilowe z aplikacji. – Coś się zgadza? Może chociaż imię? – chłopak w odpowiedzi pokręcił przecząco głową.
–Paweł – podał mi dłoń i bardzo niechętnie odwzajemniłam uścisk.
–Inga. – Kiedy znów się uśmiechnął, przez głowę przeleciała mi myśl, że go znam. – My się już gdzieś nie spotkaliśmy?
–Raczej wątpię. Zjemy coś?
–Które liceum kończyłeś?
–Nie jestem stąd – przechylił głowę i uniósł dłoń do kelnerki. – Na co masz ochotę?
–Ja dziękuję – Spojrzałam przepraszająco na stojącą przy nas dziewczynę.
–Na pewno? Mam sam zamówić?
Nie odwracałam od niego wzroku i nie podobał mi się. Nie fizycznie, fizycznie był całkiem do rzeczy, o ile mogłam tak powiedzieć o chłopaku młodszym ode mnie o jakieś dwadzieścia lat. Nie podobała mi się sytuacja, w której się znaleźliśmy i coraz więcej pomysłów przychodziło mi do głowy, począwszy od pomyłki, a skończywszy na dowcipie moich uczniów. To drugie było najbardziej prawdopodobne. Uśmiechnęłam się sama do siebie i ponownie podniosłam wzrok na chłopaka po drugiej stronie stolika.
–Może jakąś pieczoną rybę – przeniosłam spojrzenie na czekającą kelnerkę.
–Polecam popisowe danie szefa kuchni, pieczonego sandacza z bukietem warzyw.
–Niech będzie– westchnęłam. Ku mojemu zaskoczeniu mój towarzysz zamówił to samo i znów nastała cisza. O czym ja miałam z nim gadać? Chyba o ocenach w szkole albo co najwyżej wynikach maturalnych.
–Bardzo się zawiodłaś? – odezwał się dość nagle.
–Nie zawiodłam. Nie spodziewałam się, że będziesz… – urwałam, bo znów się uśmiechnął, a ja nie umiałam na ten uśmiech nie reagować. – Że będę od ciebie tyle starsza. Na co dzień mam uczniów w twoim wieku. Trochę to dla mnie krępujące.
–Oj, w moim wieku chyba nie masz– udawał zawstydzonego i nawet mu to pasowało. – Skończyłem liceum trzy lata temu.
–Nie wyglądasz.
–To komplement?
–Fakt. Dalej nie rozumiem, dlaczego napisałeś na profilu te brednie i czemu mnie zaprosiłeś. Potrzebujesz korków z chemii?
–Jeśli to sposób na widywanie ciebie, to potrzebuję.
–Po co to było?
–Spodobałaś mi się. Domyśliłem się, że nie polecisz na dwudziesto dwu latka, więc trochę naciągnąłem prawdę.
–Trochę – zaśmiałam się. – Duże to trochę. To o czym chcesz rozmawiać?
Zanim odpowiedział, poczekał aż kelnerka odstawi nasze dania. Nie zaczął od razu jeść. Uniósł kieliszek z winem i czekał, aż ja zrobię to samo.
–Za nas? – No on najwyraźniej świetnie się bawił.
–Może za ciebie i za mnie? Osobno?
–Czemu nie razem?
–Mogłabym być twoją matką.
–Musiałabyś zacząć jako ośmiolatka.
–Komplement? – Cholera, czy ja z nim flirtowałam?
–Fakt.
Ta rozmowa do niczego nie prowadziła, ale musiałam przyznać, że zaczęłam czuć się przy nim swobodnie. Co prawda toastu “za nas” nie wznieśliśmy, ale cały wieczór o czymś dyskutowaliśmy. Na szczęście on też w końcu stwierdził, że ta znajomość nie ma szans na rozwój, a zwłaszcza powodzenie. Zjedliśmy pyszną kolację, wypiliśmy trochę wina i trzebabyło jakoś wyjść. Trudno było, bo chłopak nie przestawał gadać.
–Przepraszam, ale ja muszę już iść – zaczęłam się zbierać.
–Poczekaj, skoczę do toalety i cię odprowadzę.
–Przyjechałam samochodem.
–Taksówką, widziałem – podszedł bliżej i od razu zrobiłam krok w tył. – Daj mi dwie minuty – bez mojej zgody podniósł moją dłoń do ust i po szybkim cmoknięciu poszedł na tył restauracji. Nie chciałam stać jak kołek i z powrotem usiadłam przy stoliku. Spokojnie dopiłam wino, a kiedy Paweł nie pojawił się przez kilka kolejnych minut, dotarło do mnie, co się przed chwilą wydarzyło. Zjadł kolację, napił się, a mnie zostawił z rachunkiem do zapłacenia. Jak kretynka dałam się nabrać, no po prostu pięknie. Takiej głupiej jak ja to ze świecą szukać. Wściekła zerwałam się z krzesła i szarpiąc torebkę, przewieszoną przez oparcie, wpadłam na stojącego za mną chłopaka.
–Nie zapomnij zostawić pantofelka, kopciuszku. – chwycił mnie delikatnie za ramiona, ale nie bardzo mi to pasowało. Odsunęłam się i przewiesiłam torebkę przez ramię. – Możemy iść.
–A rachunek? – zaskoczona wskazałam palcem nasz stolik
–Uregulowałem – podał mi ramię.
–Co? Chciałam zapłacić za siebie.
–Tak też pomyślałem, dlatego zrobiłem to przed tobą. – Posłał mi uroczy, trochę zadziorny uśmiech. – Od razu widać, że jesteś z tych bardzo samodzielnych i nie dałabyś za siebie zapłacić.
–To źle?
–Skąd. Ale ja jestem bardzo staroświecki i uważam, że skoro ja zaprosiłem to ja płacę. Jak bardzo chcesz, to teraz ty zaproś mnie.
–I mam uwierzyć,że jak ja zaproszę, to będę mogła zapłacić?
–Dobra, masz mnie – znów podał mi ramię. – Też bym zapłacił. – Grzecznie odprowadził mnie do drzwi. Zaraz po wyjściu na zewnątrz, wyjęłam telefon. Zanim zdążyłam go odblokować, Paweł wyjął mi go z dłoni i wrzucił z powrotem do torebki.
–Daleko mieszkasz? Może się przejdziemy?
–Oj, chłopcze. czego ty jeszcze chcesz, co? – Pokręciłam z politowaniem głową – Idź do domu i uznajmy, że tego spotkania nie było, dobra?
–W prawo czy w lewo? – wskazał głową ulicę. Na to pytanie w głos się zaśmiałam. Nie wiedziałam czy był takim luzakiem, czy świetnie takiego udawał, ale rozbroił mnie.
–W lewo.
Podał mi ramię i niewiele myśląc oparłam się na nim. Szliśmy powolnym spacerkiem, nie odzywając się do siebie i po wieczorze pełnym dyskusji, to była miła odmiana. Poza tym, poza kilkoma suchymi informacjami nie mieliśmy o czym gadać. To Paweł opowiadał mi jakieś historie z czasów szkoły i czułam się przy nim jak na szkolnej wycieczce. Teraz było spokojniej, ciszej i chyba bardziej randkowo. Do domu nie miałam strasznie daleko, a tego wieczoru wydawało mi się, że jest jeszcze bliżej. Ulżyło mi, gdy zobaczyłm z daleka swój blok i poluźniłam lekko uścisk na ramieniu Pawła.
–Myślałem, że dalej – szybkim ruchem obrócił mnie tak, że stałam z nim twarzą w twarz. Byłam na szpilkach, a mimo to byłam od niego ciut niższa. – Szkoda.
–Raczej całe szczęście. – próbowałam się wyswobodzić, ale udawał, że tego nie zauważa i wodził wzrokiem po mojej twarzy.
–Było aż tak słabo?
–Nie aż, ale jednak nie tego oczekiwałam. Jesteś miły i w ogóle, ale…
–Nie ten target?
–Za dużo różnic, za mało części wspólnych. Wieczór z tobą był fajną odskocznią…
–Ale na jednym wieczorze skończmy, tak? O to ci chodzi?
–Nie szukam przygód, nawet nie wiem, jak określić czego tak naprawdę szukam, ale na pewno nie tego, co ty.
–Skąd ta pewność? – lekko się do mnie nachylił.
–Bo miałam już dwadzieścia lat, prawie dwadzieścia lat temu. Uwierz, świat w tym wieku wygląda inaczej niż się wydaje. Jeszcze to zrozumiesz. Dobranoc – złapałam go za nadgarstki i oderwałam jego dłonie od siebie.
–Spotkajmy się jeszcze! – zawołał już za moimi plecami.
–W celu?
–Może za drugim razem będzie lepiej?
–Zadzwoń za dwadzieścia lat. Poza tym to nie randka była nie najlepsza, tylko my. Znajdź kogoś odpowiedniego dla siebie i niczego nie będziesz musiał poprawiać. Trzymaj się.
Nie pozwolił mi odejść. Złapał mnie za szczęki i mocno przycisnął do siebie. Mój pisk tłumiły jego usta, ale ręce miałam wolne i z całych sił go od siebie odepchnęłam. Nie czekałam na nic więcej. Wbiłam kod domofonu i szybkim krokiem pokonałam schody.
Nawet na kąpiel nie miałam ochoty. Zrzuciłam buty i wyjęłam z lodówki niedopite wino. Noc i tak już miałam zarwaną. Napisałam do Ady, że randka do bani. Chyba nie spała jeszcze, bo od razu odpisała, żebym przyjechała po lekcjach ze sprawozdaniem. Odpisałam tylko, o której kończę, po czym z butelką rozsiadłam się na kanapie i włączyłam telewizor. Jak na złość wszędzie leciały jakieś romansidła. Okryłam się ciepłym kocem i próbowałam ogarnąć fabułę.

Zepsuty liść akacji [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz