Rozdział 25

34 3 0
                                    

W sobotni poranek Filip poderwał się wcześnie. Zajrzał do Oliwii. Spała wtulona w poduszkę, na której wyraźnie odznaczały się ślady łez i plamy czarnego tuszu. Na stole w kuchni zostawił jej kartkę. Na wszelki wypadek, gdyby się obudziła, i wyszedł z domu. Dzień zapowiadał się słonecznie. Na nos wsunął okulary przeciwsłoneczne i ruszył z podjazdu. W mieście nie było jeszcze dużego ruchu dlatego trasę pokonał w zaledwie kilkanaście minut.

- Dzień dobry dyrektorze

- Dzień dobry Filip – starszy mężczyzna gestem zaprosił chłopaka do środka.

Weszli do skąpanego w promieniach słonecznych salonu. Henryk Borkowski wskazał gościowi fotel. Sam usiadł naprzeciwko i nie czekając zaczął mówić.

- Zawsze ci na niej zależało, co? – uśmiechnął się ciepło pod wąsem – byłeś jak jej strażnik, starszy brat. Pamiętam jak odprowadzałeś do domu po imprezach, tłumaczyłeś zadania z fizyki. Jestem ci za to wdzięczny.

- To nie było nic nadzwyczajnego.

- Było Filipie, było. Oliwka miała ciężkie dzieciństwo. Nie wiem czy wiesz, ale wychowywała się z nami. Jej rodzice ciągle się kłócili próbując przeciągnąć córkę na swoją stronę. Kiedy ostatecznie się rozstali, a Oliwia dostała się do liceum, przeprowadziła się do nas. Robiliśmy z Marysią co w naszej mocy aby dorastała w spokoju. W naszej szkole mogłem mieć na nią oko. Brak pewności siebie nadrabiała kolorowymi strojami i włosami. Wszędzie musiało być jej pełno. Pozwalaliśmy na to, ale w środku była rozbita. Kiedy była sama zdejmowała tę maskę.

- Nie wiedziałem. Nikt z nas nie wiedział – wtrącił Filip cicho

- Oliwia dobrze się ukrywała. Jej prace z tamtego okresu... Pewnie niejeden specjalista miałby coś do powiedzenia na ten temat. W każdym razie Filipie, widzę, że wciąż ci zależy na Oliwii. Wytrzymaj jeszcze trochę, daj jej jeszcze trochę czasu. Ty też jesteś dla niej ważny tylko ona musi to sobie uświadomić.

- Wytrzymam. Obiecuję.

Starszy mężczyzna poważnym wzrokiem spojrzał na siedzącego przed nim przyjaciela wnuczki.

- Mam nadzieję. Wiem, że nie jesteś typem człowieka, który bawi się emocjami innych. Pamiętaj, że tutaj jest jeszcze Kuba. Mały cię polubił. Kiedy wyszedłeś z jego urodzin nie wiedział co się dzieje. Oliwia długo musiała mu tłumaczyć co się stało. A wiesz, że w jego przypadku to nie takie łatwe.

- Nie chciałem przeszkadzać. Był Rafał...

- Rafał... - Borkowski westchnął – nikt się go nie spodziewał. Przez trzy lata nie próbował nawiązać kontaktu z synem, a nagle się pojawił bez uprzedzenia. Kiedy przyszedłeś Oliwia właśnie mu to tłumaczyła w dosadnych, żołnierskich, słowach.

Uśmiechnęli się obaj.

- Wyszedł chwilę później – dodał Borkowski – nie obwiniam cię. Zobaczyłeś biologicznego ojca chłopca. Pewnie sam bym zareagował w ten sposób. Chcę tylko żebyś wiedział, bo Oliwia ci tego nie powie, że to był koniec imprezy. Mały siedział w oknie, ona razem z nim.

- Kretyn ze mnie, mogę tylko przeprosić. Dopiero w domu zdałem sobie sprawę jak głupio się zachowałem.

Borkowski nachylił się i pokrzepiającym gestem poklepał gościa po kolanie.

- Przemyśl swoje uczucia chłopcze. Nie wątpię w ich prawdziwość. Pamiętaj, że ważniejszy jest ten, kto wychowuje. Mówię to z doświadczenia – mrugnął okiem.

Z sąsiedniego pokoju ich uszu dobiegł szmer, a po chwili, trąc zaspane oczy, wszedł Kuba.

- Fip! – krzyknął kiedy zobaczył kto przyszedł i z szerokim uśmiechem wdrapał się na kolana chłopaka

- Cześć brzdącu – Filip potarmosił chłopczyka po włosach

Borkowski wstał i z pokoju chłopca przyniósł niewielką, spakowaną, torbę. W drugiej ręce trzymał aparaty słuchowe, które sprawnym ruchem włożył do uszu Kuby. Mały nie protestował.

- Tak, jak się umawialiśmy. Spakowałem rzeczy małego i kilka Oliwki. Bawcie się dobrze.

- A pan sobie odpocznie dyrektorze.

- Dziękuję za twój pomysł Filip. Pojadę na ryby. Dawno nie byłem. Może kiedyś wybierzemy się we trzech? – dodał przytulając prawnuczka do siebie

Borkowski pomógł Kubie się ubrać, dopilnował aby mały zjadł śniadanie, a potem uścisnął rękę Filipa, pomachał wnukowi. Odetchnął głęboko. Nie chciał przyznać, że jest zmęczony. Był coraz starszy, miał jeszcze dość siły, ale ciągła obecność wnuczki i małego Kuby zaczynała go trochę męczyć. 

Zapach kruszonki [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz