Rozdział 7
Przez miasto nie jechałam długo. Adę spotkałam już na klatce schodowej. Wciągnęła mnie do mieszkania i od razu przytuliła. Stąd wypływała nasza przyjaźń, ona była od płaczu i histerii, ja- od twardego stąpania po ziemi. Posadziłam ją na kanapie i od razu podałam kieliszek koniaku. Wychyliła go bez zastanowienia i głośno zakaszlała.
–Teraz powoli powiedz co się stało – kucnęłam przy jej nogach.
–Wieczorem powiedział, że idzie do klubu, byłam pewna, że umówił się z tą swoją dziewczyną – urwała i patrzyła mi w oczy.
–No. Mów!
–A teraz zadzwonił, że jest na dołku – drżącą dłonią sięgnęła butelkę.
–Ale co się stało? Zrobił coś?
Wzruszyła tylko ramionami i znów zaczęła ryczeć. Matko Boska, czy ona nie mogłaby czasem zachowywać się jak dorosła?
–Czekaj – wyjęłam telefon z torebki i jeszcze chwilę w niej grzebałam.
–Co robisz?
–Dzwonię na policję, przecież od ciebie niczego się nie dowiem. – Pokręciłam głową i już układałam sobie tekst do Wojtka. Długo czekałam aż odbierze, ale w końcu to zrobił. Zanim się odezwałam, zrobiłam najlepszy uśmiech, jakby miało mi to w czymś pomóc. – Przepraszam bardzo, że o takiej porze, ale to naprawdę ważne.
–Kto mówi?
–To ja, Inga.
–Umarł ktoś?
–Nie, ale zaraz kogoś zabiję – zerknęłam na wycierającą nos przyjaciółkę. – Wojtek wybacz, ale to długa historia, czy ja mogę prosić cię o przysługę?
–No wal – słychać było, że nie był zadowolony.
–Wiem, że jest środek nocy…
–No ja akurat mam służbę.
–Chwała Panu – z ulgą spojrzałam w sufit.
–Panu może i chwała, ale Alka zachwycona nie jest. – Zaśmiał się. – No to dawaj.
–Zatrzymali syna koleżanki, nie wiem co się stało. Mógłbyś to sprawdzić? Nawet nie wiem gdzie jest.
–Tego syna, tej koleżanki? – zaśmiał się.
–Dokładnie.
–Jakieś dane ma ten syn?
–Jan Przemyski.
–Naprawdę? – jego wesoły głos mógł oznaczać tylko jedno.
–Jest u ciebie? – opadłam na fotel.
–Nie wiem, sprawdzę, co tam mamy na stanie i dam ci znać.
–Dziękuję, odwdzięczę się…
–No jeszcze czego – burknął w żartach i się rozłączył.
Ada przyglądała mi się badawczo i chyba nie bardzo rozumiała, co się wydarzyło. Ja sama nie miałam pewności, czy zrobiłam dobrze, ale to jedyne wyjście, jakie znalazłam. Wojtek był neutralny i dzięki temu wierzyłam, że nam pomoże. Zanim zdążyłam zrobić sobie kawy, zadzwonił mój telefon. Odebrałam bez najmniejszego zawahania i przez chwilę słuchałam kolegi. Nie byłam zachwycona informacjami, lecz perspektywa powrotu Janka jeszcze tej samej nocy, trochę mnie uspokoiła. Kiedy odłożyłam telefon, Ada podniosła się z kanapy.
–Coś złego – wyszeptała ze strachem w głosie.
–Jasiek wdał się w jakąś bójkę.
–Mój Janek?
–Nie, kurwa, mój – prychnęłam. – Pobił się z trzema chłopakami.
–Z trzema?
–Nic mu nie jest. – Zaczęłam się zbierać.
–Nic?
–Było by szybciej, gdybyś nie powtarzała po mnie – zaśmiałam się. – Pojadę po niego.
–Ja z tobą! – zerwała się nagle i zaczęła rozglądać.
–Nigdzie nie pojedziesz – posadziłam ją z powrotem. – Wojtek powiedział, że to może jeszcze chwilę potrwać, ty będziesz się tylko nakręcać i histeryzować, to nie pomoże.
–Moje dziecko tam siedzi – zapłakała żałośnie, jakby go na śmierć skazywali.
–Kochana, za darmo to on tam nie jest. Zasłużył sobie. – Ada szybko kiwnęła głową. Nie byłam z siebie dumna, ale coś mi mówiło, że pierwsza powinnam poznać szczegóły tego zajścia. – Przywiozę go tu – odrzekłam stanowczo i czekałam na reakcję. Znów tylko kiwnęła głową.
Na komendę dojechałam w kilka minut. Przed wejściem do budynku zastałam już Wojtka. Na mój widok litościwie pokręcił głową. Kiedy podeszłam, cmoknął mnie w policzek i kiwnął głową w stronę wejścia.
–Pobili się, ale żaden nie chce przyznać, o co – mówił, prowadząc mnie korytarzem. – Ten twój Przemyski jako jedyny był całkowicie trzeźwy.
–A tamci?
–Ani jeden. Ot młodzież, nie poradzisz, z tym że tamci dopiero co pokończyli osiemnaście lat.
–Czyli żaden nieletni? – upewniłam się, bo za coś takiego serio byłabym zła.
–Żaden. – Wojtek otworzył mi drzwi do jakiegoś pokoju.
–I co będzie? – usiadłam na krześle.
–Nic. Nikomu nic wielkiego się nie stało. Ludzie szybko zareagowali i w zasadzie chłopaki zdążyli się lekko poszarpać. Pewnie by tu nie trafili, gdyby nie patrol po drugiej stronie ulicy Tamtych trzech czeka na wytrzeźwiałce, a swojego delikwenta możesz zaraz zabrać.
–Nogi z dupy powyrywam – mruknęłam.
–E, nie bądź taka radykalna, młoda nigdy nie byłaś? – Wojtek z uśmiechem zatrzymał się w drzwiach.
–No, byłam. – Westchnęłam ciężko, przypominając sobie nasze wybryki z czasów szkoły. – Dawaj go, bo musze go matce odwieźć.
–Może najpierw ty z nim pogadaj? – Wojtek nieprzerwanie patrzył mi w oczy. – Chyba powinnaś.
–Dlaczego? – Na moje pytanie wzruszył tylko ramionami i wyszedł. Wiedziałam, że muszę z nim pogadać. Przede wszystkim chciałam to zrobić.
W pokoju spędziłam kolejny kwadrans, słuchając tyknięć zegara na ścianie. Kiedy drzwi z hukiem się otworzyły, zerwałam się z krzesła i podeszłam do stojącego razem z Wojtkiem Janka. Bez uprzedzenia śmignęłam go przez łeb.
–Możesz mi powiedzieć, co to ma być? – krzyknęłam. – Matka tam od zmysłów odchodzi, a ty co?
–Może was zostawię – Wojtek zaruszał brwiami.
–No co stoisz jak kołek? – Nie zwracałam uwagi na kolegę i patrzyłam na Janka.
–To pa, odezwij się – pomachał mi na pożegnanie i zamknął drzwi.
–No! – szturchnęłam Janka w ramię i dopiero teraz podniósł na mnie wzrok. – Odwaga ci się zacięła? – Dostrzegłam ruch zaciskających się szczęk i odpuściłam kłótnię. Niestety dla Janka to był początek. Gwałtownym ruchem, przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować. Robił to tak mocno, że nie mogłam złapać tchu. Ślinił mnie i gryzł, odbierając tym samym resztki rozumu. Próbowałam go odepchnąć, ale nie zwracał na to uwagi. Ścisnął w garści moje włosy i jeszcze mocniej przycisnął do siebie. Sama nie wiedziałam, skąd mi to przyszło do głowy, ale z całej siły go odepchnęłam i strzeliłam twarz. Stał przede mną z głowa przechyloną na bok i dopiero po chwili i kilku głębokich oddechach, odwrócił się do mnie.
–Janek, nie chcę, rozumiesz to?
–Nie obchodzi mnie to – warknął i na siłę mnie do siebie przyciągnął. – Ja chcę. – Pochylił się do moich ust, lecz ich nie dotknął. Znęcał się nade mną bo czując ich ciepło i wspominając smak, marzyłam tylko o tym, by móc ich jeszcze kiedyś posmakować. Uciekały nam sekundy, które mogliśmy wykorzystać w innym, bardziej interesujący sposób, ale tylko na siebie patrzyliśmy. Tylko, a może aż patrzyliśmy. Lubiłam na niego patrzeć i lubiłam, gdy on to robił. Był zachłanny w tych spojrzeniach i przede wszystkim pewny siebie. Ja się wstydziłam przyznać, że na mnie działał.
Dźwięk otwieranych drzwi oderwał nas od siebie i oboje stanęliśmy przodem do wchodzącego Wojtka. Facet na nasz widok pokręcił głową i podszedł bliżej. Położył na stoliku foliowy worek, a później odwrócił się do mnie.
–Portfel i telefon – mówiąc to, ukrywał uśmiech, a mi było strasznie głupio.
Gdy wyszedł, spojrzałam na Janka i urzekły mnie jego zaróżowione policzki. Nie czekając na mnie, chwycił mnie za biodra i postawił przed sobą. Czekałam na jego ruch, a kiedy nadal tego nie zrobił, lekko go od siebie odsunęłam.
–Pora do domu – szepnęłam, jakbym się go bała.
–Matka mnie zabije – lekko mną zakołysał i oparł usta na mojej skroni. – Mogę spać dziś u ciebie?
–Nie przeginaj – zażartowałam. – I tak mam przez ciebie noc zarwaną.
–To obiecuję… – szepnął, zbliżając się do moich ust – że reszta nocy minie nam sporo przyjemniej.
–Tego się obawiam – odwróciłam głowę, nie dając się pocałować. – Jedziemy. Zanim odstawię cię do domu, musisz się ogarnąć. – Głową wskazałam jego obitą twarz. – Powiesz, co się tam wydarzyło?
–Jak zasłużysz – zmrużył oczy w cwanym uśmiechu i łapiąc mnie za dłoń, pociągnął do wyjścia. Nie bardzo chciałam się z nim pokazywać, dlatego zaraz za drzwiami zabrałam rękę. Na szczęście chyba to zrozumiał, bo posłał mi czuły uśmiech i tyle.
Milczeliśmy oboje aż do zamknięcia drzwi mojego mieszkania. Zaraz po przekroczeniu progu, Janek ruszył do ataku. Chyba myślał, że skoro zaprosiłam go do domu, to jest to sytuacja jednoznaczna. Pomylił się, bo ja nie zamierzałam odpuszczać. Odepchnęłam go stanowczym ruchem i bez słowa pokręciłam głową. Nie był zadowolony, oj nie. Wskazałam mu głową drzwi łazienki, a sama wyjęłam z torebki telefon i wybrałam numer Ady.
–No hej! – odezwałam się z powagą w głosie.
–I co, wiesz już coś?
–Tak. Zaraz go wypuszczą. Za jakieś pół godziny będziemy u ciebie – na moje słowa Janek śmiesznie pomachał rękami, a kiedy się rozłączyłam, zrobił minę rozkapryszonego dziecka.
–Pół godziny? – zwiesił głowę. – Za mało.
–Będzie jeszcze mniej, bo musisz się chociaż umyć – znów wskazałam łazienkę. – Poza tym nie powiedziałeś jeszcze o co poszło.
–Jak to o co? – Stanął tak, że patrzył na mnie z góry. – O kobietę.
–No tak – pokiwałam głową i opuściłam wzrok na jego klatkę piersiową. – Zawsze chodzi o jakąś kobietę.
–Nie jakąś – Podciągnął moją twarz jednym palcem. – O jedyną – dodał po krótkiej chwili, po czym zamknął się w łazience. Kiedy wyszedł wyglądał już trochę lepiej. Przyniosłam z kuchni pudełko z opatrunkami i kazałam mu usiąść na kanapie. – W piątek po lekcjach byłem u ciebie pod szkołą. – Zaczął niespodziewanie, ale nie przerwałam pracy. – Trzech kolesi stało niedaleko i bardzo żywo rozmawiało o pewnej nauczycielce chemii. – Dopiero teraz zatrzymałam wyciągniętą do niego dłoń. – Nie będę ci opowiadał szczegółów, ale uwierz mi na słowo, że to nie było nic miłego. Komentowali wszystko, począwszy od tego jak się ubierasz aż do tego, co pewnie potrafisz robić.
–I co? – usiadłam naprzeciwko i zaczęłam chować opatrunki.
–Nie rusza cię to?
–Nie. To głupie teksty małolatów.
–Obrażali cię! – krzyknął.
–Janek – pochyliłam się w jego stronę – serio mam się tym przejmować? Gówniarskie zagrywki, są odważni między sobą i tyle. Ty nigdy nie komentowałeś wyglądu nauczycielek?
–Nie – odpowiedział poważnie. – Ojciec mnie tak wychował.
–Pierwszy raz zrobił coś dobrze – przewróciłam oczami. – Dziękuję, że chciałeś mnie bronić, ale nie podoba mi się, że ich pobiłeś.
–Nie wiedzą, za co dostali, więc nie musisz się obawiać problemów.
–Mimo to – patrzyłam mu w oczy. – Nie chcę, żebyś wdawał się w takie bójki. Stanowczo sobie nie życzę.
–Żartujesz? Podniósł się i zaczął przede mną chodzić. – Mam nie reagować na takie teksty?
–Jan! – upomniałam go. – Pozwól, że o swoją godność sama się zatroszczę. Z głowy mi korona nie spadnie, jak ktoś sobie czasem skomentuje mój tyłek, no bez przesady!
–Lubisz to?
–Spadaj – odezwałam się cicho i złapałam torebkę. – Jedziemy, matka czeka.
Minął mnie w takim tempie, że poczułam wiatr na twarzy, no uraziłam bohatera i obrońcę czci dziewic wszelakich. Kiedy zatrzymaliśmy się pod blokiem Ady, nie wysiadłam od razu. Odwróciłam się do patrzącego w szybę Janka i dotknęłam jego ręki.
–Jaś, nie możesz bić moich uczniów tylko dlatego, że coś powiedzieli.
–Nie dostali mocno – burknął. – Ale ok, rozumiem, że ci to nie pasuje.
–Nie rób tego nigdy więcej. A co gdyby im się coś stało?
–Mam jeszcze czucie w rękach, poza tym najpierw sprawdziłem czy są pełnoletni. Skoro są tacy dorośli, żeby dyskutować o twoich cy… – urwał i spojrzał mi w oczy. – Przepraszam, nie mogłem podarować, nikomu nie podaruję.
–Proszę. – Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. –Idziemy? – Janek sztucznie się uśmiechnął i nie czekając na niego, wysiadłam z auta. Obiecałam Adzie, że odstawię go do niej, dlatego weszłam na górę. Mamuśka już od progu płakała i krzyczała, nie dając chłopakowi nawet dojść do słowa. Dopiero kiedy zaczął się z niej śmiać, zamilkła i z uwagą przyjrzała się jego twarzy.
–Możesz być dumna – odezwałam się pierwsza i oboje szczerze zaskoczenie spojrzeli w moją stronę. – Obronił dziewczynę przed nachalnymi kolegami.
–Naprawdę? – twarz Ady nagle pojaśniała.
–No. – Przytaknęłam i wymieniłam porozumiewawcze spojrzenia z Jankiem. – Kto wie, co by się stało, gdyby nie zareagował.
–Synek – znów się rozpłakała i uwiesiła mu się na szyi. Janek z ulgą ją do siebie przytulił, a do mnie szepnął bezdźwięczne “dziękuję”. Nie miałam już siły na ich rodzinne dramaty. Po szybkim pożegnaniu wróciłam do siebie i zamknęłam się w domu.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wciąż zaspana zarzuciłam na siebie szlafrok i szurając stopami po dywanie, poszłam otworzyć. Za drzwiami stał wielki bukiet. Tak, to bukiet stał, a dopiero zza niego wyłonił się Janek. Zrezygnowana pokręciłam głową i próbowałam ponownie zamknąć drzwi.
–Matka mnie przysłała – chwycił mocno za klamkę.
–Jak matka chce mi dać kwiaty, to niech przyjdzie na wino – wychrypiałam z przymkniętymi oczami.
–Ja mówiłem, że może nie tak rano, ale powiedziała, że i tak nie zaśniesz.
–Zasnęłam – oparłam skroń o drzwi. – Janek, ja chcę jeszcze spać.
–Mogę? – kiwnął głową w stronę mieszkania. Nie miałam zamiaru go wpuszczać, a jednak to zrobiłam. Zaraz po tym jak zamknęłam drzwi, Janek podał mi kwiaty. Obłędnie pachniały i przytulając je do twarzy, głęboko zaciągnęłam słodki zapach.
–Piękne – odpowiedziałam na pytające spojrzenia Janka i odłożyłam kwiaty na stolik pod ścianą. – Dziękuję, ale nie trzeba było.
–To tak przy okazji – zbliżył się powolnym krokiem i objął mnie ramieniem. – Chciałem cię zobaczyć. – Ciepło jego ust poczułam na szyi. Przymknęłam powieki i starając się jakoś powstrzymać, oparłam dłonie na jego barkach i lekko go odepchnęłam. Od razu mnie zrozumiał i nieśmiało się do mnie uśmiechnął. – Dziękuję za ratunek, no i za te kłamstwa przed mamą.
–Nie jestem z siebie dumna – zmarszczyłam groźnie brwi. – Kiedyś obiecałam sobie, że nie będę jej okłamywać.
–To tym bardziej czuję się zaszczycony, że dla mnie złamałaś własne zasady.
–Nie jestem pewna czy było warto. Mam wrażenie, że będę żałować. Może właśnie powiedzenie jej prawy byłoby najlepsze.
–Zaufaj mi, że nie. – zaśmiał się.
Dziwnie się czułam. Z jednej strony wcale nie miałam ochoty na jego wizyty, zwłaszcza tak wczesne, ale z drugiej- lubiłam spędzać z nim czas. Znów spojrzałam na kwiaty i poruszyłam palcami miękkie płatki. Byłe przepiękne. Gestem dłoni zaprosiłam Janka do salonu, a sama uciekłam do łazienki. Bądź co bądź, nie uśmiechało mi się paradowanie przed nim w szlafroku.
Z kawą usiadłam naprzeciwko niego i przez pierwszy kwadrans milczeliśmy. Nie bardzo wiedziałam jak mam się wobec niego zachować. Bardzo go lubiłam, ale też bałam się, że każdy milszy gest uzna za zainteresowanie nim.
–To jak będzie z tymi korkami? – Zagadnął Janek i poprawił się na kanapie. No może byłam głupia, ale on mi się serio podobał. – Złożyłem już papiery.
–A jak cie nie przyjmą?
–Żartujesz? – założył ręce za głowę i potarł dłońmi włosy. – Kończyłem jedną z najlepszych szkół.
–Wiesz, czasem mam wrażenie, że polskie dzieci po podstawówce wiedzą więcej niż Amerykanie po studiach.
–Mam ci udowodnić, że jest inaczej?
–Teraz to zdaje się ty żartujesz – podciągnęłam nogi na fotel. – Ja nie potrzebuję dowodów twojej wiedzy, do niczego mi to nie jest potrzebne. Pytam tylko, co się stanie jak cię nie przyjmą.
–Znajdę coś innego.
–Czyli stanowczo zostajesz w Polsce?
–To źle? – oparł łokcie o kolana i nie przestawał patrzeć mi w oczy. Było w nim coś hipnotyzującego.
–Nie.
–Dobrze, że zostanę?
–Janek, dla mnie ani dobrze, ani źle.
–A już myślałem – cmoknął kącikiem ust,
–Nie myśl. A co do korepetycji, to powiedz wprost – zawiesiłam na chwilę głos – są ci potrzebne, czy tylko chcesz na nie przychodzić?
Nie odpowiedział od razu, przez chwilę tylko mi się przyglądał, po czym zasłonił twarz dłońmi i się roześmiał. Już miałam pewność, że materiału to ja dla niego szykować nie będę musiała. Nie pasowało mi to. Przede wszystkim nie chciałam takich rzeczy robić w tajemnicy przed Adą.
Dopiliśmy kawę, zdawkowo rozmawiając o planie na te korepetycje, bo Janek stanowczo uznał, że potrzebuje chociaż kilku lekcji na usystematyzowanie wiedzy. Już ja się domyślałam o jaką chemię mu chodziło. Nie komentowałam i nie próbowałam odwodzić go o tego pomysłu. Uznałam, że zrobię swoje i tyle.
Siedział u mnie na tyle długo, że zaczął mi już przeszkadzać. W końcu zerknęłam na zegarek i posłałam mu znaczące spojrzenie. To był pierwszy facet, który zrozumiał spojrzenie. Zwiesił głowę i z cichym westchnieniem wstał z kanapy. Kiedy zatrzymał się przede mną, od razu wyciągnął rękę tak, jakby chciał mnie objąć. Na szczęście w porę się zreflektował i z chłopięcym uśmiechem schował rękę za plecami.
–Jeszcze raz dzięki za pomoc.
–Nie ma sprawy, ale nie polecam się.
–Prawda, wolałbym spotykać cię w innych miejscach.
–No ja akurat nie o tym – zażartowałam. – Matka drugi raz może tego nie przeżyć.
–Jesli to jedyny sposób, żeby cię widywać, to jeszcze dziś coś ukradnę albo znów komuś przypierdolę.
–Ja ci zaraz przypierdolę, gówniarzu, to ci sie odechce dołków. – Trąciłam go w ramię, i to był mój błąd. Zdążył złapać mnie za rękę i przez chwilę ją trzymał. To było miłe, no cholera, było bardzo miłe, ale było też nie na miejscu. Powoli zabrałam dłoń i odsunęłam się tak, żeby mógł przejść do korytarza. Kiedy założył bluzę, owionęła mnie chmura unoszącego się z materiału zapachu. Stałam za jego plecami z rękami splecionymi przed sobą i czekałam, aż sie do mnie odwróci, wiedziałam że to zrobi. Nie minęły trzy sekundy, jak się do mnie pochylał. Robił to powoli, jakby liczył na coś z mojej strony, a ja bardzo pilnowałam swoich odruchów. Kiedy był już milimetry ode mnie, a jego oddech czułam na ustach, przechyliłam głowę i dałam pocałować się w policzek. Nie zrobił tego szybko. Objął dłonią mój policzek łącznie ze szczęką i przytrzymał mocniej. Nie odsunął się od razu, chwilę tak staliśmy i nie wyobrażałam sobie, żeby miał przestać. To był piękny początek katastrofy, jaka nas czekała.
CZYTASZ
Zepsuty liść akacji [ZAKOŃCZONA]
RomanceInga prowadzi spokojne życie singielki przed czterdziestką. Nic nie zapowiada zmian, jednak aplikacja randkowa w jej telefonie i niespodziewane spotkanie dawnej przyjaciółki, to początek rewolucji. Dziękuję za okładkę @Paskuda_