Rozdział 12

37 2 0
                                    

Filip wsiadł do auta zaparkowanego nieopodal kołobrzeskiego portu i odjechał w kierunku Grzybowa. Na ulicy Poznańskiej stał, odziedziczony po dziadkach, domek. Niespełna stumetrowy budynek stał na niewielkiej działce. Od ciekawskich oczu odgradzał go wysoki żywopłot. Filip własnymi rękami wyremontował wnętrza i sprawił, że teraz miały nowoczesny charakter. Zachował kilka elementów, które pamiętał z dzieciństwa, które miały dla niego znaczenie sentymentalne. W kuchni ustawił odmalowany, drewniany kredens, a w salonie ulubiony fotel dziadka. Zmienił tylko obicie aby pasowało do wystroju. Nie ingerował w układ pomieszczeń. Kuchnię i łazienkę zostawił na miejscu urządzając je zgodnie z najnowszymi trendami. Oprócz salonu, na parterze, mieścił się jeszcze jeden pokój. Na razie pełnił funkcję składziku. Na piętrze urządził swoją sypialnię z niewielką łazienką i dwie małe sypialnie dla gości. W wąskim korytarzu zmieściła się wnękowa szafa, a wzdłuż bielonej ściany powiesił, wykonane z grubego drewna, półki na książki. Filip był dumny ze swojej pracy.

Po powrocie do domu wziął prysznic i założył ulubiony dres. Już miał schodzić na dół, aby w kuchni przygotować sobie lekką kolację, kiedy jego wzrok padł na ustawione na jednej z półek albumy ze zdjęciami. Wybrał ten z zieloną okładką i zszedł na dół. W pośpiechu zaparzył kawę, przygotował kilka kanapek i przez duże, rozsuwane drzwi wyszedł na taras. Usiadł w fotelu, upił łyk czarnego napoju, a następnie zaczął przeglądać zdjęcia. To były fotografie z czasów szkoły średniej. Zrobione podczas wycieczek i wyjść klasowych, ale również w czasie prywatnych, koleżeńskich spotkań. Na plaży, w parku, na wyprawach rowerowych. Spojrzeniem przebiegał po znajomych twarzach. Po maturze niektórzy wyjechali, część z ich paczki została w Kołobrzegu, drogi uczniów klasy czwartej a częściowo się rozeszły. Wśród osób uwiecznionych na fotografiach wyszukiwał Oliwii Kozłowskiej. Choć zazwyczaj nie stała w pierwszym szeregu, można powiedzieć, że chowała się za plecami kolegów i koleżanek, nie dało się jej nie zauważyć. Różowe włosy rozpuszczone, wysoko upięte, albo związane w warkocz. Do tego szeroki uśmiech i oczy. Oliwia miała ciemnoniebieskie, hipnotyzujące, oczy.

Filip zamyślił się. Dlaczego nigdy nie zdobył się na odwagę i nie zaprosił jej choćby do kina? Kiedy szli gdzieś całą grupą ona zawsze była otoczona gronem koleżanek. Gdy wydawało mu się, że nikt nie patrzy zerkał czasem w jej kierunku. Bywało, że ich spojrzenia się spotykały, ale wtedy ona zawsze, nieco zawstydzona, spuszczała wzrok. Dziwiło go to. W szkole Oliwia sprawiała wrażenie przebojowej, wszędzie jej było pełno. To ona ciągnęła klasową lokomotywę. Jej pozycja mogła być tym ważniejsza ponieważ była wnuczką dyrektora. Nic sobie z tego nie robiła i zachowywała tak, jakby Henryk Borkowski był tylko jednym z nauczycieli.

Siedząc na tarasie Filip zastanawiał się jak może odnowić znajomość z Oliwią. Chciał tego. Nie mieli kontaktu od matury, ale mimo minionego czasu, nie było czuć między nimi sztuczności. Uśmiechnął się do siebie.

- Oliwio – powiedział do siebie – tym razem nie pozwolę ci zniknąć.

Zapach kruszonki [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz