2.13. „Jeden zero dla Rosy."

3.9K 149 116
                                    

Wzięłam głęboki wdech do płuc i wypuściłam ze świstem powietrze. Ze stresu poprawiłam po raz setny swoje szerokie, czarne dresy z Adidasa. Do tych spodni, które swoją drogą dostałam ze współpracy, która cholernie mnie zaskoczyła, założyłam czarne przylegające body z długim rękawem. Swoje blond włosy upięłam w dwa koczki. Naprawdę kochałam eksperymentować z włosami i różnymi fryzurami.

Uniosłam niepewnie dłoń i zadzwoniłam dzwonkiem do dobrze znanego mi mieszkania. Już chwilkę później otworzył mi gospodarz, a ja nie wiedziałam po chuj tam polazałam.

— Cześć — przywitał się, unosząc lekko kąciki swoich ust. Moja twarz złagodniała kiedy usłyszałam jego głos.

— Cześć, Matczi — wypowiedziałam jego ksywkę, na co on przewrócił oczami.

— Wchodź, chłopaki kończą gotować — otworzył szerzej drzwi, przepuszczając mnie. Weszłam do środka i zdjęłam od razu buty. Po tym coś mi się przypomniało. Odwróciłam się i spojrzałam na Michała ze zmarszczonymi brwiami.

— Oni gotują? — spytałam zupełnie poważnie, a on się roześmiał.

— No a jak.

— O ja pierdole, będę głodować.

Weszłam do salonu połączonego z kuchnią i od razu przywitałam się z miłym zapachem i cichą melodią wydobywającą się z głośników. Było naprawdę nastrojowo. Chłopcy stali do mnie tyłem i pichcili coś przy garach. Aż miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.

— Siemano, Rosa! — krzyknął głośno Wygnański, a ja pomachałam mu.

Podeszłam do chłopaków i uścisnęłam każdego po kolei. Jednak przed Tadkiem spojrzałam na Matczaka, aby mieć pewność, że nas obserwuje. Widząc krótko jego oczy, uścisnęłam przyjaciela i złożyłam na jego policzku czysto przyjacielski pocałunek. Szczepan i Wyguś wymienili się spojrzeniami, Tadeo się cicho i uroczo zaśmiał, a Michał? On zacisnął szczękę i walczył z samym sobą, żeby nie wybuchnąć.

— Pójdę po telefon — oznajmił i zniknął za rogiem.

Trzy pary oczu spoczęły na mnie. Oparłam się o lodówkę i posłałam im pytające spojrzenie.

— Co? — wzruszyłam ramionami, podkradając krewetkę z talerza.

— Widziałaś jego minę? — spytał cicho Krzysiek. Pokiwałam głową zjadając to bóstwo. — Tadek nam mówił co robicie. To chore.

— Chore czy nie chore, ale działa — odezwał się Franek z łyżką od sosu w ręce. Popatrzył na swoich kumpli, a wskazał na mnie. — Matczi za każdym razem tak się zachowuje jak ona i Tadziu są blisko siebie. Wiecie co to oznacza?

— Oświeć nas przyjacielu — założył ręce na piersi Szczepański. We trójkę czekaliśmy na jego puentę.

— W czym nas oświeca, Wyga? — zza rogu wyskoczył Michał. Wszyscy nagle się spieliśmy.

— W tym, że obiad już gotowy! — zawołał Krzysiek i zastukał patelnią o płytę indukcyjną.

— Debilu, zaraz to rozjebiesz — nakrzyczał na niego szarowłosy.

— Bo wielce byś ubolewał. I tak na tym nie gotujesz.

— Gotuje? A parówki na czym niby podgrzewam?

Banda debili.

Do stołu usiedliśmy chwilę później. Jedzenie pięknie pachniało, a gorąca para unosiła się ponad stół. Naprawdę byłam w ogromnym szoku, że chłopcy sobie tak poradzili z zrobieniem takiej kolacji.

INNE ŚWIATY | MATA Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz