2.11. „Proszę bardzo, lala."

4K 153 126
                                    

Dochodziła godzina dziewiętnasta, a na dworze zachodziło słońce. Dni zaczęły się robić coraz krótsze, a noce coraz dłuższe. Już nie było przyjemnie ciepło. A z kartonów musiałam wyciągnąć kurtki i płaszcze. Końcówka września dawała znaki o jesieni, lecz jednak nadal była ona ciepła.

Wracałam właśnie z zakupów. Przez pieprzone pięć godzin byłam w Złotych Tarasach, co było cholernym błędem. W piątkowe popołudnie była masa ludzi, a nastolatkowie wręcz wyspali się ze szkół idąc do centrum handlowego. Podczas spokojnych zakupów zrobiłam parę fotek czy nagrałam pozdrowienia. Jednak kolejki w sklepach mnie mocniej dobijały.

Kolację zamówiłam do mieszkania, rezygnując z jakiegokolwiek jedzenia na mieście. Moja bateria społeczna miała dość.

Warszawa o zachodzie słońca była przepiękna. I choć mieszkałam w tym mieście od urodzenia, zawsze się nim zachwycałam tak samo mocno. Stolica miała to coś w sobie czego nie miało żadne inne polskie miasto. Kochałam, ale też i nienawidziłam Warszawy.

Słuchając muzyki w samochodzie, jadąc strasznie powoli przez kroki, zadzwonił mój telefon. Piosenka Travisa Scotta się zatrzymała, a za nią wydobył się dźwięk dzwonka z telefonu, który podłączony był do samochodu. Odebrałam połączenie.

— Hej, co tam? — przywitałam się głośno, aby chłopak usłyszał mnie przez ten szum w aucie.

— Siemano, wbijamy ci na chatę za pół godziny — powiedział radośnie, a ja pomrugałam patrząc na samochód przede mną wielkimi oczami. Spojrzałam na godzinę. 19.20.

— Słucham? Oskar, nie ma mnie w domu — pokręciłam głową.

— Ale za pół godziny będziesz.

— Oskar! — krzyknęłam na przyjaciela.

Kamiński wpierdalał mi się do domu, i to dość często. Ale słysząc liczbę mnogą w jego zdaniu, fakt spotkania mi się nie podobał.

— Wyluzuj. Nie mamy co robić a dziś piątek, każdy ma wolne.

— Powinieneś szykować się do RedBull Soundclash — oznajmiłam. — Za dwa tygodnie grasz i rywalizujesz z Kubą. Nie powinieneś ćwiczyć?

— E tam, dam radę. To co, wbijamy?

Westchnęłam ciężko. Jednak spokojny wieczór z przyjaciółmi był przyjemną opcją. I tak nie miałam planów.

— Dobra, za pół godziny. Zamówię jakieś jedzenie, a ty kup może wino, co?

— Kocham cię, Rozi. Chłopaki będą za dwadzieścia minut!

— Co?! — krzyknęłam. Miało być pół godziny, nie dwadzieścia minut. I czemu nie przyjadą z nim? I jacy, kurwa, chłopacy?!

— No bo wracają ze studia.

Pierdolone Gombao.

Ja, Adela i Sara będziemy do czterdziestu minut. Jeszcze wpadnie Sara z chłopakiem i Bambi.

— Ty urządzasz pierdoloną imprezę u mnie w domu?! Oskar do kurwy, miał być spokojny wieczór, a zaprosiłeś całe Gombao i połowę 2020.

— Wyluuuuuzuj, narka!

I się rozłączył. Jebany debil. Kochałam go, ale czasami mnie wkurwiał jak nikt inny. Szybko zadzwoniłam do ulubionej pizzerii i zamówiłam trzy pizze oraz następnie po sushi. Po tym wszystkim nagrałam głosówkę do przyjaciela, wjeżdżając już na mój podziemny parking.

— Jak przypałęta się Natalia razem za Gombao, osobiście będziesz mnie odrywać od tej lampucery jak będę chciała jej wyrwać włosiska z głowy.

INNE ŚWIATY | MATA Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz