Rozdział 10

88 20 1
                                    

Rozdział 10

Sobotni wieczór zapowiadał się spokojnie. Janek, tak jak obiecał, się nie odzywał, ja nie miałam niczego do sprawdzenia. Cisza i błogostan. Usiadłam na balkonie z butelką chłodnego wina i oparłam nogi o balustradę. Nie zwracałam uwagi na hałasy z ulicy, a nawet na świergot ptaków, które co jakiś czas siadały na barierce. Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, odchyliłam głowę i wypuściłam powietrze z ust. To nie mogło dziać się naprawdę. Nie miałam zamiaru wstawać i ponownie podniosłam kieliszek. Nie zdążyłam nawet zamoczyć ust, jak pukanie się powtórzyło, tylko tym razem sporo głośniej i bardziej nerwowo.
–Inga, wiem że tam jesteś! – od razu poznałam głos Ady.
–Nie ma mnie! Wracam po weekendzie!
–Widziałam twoje giry wystające z balkonu! – znów zapukała.
–To atrapa na złodziei! – wydarłam się i, wiedząc że i tak nie odejdzie, wstałam i podeszłam do drzwi.
–To otwórz, bo muszę ci kwiaty podlać!
Gwałtownie pociągnęłam za klamkę i przyjrzałam się wystrojonej jak na imprezę koleżance.
–Ty mi to Grocholi nie cytuj. – Oparłam się ramieniem o futrynę.
–Po pierwsze, uwielbiam Grocholę, po drugie, ten cytat jest z filmu, nie książki, po trzecie, ten cytat jest tu bardzo na miejscu bez względu na autora.
–Po pierwsze ja Grocholi nie lubię, po drugie… – zawahałam się – dalej jej nie lubię, a po trzecie, co tu robisz?
–Wychodzimy na balety! – zawołała na cały głos i odsunęła mnie od drzwi. Czuła się jak u siebie i od razu poszła do mojej sypialni. Gdybym miała tam kochanka, to raczej nie zdążyłby się przed nią schować.
–Co ty piłaś, co?
–Nic – skrzywiła usta i otworzyła drzwi szafy. – Trzeba nadrobić czas, wychodzimy.
–Plecy mnie bolą – szukałam wymówki, ale nie wierzyłam, że mi to wyjdzie.
–Tam ci minie, zobaczysz. – Rzuciłam się na łóżko twarzą do materaca i głośno warknęłam. Serio nie miałam ochoty nigdzie wychodzić, a przede wszystkim bałam się wychodzić z nią. Ciągle musiałam się pilnować, a co to za zabawa, jak człowiek ciągle w czuwaniu. – Iguś, nie widziałyśmy się tyle lat.
–Dobra, nie jęcz już – podniosłam się i wzięłam z wieszaka pierwszą napotkaną sukienkę. – Idę przecież.
Na szczęście włosy umyłam rano, więc wystarczyło trochę je podkręcić, by nabrały objętości. Na makijaż też się nie siliłam. Kreska trochę bardziej wyciągnięta niż zazwyczaj i karminowa pomadka. Reszta musiała zostać. Sukienkę miałam czarną. Była gładka i dopasowana, sięgała mi nad kolano, ale miała rozcięcie na prawym udzie. Po wyjściu z łazienki uwodzicielsko oparłam plecy o futrynę i uniosłam ręce nad głowę.
–Myślisz, że spotkam księcia z bajki?
–Nawet jeśli, to te kapcie go odstraszą – spojrzałam natychmiast na swoje nogi i wybuchłam śmiechem.
–No dobra, przesadziłam. – Poszłam do szafki w przedpokoju i przyniosłam dwie pary szpilek. Czerwone w połysku i czarny mat. Pokazałam Adzie obie pary i bez zawahania wybrała czerwone. Pasowały mi do szminki. Ostatni raz spojrzałam na nas w lustrze i wrzuciłam do małej torebki telefon.
Nie byłam przekonana do tego pomysłu i słusznie, ale o tym dowiedziałam się dopiero kiedy zeszłyśmy na parking. Skoro miałyśmy się bawić, to spodziewałam się taksówki, a nie samochodu z szoferem w postaci Janka.
–Jasiek? – trąciłam Adę łokciem.
–A nie mówiłam, że z nami idzie?
–Nie raczyłaś.
–To on mnie namówił na to wyjście – uśmiechnęła się na widok wysiadającego z auta syna.
–Chyba nie będę paniom przeszkadzał – nie odrywał ode mnie wzroku, a kiedy tylko Ada odwracała się do mnie zerkał a to na moje nogi, a to na dekolt.
–Nie no skąd– sztucznie się uśmiechnęłam. – Tylko nie wiem, czy znajdziemy lokal z taką rozbieżnością wiekową.
–Dziś wy się bawicie – otworzył drzwi z tyłu i z czułym uśmiechem spojrzał na matkę. – Mi będzie dobrze tam, gdzie wam.
–Kochany jest, nie? – Ada spojrzała na mnie rozanielona i nie czekając, co odpowiem, wsiadła do samochodu. Ja miałam złe przeczucia i bałam się, że słusznie. Podeszłam do samochodu, a bardziej do Janka i spojrzałam mu w oczy. Poruszał lekko brwiami i już wiedziałam, na co liczył tego wieczora. Nie wyobrażałam sobie tego i spokojnie usiadłam obok Ady.
Lokal nie był za bardzo oblegany, ale nie było też pusto. Usiadłyśmy z Adą na kanapach pod ścianą, a Janek przy barze. Po kilku minutach przyniósł nam kolorowe drinki i oczywiście musiał stanąć tak, żeby móc mnie dotknąć. Ada albo tego nie zauważyła, albo nie zwróciła na to zbytniej uwagi. Mogła, bo pewnie przez myśl jej nigdy nie przeszło, że mogłabym coś z jej dzieckiem, Chryste, jak to brzmi!
–Co ty taka nie w sosie? – Ada pochyliła się w moją stronę.
–Jak mam być w sosie z przyzwoitką?
–Inguś – westchnęła i przesiadła się na moja kanapę. – Tęskniłam za nim tyle lat. Jak mi dziś powiedział, że chce iść ze mna do knajpy, to byłam szczęśliwa.
–Nie przyszłaś z nim tylko ze mną, to jakaś różnica.
–Nie będę wybrzydzać. Chcę się nim po prostu nacieszyć.
–Mówił, że zostaje.
–A ja tam wiem, co mu do głowy przyjdzie? Rozstanie się z tą swoją piękną i ucieknie znowu. Nie chcę tego rozumiesz? Zrobię wszystko, żeby został.
–Poznałaś ją? – Ukradkiem zerknęłam na siedzącego do nas tyłem Janka i ponownie spojrzałam na przyjaciółkę.
–Nie. Nie chce mi o niej mówić. Ale wiem, że jakaś jest, wiem to.
–No może – podniosłam szklankę do toastu.
Wieczór co prawda nie zapowiadał się upojnie, ale miło spędzałam czas. Ada opowiadała mi swoje historie z kilku lat rozłąki i przede wszystkim wygadała się wreszcie komuś z Kamila. Coś mi nie grało w ich relacji, ona za bardzo na niego nastawała i to dawało do myślenia. Słuchając kolejnej opowieści, odwróciłam nieznacznie głowę w stronę baru. Janek sączył jakiś napój i rozmawiał z siedzącą obok dziewczyną. Ich twarze były coraz bliżej siebie i przysięgam, że czekałam aż laska go pocałuje. Sama nie wiem, czy by mnie to ucieszyło, ale na pewno obaliło by mit o jego wielkiej miłości. No i nie pocałowali się. Dziewczyna, kręcąc dupą, odeszła od baru, ale Janek jeszcze przez chwilę się w nią wpatrywał. Sama się za nią obejrzałam, a kiedy mój wzrok wrócił do Janka, on patrzył już na mnie. Przez kilka sekund żadne z nas nie odpuściło.
–Co tak patrzysz? – od chłopaka oderwał mnie głos Ady.
–A nic.
–No powiedz, spodobał ci się? – mrugnęła okiem. Nie powiem, miałam przebłysk, że ona wszystko wie. Rozejrzałam się niepewnie i poczułam piekące rumieńce.
–Kto? – dopytałam dla pewności, żeby nie palnąć jakiejś bzdury.
–Barman – na te słowa odwróciłam się szybko w stronę baru i zatrzymałam wzrok na postawnym facecie serwującym drinki.
–A – zaśmiałam się i wzięłam łyk alkoholu. O mały włos sama nie wygadałabym, co jest na rzeczy. – Fajnie wygląda.
–Nawet bardzo, a uśmiecha się tak, że nogi same się rozkładają.
–Przeleć go – zmrużyłam zadziornie oczy.
–Ja? No co ty!
–A co, zarosła ci dziura? – Alkohol chyba za dobrze na mnie działał.
–Nie w głowie mi jakies seksprzygody.
–Aa! myślisz, że mi to w głowie?
–A nie?
–A nie – oburzyłam się całkiem szczerze. – Daj mi spokój, niektórzy powinni być sami. – Odstawiłam szklankę i poszłam na parkiet. Chciałam wtopić się w tłum. Mijałm tańczących ludzi i nagle poczułam silny uścisk na brzuchu. Próbowałam się odwrócić, ale ten ktoś trzymał mnie zbyt mocno.
–Tańcz – wyszeptał przyjemnie Janek i przycisnął usta do mojej szyi. No i to by było na tyle. W tym momencie skończyła się moja silna wola. Objęłam jego ręce i zamknęłam oczy. – Mama poszła do łazienki, mamy dwie minuty.
–Mniej – na siłę się odwróciłam i pierwszy raz tak bardzo było mi źle, że nie mam go blisko. – Raczej się odsuń.
–Chyba wolno nam tańczyć – złapał moją dłoń i obrócił mnie w piruecie. Zachowywał się normalnie. Po prostu tańczyliśmy, a żaden gest nie zdradzał niczego więcej. Ktoś z boku nie mógł dostrzec tego, co się między nami działo. Zresztą co się działo? Nic! Cholera wmawiałam to sama sobie, ale tak, chciałam wierzyć, że tych kilka niepotrzebnych zresztą pocałunków tak naprawdę nic nie znaczyło.
Po skończonej piosence Janek odprowadził mnie do stolika, oczywiście nie odpuścił sobie objęcia mnie w pasie i buziaka w policzek. To zrobił już przy Adzie i wiedziałam, że to specjalny chwyt, że niby niczego nie ukrywa.
–O! Jest i mamusia! – zawołał wesoło i podał jej dłoń. – Teraz twoja kolej!
Ada bez protestów dała się wyciągnąć na parkiet. Przez chwilę im się przyglądałam. Wyglądali na szczęśliwych i bardzo nie chciałam im tego psuć. Przecież gdyby Ada dowiedziała się, że romansuję z jej synem, to świat by jej się zawalił.
Spędzili na parkiecie ze trzy piosenki i w końcu Ada zdyszana usiadła naprzeciwko mnie. Janek zerknął na mnie ukradkiem, ale udawałam, że tego nie zauważyłam i od razu zaczęłam rozmowę z koleżanka. Wspominałyśmy dawne czasy i dyskoteki szkolne. Oczywiście nie obeszło się bez śmieszków na temat naszych szkolnych miłości.
–Oj, Maciek to kradł serca – zawołała nieco już wstawiona Ada. – Chociaż jak go sobie przypomnę, to wcale nie był taki ładny.
–No nie był, to fakt, ale miał coś w sobie – uniosłam szklankę do ust. Nie mogłam znieść tego uczucia wiecznego ostrzału Janka.
–Nie wiesz co u niego? – Ada podparła podbródek na opartej o stolik ręce i rozmarzona spojrzała mi w oczy. No tak, jej tu nie było kilka lat.
–Maciek nie żyje - odrzekłam poważnie i opuściłam wzrok na swoją szklankę. – Rozbił się samochodem.
–O Boże – patrzyła na mnie ze łzami w oczach. – Straszne. A kiedy?
–Jakieś trzy lata po tym jak wyjechałaś.
–Nie wiedziałam.
–Domyślam się – sztucznie się uśmiechnęłam. – Ominęło cię kilka tragedii – poczułam łzy w oczach. – To była czarna seria.
–Ktoś coś? – odsunęła od siebie szklankę.
–No, ale to nie na dzisiaj – otarłam łzy, na samo wspomnienie tego, co się wydarzyło.
Przez chwilę obie milczałyśmy. Trudno było w takim miejscu poruszać tematy śmierci i żałuję, że to zaczęłam. Fakt wspomnienia wracały, uśmiechnęłam się, przypominając sobie studniówkę, a mój nastrój dostrzegła Ada.
–No co?
–Nic. Przypomniałam sobie studniówkę, a zwłaszcza to, co było po niej.
–Farciara, ja w tym czasie bawiłam już Janka. – Obejrzała się na syna. Mój wzrok też zatrzymał się na nim. – Chciałabym, żeby był szczęśliwszy ode mnie. Żeby trafił na fajną i dojrzałą dziewczynę.
–Dojrzałą? – dopytałam nieco zaskoczona.
–Nie w sensie wieku, ale sposobu bycia i myślenia. On nie potrzebuje rozpieszczonej królewny tylko kobiety.
–Myślę, że on doskonale sam wie, czego chce, a ty się nie wtrącaj w jego wybory.
–Jestem jego matką! – oburzyła się.
–Prawda, ale sama wiesz, że w kwestii życiowych wyborów, nie jesteś dobrym przykładem.
–I właśnie dlatego że popełniłam dużo błędów, wiem, co mówię.
–Wierzę, ale czlowiek uczy sie na swoich błędach, nie cudzych. Daj mu żyć, bo jak zaczniesz go sztorcować, to jedyne co osiągniesz, to to, że zacznie się przed tobą ukryć ze wszystkim.
–Już się kryje.
–No właśnie, a jak znam ciebie, a trochę znam, to codziennie pytasz go o dziewczynę, pytasz jak wygląda i co studiuje, poza tym nie odpuszczasz zapraszania jej do domu i wręcz każesz mu ją przyprowadzić. – Patrzyła mi w oczy i nic nie mówiła, więc trafiłam w sedno. – Nie tędy droga. Psycholog ze mnie żaden, ale wiem jak to jest, jak cię ktoś wiecznie swata. On jest młody, mądry i przystojny. Na pewno znajdzie kogoś odpowiedniego – Ada otworzyła usta – odpowiedniego dla siebie, nie dla ciebie! – nie dałam jej się wtrącić. – Ty już swój czas miałaś. Masz go nadal, bo nikt nie każe ci żyć w celibacie. Ale jego uczucia zostaw, bo ucieknie od ciebie.
No i chyba ją uraziłam. Jednym łykiem dopiła drinka i wstała od stolika. Nie odezwała się słowem, tylko cmoknęła mnie w policzek i podeszła do Janka. Chłopak obejrzał się na mnie i zdezorientowany pokręcił głową. Zanim dopiłam swojego drinka, dostałam wiadomość od Janka. Napisał tylko, żebym nie wracała jeszcze do domu i dała mu pół godziny. I tak nie miałam dokąd się spieszyć. Rozglądałam się po lokalu i przesiadłam się do baru. Zamówiłam od razu ulubione malibu i zamyślona gapiłam się w szkło.
–Piękna pani tak sama? – usiadł obok mnie jakiś gość i uniósł dłoń do barmana. – Dla mnie szkocka, dla pani jeszcze raz to samo.
–Sama, a to panu jakoś wadzi? – Nawet się do niego nie odwróciłam.
–Przeciwnie, takie kobiety jak pani i do tego same, to spełnienie marzeń.
–Płytkie ma pan marzenia. – Wzięłam łyk alkoholu.
–Ale przynajmniej do spełnienia – jego uśmiech miał być chyba uwodzicielski, ale po szkockiej wyszedł mu taki bardziej nieokreślony.
–I przyszedł pan tu, żeby spełniać marzenia? Powodzenia.
–A dziękuję – zsunął się lekko z krzesła i trącił kolanem o moją nogę. – Jedno marzenie właśnie spełniam.
–Na zdrowie – uniosłam kieliszek.
–O, mam wrażenie, że to dobry początek, żeby…
–A ja mam wrażenie – poznałam głos Janka i odwróciłam się za siebie – że za chwilę będziesz potrzebował protetyka.
–Janek – upomniałam go.
–A ty to kto? – gość wstał z krzesła. Zaśmiałam się, bo był sporo niższy od Jaśka.
–Gówno cię to obchodzi, pani nie życzy sobie twojego towarzystwa, więc zabierz łaskawie swoje metr sześćdziesiąt pięć i spierdalaj!
–Jan! – odezwałam się już głośniej, bo to była przesada. Janek spojrzał na mnie inaczej niż zawsze, był zły i nie potrafił tego ukryć. Nie wiedziałam tylko skąd ten podły nastrój.
–Przepraszam, kochanie – no jeszcze tego brakowało. – Pozwól. – Wziął mnie za rękę i po położeniu na barze stówy, pociągnął mnie do wyjścia.
–Co ty robisz? – chciałam się wyszarpnąć, ale kompletnie mnie olewał. Od razu po wyjściu z lokalu otworzył mi drzwi samochodu i wręcz na siłę posadził z przodu.
–Po prostu wychodzimy.
–My? Zwariowałeś?
–Nie. Matka coś dziwnie ze mną gadała. Odstawimy samochód pod inny klub i pójdziemy do ciebie. Nawet jak będzie mnie szukać, to skończy tam, gdzie znajdzie auto, nie?
–Albo domyśla się, co się dzieje i przyjedzie prosto do mnie. Pomyślałeś co zrobi, jak cię u mnie zastanie?
–Nie mówiłem, że liczę na gościnę, ale skoro zapraszasz – uniósł moją dłoń do ust.
–Przestań.
–Przestanę jak skończymy – tym razem pochylił się do mnie i cmoknął mnie w policzek.
–To się źle skończy – naburczałam i odwróciłam się do szyby. Miałam złe przeczucia i słusznie, bo Ada nie była w ciemię bita, prędzej czy później musiała skojarzyć, co jest na rzeczy.
Janek specjalnie podjechał pod najbardziej oblegany klub w mieście. Domyślałam się, że chodziło mu o tłum, w którym trudno kogokolwiek znaleźć. Odpiął swój pas, ale zanim ja zrobiłam to samo ze swoim, złapał mnie za tył głowy i przyciągnął do siebie. Boże, jak od dobrze całował. No, alkohol też swoje zrobił i po tych paru drinkach miałam jakoś mniejsze opory przed tym chłopakiem i, wstyd się przyznać, miałam na niego ochotę. Broniąc jednak własnego rozumu, odepchnęłam go od siebie i udawałam, że jestem na niego zła.
–Z twoich ust nawet malibu smakuje jak ambrozja– odezwał się tak jakoś inaczej, męsko i uwodzicielsko. Dobra tym mnie zdobył i przyznałam to tylko przed sobą. – Zaczekaj na mnie chwilę, zaraz wracam.
Wysiadł z auta i pobiegł do wejścia. Nie bardzo wiedziałam po co tam poszedł, ale nie robiło mi to różnicy. Bardziej robiło mi różnicę to, jak bardzo zmieniło się moje nastawienie wobec niego. Miał rację, że mnie do siebie przekona, tylko ja się z tym bardzo źle czułam.
Podniosłam wzrok i uśmiechnęłam się na widok idącego w moją stronę Janka. Chował coś do wewnętrznej kieszeni kurtki i trochę mnie to zastanowiło. Nie czekałam aż podejdzie i sama wysiadłam. Od razu do mnie podszedł i opierł mnie o drzwi samochodu.
–A teraz… – odezwał się cicho i przygryzł seksownie wargę.
–A teraz wejdzie dziadek i będzie naprawiał radio.
–No bardzo śmieszne – oparł usta na mojej szyi. – Teraz zapraszam na spacer w blasku księżyca – złapał moją dłoń i powoli splótł nasze palce. To było miłe, choć bardzo nie na miejscu. Niestety nie oponowałam i lekko pociągnęła w stronę ulicy, poszłam za Jankiem. Nie odzywaliśmy się do siebie przez prawie całą drogę i musiałam przyznać, że to było całkiem fajne. Spoglądaliśmy na siebie jak dzieciaki na pierwszej randce. Miało to swój romantyczny urok.
–Jak bolą cię nogi… – zaczął nieśmiało Janek.
–To co, poniesiesz mnie? – zanim dobrze skończyłam mówić, Janek wziął mnie na ręce. – Odstaw mnie!
–Mogę cię nieść.
–Nie bolą mnie nogi – zaśmiałam się i odruchowo mocno zacisnęłam ręce na jego szyi. – Prosze, odstaw – ostatnie słowa wyszeptałam. Zatrzymał się i opuścił wzrok z moich oczu na usta. Hmm, to było ciekawe, ja bardzo chciałam żeby ten wieczór zakończył się inaczej niż zwykle. – Odstaw mnie – zdążyłam z siebie wykrztusić, zanim mnie pocałował i z wdzięcznym uśmiechem spełnił moją prośbę. Od razu też złapał mnie za rękę i uniósł do ust.
Szliśmy bardzo blisko siebie. Oprócz splecionych dłoni ocieraliśmy się o siebie i było w tym coś niezwykłego. Czułam się jak na prawdziwej randce. Ukradkiem posłaliśmy sobie spojrzenia, chociaż tu tak naprawdę nie musieliśmy się przed nikim chować, a jednak żadne z nas tego nie zmieniło.
W końcu nadszedł koniec spaceru. Zatrzymałam się przed klatką i odwróciłam do Janka. Nie patrzył na mnie tylko gdzieś ponad mną, ale już po chwili objął mnie i mocno przytulił. Zamknęłam oczy i chłonęłam go całą sobą, nie chciałam przestawać. 
–Dziękuję za spacer– szepnął przyjemnie i oparł usta o moją skroń. – To było bardzo miłe, powtórzymy to kiedyś?
–Sama nie wiem – próbowałam się odsunąć, lecz zbyt mocno mnie trzymał. – A może… – urwałam, bo głupio mi było. – Może wejdziesz na górę? Na kawę?
–Dziękuję, ale chyba nie.
Pokiwałam głową i zabrałam ręce z jego pleców. Zanim odeszłam, Janek nachylił się do mnie i obejmując delikatnie moją talię, przyciągnął mnie do siebie. Nasze usta spotkały się pierwszy raz tak swobodnie. Oboje tego pragnęliśmy i nie potrafiłam dłużej udawać, że na mnie to nie działa. Całował mnie bardzo subtelnie, wiedziałam, że bał się mojej reakcji, ale tego dnia nie zamierzałam protestować. Nieśmiało położyłam dłonie na jego ramionach i przeciągnęłam nimi aż do karku. Zacisnęłam palce i w końcu odważyłam się oddać pocałunek. Zrobiłam to powoli, ale wystarczająco pewnie, by wiedział, że tego chciałam.
–Całujesz? – szepnął, lekko się odsuwając.
–A ty gadasz? – uśmiechnęłam się i sama do niego przybliżyłam.
–Mogę jednak wejść na górę? – jego zmrużone oczy były cholernie pociągające. Takie głębokie i śliczne. Pokiwałam w odpowiedzi głową i ruszyłam przodem. Pierwszy raz nie przeszkadzało mi, że szedł tak blisko mnie. Chciałam go jeszcze bliżej i jeszcze bardziej, a tej nocy mogłam go mieć.

Zepsuty liść akacji [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz