Rozdział 22

75 15 9
                                    

Rozdział 22

Pisk w uszach i szybko bijące serce, tylko to odczuwałam. Nie mogłam wziąć oddechu, jakby coś ściskało moją klatkę piersiową. Nerwy nie pomagały, a jednak nie potrafiłam samej sobie kazać się uspokoić. Ktoś gwałtownie otworzył moje drzwi i to zmusiło mnie do uchylenia powiek.
–Nic pani nie jest? – zapytała jakaś kobieta i nieprzytomnie podniosłam na nią wzrok.
–Nie, chyba nie – rozejrzałam się.
–Ma pani szczęście, przywalił w panią tak, że myślałam… – kobieta nagle urwała – tfu, nie powiem, co pomyślałam. Pomogę pani – złapała mnie za ramię. – Już wezwaliśmy karetkę i policję.
–Nie trzeba.
–Trzeba, ten facet jest pijany w trzy dupy! – kobieta zawołała oburzona. – Co tam w trzy, w sześć. Ledwo się na nogach trzyma.
–Co? Kto? – potrząsnęłam głowa i poczułam ostry ból w skroni. Przy pomocy tej samej kobiety wysiadłam z Niebieskiego. Dopiero teraz się rozejrzałam. Wokół nas stało kilkanaście osób, a na środku pasa zieleni- nasze samochody. Ze łzami w oczach obejrzałam szkody na Niebieskim i podniosłam wzrok na sprawcę wypadku. Serio był po korek wlany. Bełkotał coś, a kilku młodych łepków próbowało go jakoś trzymać. W końcu gdzieś w oddali słychać było syreny policji i karetki. Mi nic nie było. Bolała mnie glowa, ale raczej to nie bylo nic wielkiego. Odetchnęłam na widok wysiadającego z auta Wojtka i od razu do niego podeszłam.
–Wszystko dobrze? – przyjrzał się mojej głowie.
–Tak, ze mną tak.
–Ciebie tylko na chwilę z oczu spuści i od razu kłopoty. – Z uśmiechem pokręcił głową. – Obejrzyj ją – odezwał się do podchodzącego do nas ratownika medycznego. – Pójdę do tego orła, a później spiszę twoje zeznania.
–Jasne, dzięki.
–Ale na pewno w porządku? – W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową. Byłam dziwnie spokojna. Odprowadzona do karetki usiadłam w wygodnym fotelu i pozwoliłam się zbadać. Poza bólem głowy nic mi nie było. Nawet skóry nie miałam rozciętej. Dostałam leki przeciwbólowe i kategoryczny zakaz samodzielnego powrotu do domu nawet taksówką. Poza tym miałam zgłosić się do lekarza w razie jakichkolwiek objawów.
Po wyjściu z karetki poszłam do swojego auta. Jakichś dwóch policjantów oglądało uszkodzenia, a ja zajrzałam do moich zakupów. Całe szczęście, że nie kupiłam niczego szklanego, bo na bank miałabym to teraz na tapicerce.
Nie było w ogóle gadania o tym, kto był winny, bo nie dość, że facet był pijany, to wyjechał mi z podporządkowanej. Wojtek spisał zeznania i sam zadzwonił po lawetę. Oczywiście nie dał mi wracać samej i po przepakowaniu moich zakupów do swojego wozu, kazał mi wsiadać. Nie chciałam się z nim kłócić i posłusznie zajęłam miejsce z przodu. W trakcie jazdy kilkakrotnie upewniał się, że nic mi nie jest i że będę miała opiekę. Na szczęście nie miałam następnego dnia egzaminów, to mogłam spokojnie odespać nerwy. Wojtek był tak miły, że nawet zakupy wniósł mi na górę. ale mimo mojego szczerego zaproszenia, nie wszedł do mieszkania. Podziękowałam mu za pomoc i przez chwilę słuchałam jego kroków na schodach. Podskoczyłam, kiedy za moimi plecami otworzyły się drzwi.
–Co tak późno? – zawołał na cały głos Janek. – Dziewczyno, ja tu od zmysłów odchodzę! – Bez pytania wziął zakupy i wciągnął mnie do mieszkania. – Coś się stało?
–Nie, zły dzień – schowałam twarz jego klatkę piersiową i czekałam aż mnie obejmie. – Po prostu mnie przytul.
–Mój maluszek – pocałował mnie w głowę i pogładził plecy. Za wszelką cenę chciałam opanować płacz, ale już po kilku sekundach zaczęłam drżeć. Wiedziałam, że Janek to zauważył, bo kilkukrotnie wstrzymywał oddech, jakby nie wiedział, co ma zrobić. – No powiedz – odezwał się w końcu.
–Miałam wypadek – rozpłakałam się. Janek w sekundę odsunął mnie od siebie i trzymając za ramiona, patrzył mi w oczy.
–Nic ci nie jest?
–No chyba widać –pociągnęłam nosem. – Ale niebieski skasowany!
–Kochanie – objął mnie tak mocno, że aż bolało i zaniósł na kanapę. – Samochód to głupstwo, ważne, że tobie nic nie jest. Widział cię lekarz? Czemu nie dałaś znać, przyjechałbym do ciebie.
–Nawet nie pomyślałam. – Oparłam dłonie na jego barkach i powoli nachyliłam się do jego ust. Pierwsza go pocałowałam, dziś miałam na to cholerną ochotę. Robiłam to sporo delikatniej niż zawsze. Cieszyłam się każdym dotykiem, każdym jego oddechem. Zakołysałam lekko biodrami i dopiero wtedy poczułam jego dłonie na sobie. Mruknęłam mu w usta i przyspieszyłam ruchy. Niestety Janek nie był tym razem skory do zabawy. Zakończył pieszczoty sporo szybciej niż się spodziewałam.
–Bardzo cię kocham, wiesz? – zapytał poważniej niż kiedykolwiek.
–Wspomniałeś, ale nie wiem dlaczego…
–Bo dopiero teraz uświadomiłem sobie, jak łatwo mogę cię stracić. – Przyciągnął mnie do siebie i oparł czoło o mój dekolt. – Przecież wystarczy chwila, jeden moment, a… – Podniósł wzrok. Jeszcze nigdy tak na mnie nie patrzył. – Uważaj na siebie, proszę.
–Janek – pokręciłam głową i wstałam – nie popadajmy w paranoję – odwróciłam się w stronę szafy. Janek gwałtownie odwrócił mnie do siebie i znów ciasno objął. Pozwoliłam mu na to, bo sama bardzo tego potrzebowałam.
Kiedy się już wyprzytulaliśmy, mogłam się w końcu przebrać w coś wygodnego. Wyciągnęłam z szafy dresowe spodnie i zwykły t-shirt. Włosy związałam w wysokiego koka i usiadłam wygodnie na kanapie. Od razu dostałam od Janka kubek z kawą. Usiadł tak, żeby oprzeć o swoje kolana moje nogi i zaczął masować mi stopy. Z przyjemnością zamknęłam oczy i oparłam głowę o poduszkę. Nie zwracałam uwagi na stygnącą kawę, nie miałam siły jej pić. Dopiero gdzieś po godzinie podniosłam głowę i spojrzałam na wciąż przeglądającego mi się Janka.
–To nie była moja wina – odezwałam się, na co szeroko się uśmiechnął i po podciągnięciu mojej stopy w górę pocałował jej wierzch. – Wracałam z zakupów, jechałam Bydgoską w stronę ronda i jakiś naprany gość wyjechał mi z bocznej. Wyjebało mnie aż na pas zieleni. Dobrze, że nikogo po drodze nie zmiotłam.
–Kotuś, dzwoń do mnie – pokręcił szybko głową – to znaczy, nie życzę ci, żebyś jeszcze kiedyś miała wypadek, ale w każdej takiej sytuacji, po prostu dzwoń. Kto cię przywiózł?
–Wojtek – upiłam łyk zimnej kawy.
–Wojtek? – zmrużył lekko oczy.
–Kolega.
–Kolega – tym razem szepnął do siebie. – Dobry ten kolega?
–Najlepszy z możliwych – uniosłam kącik ust – ale dla ciebie to żadna konkurencja.
–Tak?
–Za bardzo kocha żonę.
–Myślałem, że powiesz, że ty mnie za bardzo kochasz, żeby się zainteresować kimś innym. – Patrzył na mnie tak, jakby liczył na moją odpowiedź, i to bardzo konkretną.
–Wiesz co – poprawiłam się na kanapie, ale nie dał mi się za bardzo odsunąć – ja już jestem w takim wieku, że nie szastam uczuciami na prawo i lewo. Jest dobrze, czego chcieć więcej?
–Ja chcę więcej.
Tym razem udało mi się zabrać nogi i usiadłam tak, żeby nie mógł mnie dotknąć.
–Czego chcesz?
–Ślubu, dzieci, rodziny takiej prawdziwej, jakiej nigdy nie miałem.
–To nie ze mną, przepraszam – odstawiłam kubek na stolik i poszłam do kuchni rozpakować w końcu zakupy. Nie chciałam wracać do Janka, bo było mi strasznie źle, że oczekuje ode mnie tego, czego nie mogłam i nie chciałam mu dać. Ja nigdy nie miałam parcia na posiadania rodziny, no taka zawsze byłam. Dla mnie to wszystko nie było ważne. Teraz oprócz tego, że poczułam się źle z własnymi przekonaniami, to jeszcze poczułam się oszustką wobec Janka. Stanęłam przy blacie i podparłam się o niego dłońmi. Co ja miałam zrobić? Zrezygnować z siebie dla jego planów? Próbować przekonać go do swoich poglądów? Zawsze każde z nas byłoby nieszczęśliwe. Zresztą, Boże, o czym ja myślałam?
Niespodziewanie poczułam dłonie Janka na biodrach i zawiesiłam głowę. Pocałował mnie w kark i objął mocno brzuch. Szkoda mi go było. On się zapędził, uwierzywszy w to, że te jego miłostki to wielkie uczucie. Ja patrzyłam na wszystko realnie, może zbyt realnie, ale nie byłam już nastolatką wierzącą w miłość po grób.
Janek delikatne odwrócił mnie twarzą do siebie i nie zwracając uwagi, że próbowałam się odsunąć, przytulił mnie i zakołysał. Nie wiedziałam czy mnie rozumiał, czy tylko chciał, żebym przestał myśleć, ale to wszystko jedno. W jego ramionach się uspokajałam.
–Nie rób kolacji, zamówimy coś – pocałował mnie w skroń.
–Zaplanowałam…
–Jesteś zmęczona, miałaś ciężki dzień – lekko mnie od siebie odsunął i z uśmiechem złączył nas w pocałunku. Był za każdym razem jakiś inny, raz śmiały i wręcz bezczelny, a czasem, jak teraz, niepewny i romantyczny. Dźwięk domofonu oderwał nas od siebie. Nie spodziewałam się nikogo zwłaszcza o tej porze. Janek przewrócił oczami, ale tylko cmoknęłam go w usta i poszłam do drzwi. Zdębiałam kiedy po drugiej stronie usłyszałam Adę. Oczywiście wpuściłam ją i zanim weszła na górę, poleciałam do salonu.

Zepsuty liść akacji [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz