Rozdział 25
Do rana poza nudnościami dostałam też gorączki i dziwnych plam na skórze. Zaczęłam się bać. Zadzwoniłam do przychodni i wręcz wybłagałam termin wizyty. Zignorowałam wiadomości od Janka, ale na Ady odpisałam, że właśnie idę do lekarza. Kazała mi sie odezwać, co zamierzałam uczynić, z obawy że to coś zakaźnego. W kolejce w większości siedziały staruszki chwalące się między sobą, która jest bardziej chora, wymieniając przy okazji miliardy schorzeń jak i przyczyn zgonów swoich bliskich, pokrzepiające. W końcu lekarz poprosił mnie. W skrócie opowiedziałam mu z czym problem i odsłoniłam brzuch pokryty dziwnymi plamami. Lekarz nie miał wątpliwości że to salmonella, zlecił jednak badania.
–Ale od czego to? – zapytałam, odbierając skierowanie.
–Tego to ja pani nie powiem, nie wiem co pani jadła i piła – lekarz uśmiechnął się pobłażliwie. – Bakterie mogą znajdować się w pokarmach, w wodzie. Trudno określić skąd wzięły się u pani. Jadła pani coś, co mogło zawierać surowe mięso, surowe jajka?
–Nic – odparłam pewnie. – Nie znoszę surowego mięsa i takiego na pewno bym nie tknęła.
–Jajka? – w odpowiedzi zaprzeczyłam głową. – Lody albo deser z niepewnego źródła?
–Nie! – zawołałam i wróciłam pamięcią do naszego wyjścia z koleżankami. Jako jedyna wzięłam deser lodowy. – Fuck – szepnęłam do siebie. – Przedwczoraj.
–To by się zgadzało. Proszę zrobić badanie i z wynikami od razu do mnie, bez kolejki.
–Jasne – podziękowałam i wyszłam.
Z telefonem przy uchu wyszłam z przychodni. Adzie powiedziałam o podejrzeniach, a później zahaczyłam o aptekę, w której zaopatrzyłam się w specjalistyczny sprzęt do pobrania próbki kału. Apetycznie, ale co poradzić. Na szczęście laboratorium miałam blisko domu i nie musiałam tracić połowy dnia na jeżdżenie po mieście. Teraz pozostało mi jedynie czekać na wyniki. Miały być tego samego dnia wieczorem. Ja nie zamierzałam niczego robić. Wciąż było mi niedobrze i po przygotowaniu sobie wiadra herbaty położyłam się na kanapie z książką. Całe szczęście już nie wymiotowałam. To właśnie chyba to sprawiło, że poczułam się lepiej i zasnęłam. Obudził mnie dźwięk powiadomienia na telefonie. Nieprzytomnie podniosłam wzrok i rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu. Nawet żadna lampka się nie świeciła, a migający zegarek pod telewizorem wskazywał na przerwę w dostawie prądu. Przypomniałam sobie, że dostałam coś na telefon i sięgnęłam go z szafki za plecami. To była informacja o dostępnych wynikach badań. Od razu weszłam na stronę i podałam kod do odbioru wyników. Tak jak podejrzewał lekarz, miałam salmonellę. Na szczęście nie musiałam następnego dnia iść do pracy, a zważając na wykonywany zawód, miałam pewność, że przez najbliższych kilka dni będę na zwolnieniu. Niczego tak nie potrzebowałam niż siedzenia w domu.
Dostałam węgiel, zalecenie lekkostrawnej diety i nawadniania organizmu. Oczywiście miałam też ograniczyć kontakty z ludźmi do minimum, co oznaczało odwołanie korków z Jankiem. W tym wypadku było mi to na rękę, bo po ostatnim sprowadzeniu do mnie Ady, miałam do niego żal. Niestety Janek i tym razem postanowił zrobić po swojemu i już po dwóch dniach, przestał wysyłać do mnie smsy, a po prostu przyjechał. Pukał do drzwi tak długo, aż mu otworzyłam.
–Co? – zapytałam, stając w drzwiach.
–Zła jesteś na mnie? – oparł rękę o futrynę.
–Nie.
–Przecież widzę!
–Skoro widzisz, to po co pytasz?
–Co zrobiłem?
–Nie jestem zła na ciebie, tylko na to, co zrobiłeś.
–A jaka to różnica? – zawołał, na co rozejrzałam się po klatce.
–Taka, że gdybym była zła na ciebie, to nie gadalibyśmy teraz.
–Gdybym nie przyjechał, nawet nie dałabyś znać, że żyjesz!
–Matka ci nie powiedziała, że nic mi nie jest? – zadrwiłam i nie chcąc, żeby słyszali nas sąsiedzi, wpuściłam go do środka. Zaraz po przekroczeniu progu, Janek mocno mnie objął i lekko zakołysał. To była najlepsza rzecz jaka mnie ostatnio spotkała. Westchnęłam ciężko i musiał to zauważyć, bo jeszcze mocniej zacisnął na mnie ręce. – Nie rób tego więcej, nie dawaj jej powodów do myślenia.
–Inga, proszę cię, powiedzmy jej. To ukrywanie skończy się jeszcze gorzej. – Odsunął mnie nieznacznie od siebie i z uśmiechem spojrzał w oczy. – Ona się wścieknie, wiem to, ale im szybciej dowie się prawdy, tym szybciej do niej przywyknie. Później oprócz złości będzie mieć żal, że to ukrywaliśmy. To nie pomoże w dogadaniu się.
–Myślisz, że ona będzie się chciała dogadać?
–Nie dowiemy się, jak nie spróbujemy – popchnął mnie lekko w stronę salonu.
–Jestem chora i zarażam – krygowałam się.
–To jak jutro ja będę rzygać, to przynajmniej będę wiedział od czego. – Objęłam jego głowę i dotknęłam miękkich ust. Na nic się zdały moje plany, moje kombinacje i kalkulacje na zimno. Sama jego obecność czyściła mi głowę z rozumu, a co dopiero to, co potrafił mi dać.
Całując się, doszliśmy do salonu. Janek wziął mnie na ręce i razem ze mną usiadł na kanapie. Przez chwilę tylko na mnie patrzył. Fajnie tak wyglądał, trochę zamyślony, trochę rozmarzony. W każdym razie bardzo pociągający. Dotknęłam palcami jego szyi i lekko przyciągnęłam do siebie. Nie opierał się i ponownie złączył nasze usta. Byliśmy powolni, nieśmiali, wręcz przestraszeni tym, co robimy. Podobało mi się to i jemu chyba też, bo w najmniejszym stopniu nie próbował niczego zmieniać. Czułam na sobie jego dłonie powoli zwiedzające moje ciało i jedyne czego pragnęłam, to żeby nie przestawał mnie dotykać. Brakowało mi już powietrza, ale to mnie w jakiś dziwny sposób podniecało. Ta ciężkość oddechów, mruknięcia i coraz bardziej zmęczony język pobudzały pożądanie i pchały mnie w jego ręce jeszcze bardziej.
Podskoczyliśmy oboje, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Na bank sąsiakdka, tyko ona tak łomotała. Janek uśmiechnął się z czułością i po cmoknięciu mnie w nos pomógł mi wstać. Otworzyłam bez zastanowienia i zamarłam na widok przyjaciółki z torbą w ręce.
–Ada? – zawołałam dość głośno, wierząc, że usłyszy to Janek. W sumie nie wiedziałam po co, przecież teraz to już i tak musiało się wydać. Ada nie była idiotką, nie uwierzyłaby, że przyszedł zapytać jak się czuję.
–Janek poszedł do dziewczyny, to pomyślałam, że zrobię ci jakieś zakupy i wpadnę. Mogę? – spojrzała na mnie krzywo, bo nadal trzymałam ją na klatce schodowej.
–Tak, proszę – odezwałam się z uśmiechem i trochę odsunęłam. – Niepotrzebnie się fatygowałaś, niczego mi nie brakuje.
–Nie wychodziłaś z domu to nie gadaj, że masz świeże pieczywo. – Pokręciła z niesmakiem głową i wtargnęła pędem do salonu. Nie poszłam za nią, nie mialam odwagi. Dopiero kiedy usłyszałam, że jest już w kuchni zmarszczyłam brwi i weszłam do salonu. Nie było tam śladu Janka, za to zauważyłam zamknięte drzwi sypialni, które wcześniej były uchylone. Z uśmiechem pokręciłam głową i poszłam do krzątającej się po kuchni koleżanki.
–To jeszcze moja kuchnia? – odezwałam się.
–Kupiłam to, co na świeżo, trochę warzyw, rybę – pokazała mi łady kawałek łososia – piękny udało mi się dostać, chleb – znów podniosła bochenek – ten, co ci u mnie tak smakował.
–Nie musiałaś – zabrałam od niej pieczywo i schowałam do szafki. – Radzę sobie. – Mój chłodny ton miał ją zniechęcić do gościny, ale na to się nie zapowiadało. Ada po wyłożeniu zakupów usiadła w salonie i zaczęła wyciągać z torby jakieś ubrania.
–Poszalałam dzisiaj, skoro mam wolne – zabawnie pokiwała ciałem i pokazała mi bluzkę. – Marzyłam o takiej, ostatnio nie mogłam jej nigdzie dostać w moim rozmiarze, a tu proszę w najmniej oczekiwanym momencie i jeszcze w promocji!
Fakt, bluzka prezentowała się obłędnie, była z pięknego jedwabiu w kolorze kremowo złotym. Cudo! Miała zgrabną szarfę przy szyi, którą można było związać w ozdobną kokardę, krawat, a nawet zrobić coś na kształt lejącego golfu. Zachwycałam się bez udawania, ale nie przyszło mi do głowy, że będzie chciała ją przymierzyć i zanim zdążyłam zareagować, otworzyła drzwi sypialni. Zacisnęłam powieki i czekałam na jej reakcję. Nie odezwała się słowem i zaciekawiona wyjrzałam w jej stronę. Przez otwarte drzwi zobaczyłam jak się przebiera i przegląda w dużym lustrze.
–Zajebista nie? – zawołała szczęśliwa, i pewnie nawet gdyby mi się nie podobała, to nie miałabym sumienia jej tego powiedzieć.
–Wyglądasz fenomenalnie – pochwaliłam i liczyłam, że zaraz wróci. Kiedy znów usiadła na kanapie zaproponowałam jej coś do picia.
–Nie, wiesz co, dzięki – machnęła dłonią. – Będę zaraz leciała, bo mam wizytę u fryzjera.
–O patrz, dzień rozpusty?
–Raczej smutna konieczność – przewróciła oczami. – To się nie zmieniło, nie znoszę fryzjerów, ale odrost nie czeka i aż już krzyczy – dotknęła czubka głowy. – Ale opowiadaj, jak ty się czujesz? Bo wyglądasz sporo lepiej niż jak cię ostatnio widziałam.
–W porządku, już mogłabym wrócić do pracy.
–Odpoczywaj, póki możesz. – Wskazała mnie palcem. – Wróci ten twój macho i skończy się wolne.
–Może – westchnęłam.
–Jak wam?
–Dobrze – uniosłam kącik ust w lekkim uśmiechu. – Nie pozabijaliśmy się.
–Bohater – ironizowała, ale wiedziałam, że dobrze mi życzy. – Poznam go w końcu? Bo ukrywasz go jak tajemnicę NATO.
–Wiesz co? – podkuliłam nogi na fotel. – Myślę, że dopóki nie mam pewności, że to facet na dłużej, to nie. Przede wszystkim nie chcę, żeby poczuł się…
–Twój? To chciałaś powiedzieć? – Nie wiedziałam, co chciałam powiedzieć, bo nie wiedziałam gdzie chowa się Janek i co słyszy.
–Chyba tak, wiesz, życie nauczyło mnie, że jak facet czuje się zbyt pewnie, to bajka się kończy. A ja chcę przez chwilę bajki. Nie miałam jej jako córeczka tatusia, bo ojca nigdy nie było w domu, nie miałam w podstawówce, bo zawsze byłam uważana za wycofaną i zimną, zresztą co ci będę gadać, wiesz jak było. Jak dorosłam sama przestałam wierzyć w możliwość życia w bajce.
–No tak – westchnęła ciężko. – Rozumiem. Ale może tym razem będzie inaczej? Może to właśnie on będzie tym księciem na białym koniu.
–Czarnym – wtrąciłam bezmyślnie.
–Bo? – Dopiero jej pytanie mnie obudziło i musiałam wybrnąć.
–Ma czarny samochód.
–A w tym sensie – zawołała i mrugnęła okiem. – Myślałam, że mówisz o innych atutach.
–Litości.
–Nie gadaj, że nie stał jeszcze przed tobą na baczność – zaczęła konspiracyjnie szeptać, a ja czułam tylko coraz większe zażenowanie. Jak miałam z nią o tym rozmawiać?
–Daj spokój, jesteśmy dorośli.
–No właśnie! Jaki jest? – dobre pytanie, tylko jak miałam na nie odpowiedzieć? Na razie wcale nie odpowiedziałam, uciekałam wzrokiem, jakbym się wstydziła. – No ale chyba umie to i owo?
–Umie.
–Coś więcej też, czy tylko klasyczne trzy minuty i cyk na boczek.
–To nie jest krótkodystansowiec – w końcu powiedziałam coś z sensem. – Potrafi mnie zmęczyć i powiem ci, że ma wiele zalet, poza seksem. Umie się o mnie zatroszczyć, umie mnie zdobyć, doprowadzić do uśmiechu i łez wzruszenia.
–U stara! Zakochałaś się!
–Nie, to nie zakochanie, ale nie umiem się w tym odnaleźć.
–Wiesz co, może to tylko tak wygląda, bo nie mieszkacie razem, poza tym, jak on tak stale daleko od ciebie to…
–Co? Że ma inne i każdej robi to samo?
–Nie! Tylko inaczej mężczyźni traktują kobiety, które mają co jakiś czas, są jej głodni i robią wszystko, żeby pokazać jej swoją najlepszą wersję. Gdyby tu był ciągle to, być może oczywiście, inaczej by się zachowywał.
–Nie wiem.
–Mam nadzieję, że nie. Słuchaj, a co z naszym Spa?
–A wiesz, ostatnio właśnie myślałam o tym. – Kłamstwo, chciałam tylko, żeby tak myślała. – Pomyślałam, że może teraz, bo po maturach znów będę mieć urwanie głowy. Ten weekend mi pasuje. – Tak, znów kłamałam, bo weekend bez Janka wcale nie był spełnieniem snów.
–O, super – klasnęła w dłonie. – Janek będzie miał wolną chatę, to już się spodziewam, co zastanę. – przewróciła oczami, jakby serio obawiała się demolki stulecia, a tak naprawdę to chciała żeby zrobił imprezę, a zwłaszcza, żeby w końcu poznać jego narzeczoną. – Dobra, lecę, bo znając moje szczęście, to na bank się spóźnię, skorzystam z łazienki, co? Mogę?
–Jasne – odparłam niepewnie i kolejny raz modliłam się, żeby Janka tam nie było.
Po chwili Ada wróciła i całkowicie bez emocji zaczęła się zbierać. Ostatni raz pożegnałyśmy się już przy drzwiach, a gdy wyszła, z ulgą przekręciłam klucz i oparłam czoło o drzwi. To cud, że się nie wydało. Cicho wróciłam do salonu, myśląc, że Janek już wyszedł, ale go nie było. Najpierw weszłam do sypialni. Stanęłam w progu i zaciekawiona rozejrzałam się po pomieszczeniu.
–No wychodź, poszła już. – Zaśmiałam się, gdy wysunął głowę spod łóżka.
–Kochanie, proszę, nigdy nie zmieniaj mebli.
–Bo?
–To świetna miejscówka na ukrywanie się – wyczołgał się i stanął przede mną.
–Masz zamiar zawsze tak się chować przed matką? No patrz, a tak krzyczałeś, że powiesz jej o nas, czemu dziś tego nie zrobiłeś, co? Zwątpiłeś? – podpuszczałam go.
–Uważaj, to nic straconego – Przyciągnął mnie za pośladki. – Ale kto wie, może kiedyś będę tu kogoś chował przed tobą – poruszał zadziornie brwią.
–Grabisz sobie, gnoju – groźnie pokiwałam palcem i skinęłam głową w stronę salonu.
Do wieczora leżeliśmy na kanapie, jedząc ciastka i oglądając jakieś durnoty. Ja co chwilę drzemałam, dlatego Janek dostał wolną rękę w wyborze repertuaru. Co otworzyłam oczy, to leciało coś innego. Dla mnie ważne było, że za każdym razem leżałam na Janku, a na mnie jego ręka.
CZYTASZ
Zepsuty liść akacji [ZAKOŃCZONA]
RomansaInga prowadzi spokojne życie singielki przed czterdziestką. Nic nie zapowiada zmian, jednak aplikacja randkowa w jej telefonie i niespodziewane spotkanie dawnej przyjaciółki, to początek rewolucji. Dziękuję za okładkę @Paskuda_