Rozdział 10

30 2 0
                                    

Po wyjściu z budynku centrum medycznego Oliwia skierowała się do Rynku, gdzie była umówiona ze swoją przyjaciółką Basią. Miała jeszcze trochę czasu zanim odbierze Kubę z przedszkola. Szła zamyślona. Przypadkowe spotkanie z Filipem Jaworskim wytrąciło ją z równowagi. Znali się od czasów liceum. Podobał jej się. Niewiele wyższy od niej, schowany za okularami w ciemnych, grubych, oprawkach z gęstą czupryną kasztanowych włosów. Od początku szkoły średniej czuła, że jest jej bliższy niż inni koledzy. Zawsze był blisko, gotowy do pomocy jeśli zaszła taka potrzeba. Po maturze ich drogi się rozeszły, a kontakt rozluźnił. Oliwia, podobnie jak część ich klasy, wyjechała na studia. Mimo, że wybrała Akademię Sztuk Pięknych w nie tak bardzo odległym Szczecinie, widywali się jedynie przelotnie kiedy przyjeżdżała do Kołobrzegu na część wakacji, albo święta.

On najpewniej nie miał pojęcia, że jej życie trzy, a właściwie cztery, lata temu wywróciło się do góry nogami. Z odrętwienia udało jej się wyjść dzięki Basi i dziadkowi. Chwilę zastanawiała się, kto ze znajomych mógł poinformować Filipa o jej sytuacji. Pomyślała jednak, że skoro milczał to raczej nic nie wiedział. A może właśnie dlatego milczał, bo wiedział? Poczuła ukłucie żalu, że nie dostali od losu swojej szansy.

Basia czekała w niewielkiej kawiarence naprzeciwko ratusza. Burza jasnych loków, czerwone oprawki okularów z daleka rzucały się w oczy. Mieszkały na tym samym osiedlu, znały się od czasów podstawówki. Potem ich drogi się rozeszły, ale nigdy nie straciły kontaktu. Pozytywna natura koleżanki zawsze pomagała wyjść Oliwii z każdego dołka. Kiedy zamówiły ulubioną, imbirową herbatę i cynamonowe bułeczki przez chwilę przyglądały się przelewającym się przez rynek turystom.

- Muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie. Nie chcę dłużej siedzieć dziadkowi na głowie – powiedziała Oliwia w zamyśleniu – najwyższy czas stanąć na nogi.

- Przecież masz sporo zleceń – Basia wgryzła się w słodki wypiek – zacznij sprzedawać te swoje anioły, których masz pełne teczki. Są piękne.

Oliwia patrzyła na przyjaciółkę i na jej twarzy rysował się wyraz absolutnego skupienia. Zapatrzona w nieokreślony punkt przed sobą, palcem wskazującym uderzała w zaciśnięte wargi. Oliwia pomachała ręką przed jej oczami co przywróciło Basię do rzeczywistości.

- Widzisz tamte drzwi? – wskazała ręką na kamienicę po drugiej stronie ulicy

- Widzę.

- Tam otworzymy galerię. Nazwiemy ją Kołobrzeskie Anioły. Zobaczysz Oliwka, to będzie hit. Na zewnątrz ustawimy dwa, może trzy, stoliki. Codziennie będziemy serwować słodkie bułeczki, drożdżowe ciasto z kruszonką i aromatyczną herbatę.

Oliwia patrzyła w błyszczące oczy przyjaciółki.

- No dalej. Rusz wyobraźnią – namawiała Basia – pamiętasz, zawsze o czymś takim marzyłyśmy.

Oliwia poczuła jak przeszywa ją dreszcz podniecenia. Basia miała rację. Dawniej snuły marzenia, że kiedyś otworzą coś własnego. Malutkie miejsce z duszą. Teraz ich młodzieńcze plany miały szansę się spełnić. Pełne zapału, w niewielkim notesie, który Oliwia wyjęła z przepastnej torby, zaczęły rozpisywać biznes plan. Basia obiecała, że po powrocie do domu ubierze go w profesjonalną formę. Miała też dowiedzieć o możliwość lokalu, który wypatrzyły. Położony był w świetnym miejscu, o ile czynsz nie będzie zbyt wysoki powinien na siebie zapracować.

- Zadzwonię do taty. Nigdy go o nic nie prosiłam. Może zechce wspomóc nas na starcie.

- Dobry pomysł. Próbuj. A jeśli nie to i tak sobie poradzimy. Wspólniczko.

Przybiły sobie piątki, dopiły herbatę i rozeszły niesione na skrzydłach nadziei, że oto zaczynają się spełniać ich marzenia. Zanim odebrała Kubę z przedszkola, Oliwia zadzwoniła do ojca. Mateusz Kozłowski mieszkał w pobliskim Zieleniewie skąd dowodził firmą zajmującą się transportem międzynarodowym. Na brak zleceń nie narzekał. Z Oliwią mieli dobry, ale raczej luźny kontakt. Nie raz proponował córce pomoc finansową, ale ona zawsze odmawiała dopatrując się w jego propozycjach chęci odkupienia dawnych win. Tym razem schowała dumę do kieszeni i wyłuszczyła powstały kilka chwil wcześniej plan. Kozłowski zgodził się spotkać z córką kolejnego dnia pod wspomnianym przez nią lokalem. Może jednak ten dzień nie skończy się tak źle, jak kilka godzin wcześniej myślała.  

Zapach kruszonki [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz