Rozdział 6

28 3 0
                                    

Kolejne tygodnie mijały Oliwii na wizytach z Kubą na terapii, kompletowaniu dokumentacji medycznej aby mogła starać się dla dziecka o orzeczenie o niepełnosprawności. Zajęcia logopedyczne mile ją rozczarowały. Najpierw Kuba miał półgodzinne zajęcia indywidualne, podczas których terapeutka skupiała się przede wszystkim na treningu koncentracji słuchowej, a następnie po krótkiej przerwie, przechodziła z synkiem do sali zajęć grupowych na logorytmikę. Oliwia, ze zdumieniem, spostrzegła jak wiele rodziców przychodzi na te zajęcia ze swoimi dziećmi. Niektóre z dzieci mogły być trochę starsze od Kuby, kilkoro było szykowanych do operacji wszczepienia implantu ślimakowego. Oliwia poczuła delikatną ulgę. Kuba był sprawny, nie miał upośledzeń intelektualnych, jedynym zagrożeniem był niedosłuch.

Przy zmieniających się dźwiękach pianina, zgodnie z instrukcją prowadzącej zajęcia rodzice z dziećmi na rękach mieli przebiegać od ściany do ściany wolno, szybko, maszerować lub skakać. Dzieci miały kojarzyć konkretny dźwięk z odpowiednim ruchem.

W domu również Oliwia poświęcała dużo czasu na pracę z synkiem. Mimo tego, że było jej ciężko nie chciała słyszeć o powrocie do rodzinnego miasta, ani o tym, że ktoś z rodziny miałby przyjechać odciążyć ją trochę w codziennych obowiązkach. Miała plan. Chciała jak najszybciej wrócić na uczelnię i obronić dyplom. Kubusia planowała zostawić w żłobku. Miała nadzieję, że kontakt z innymi dziećmi spowoduje, że słuch i mowa chłopca zaczną się lepiej rozwijać. Zaprowadzała synka rano, potem jechała na zajęcia i spotkania ze straszą profesorką przygotowującą ją do obrony dyplomu, potem jechała po Kubę i wracała do domu. Po południu wychodzili na spacer, a wieczorem, kiedy mały spał Oliwia pracowała. Nieprzerwanie miała zlecenia na ilustracje do dziecięcych książeczek. Czuła, że narodziny synka obudziły w niej większe pokłady wrażliwości i pozwoliły jeszcze lepiej wczuć się w specyfikę dziecięcej literatury. Utrzymanie ciągłości zleceń było dla niej ważne. Pozwalało zachować finansową niezależność i utrzymać w Szczecinie bez konieczności proszenia bliskich o jakąkolwiek pomoc.

Jej strach przed spotkaniem z Rafałem Burzyńskim był już mniejszy. Oliwia wiedziała, że byłaby w stanie spojrzeć mu w oczy, może nawet porozmawiać jak kiedyś. Nie żywiła do ojca swojego dziecka urazy. W tamtym czasie o tym, że Kuba ma połowę genów Rafała wiedzieli tylko oni. Kuba miał się nigdy o tym nie dowiedzieć. Tak planowała Oliwia. Wtedy nie mogła wiedzieć, że los ma dla niej zupełnie inne plany. Nie wiedziała, że w nie tak bardzo odległej przyszłości będzie musiała podjąć decyzje, przeciwko którym początkowo będzie się buntować i traktować jako zamach na jej niezależność. Oliwia za wszelką cenę nie chciała się poddać. Nawet wtedy, kiedy było jej naprawdę ciężko. Kiedy Kuba chorował, a ona siedziała do trzeciej nad ranem nad kolejnym zleceniem, nie poddawała się. Ze wszystkich sił starała się pokazać światu, że mimo przeciwności, ona jest niezwyciężona.

W codziennej pogoni za szczęściem Kuby nie zauważyła jak zaczęła zatracać siebie. Z czasem nie była już tą roześmianą, zawsze pozytywnie nastawioną do życia i ludzi Oliwią. Z dawnych czasów został tylko różowy kolor włosów. Tego nie była w stanie porzucić.

Mijały miesiące, a ona w rodzinnym mieście pojawiała się tylko z okazji świąt. Wtedy też idąc z synkiem na spacer przemykała bocznymi zaułkami, unikała popularnych miejsc. Bała się spotkać kogoś znajomego. Kołobrzeg to małe miasto, wciąż mieszkało tu mnóstwo jej znajomych z czasów szkolnych. Oliwia za wszelką cenę chciała uniknąć konieczności odpowiadania na trudne pytania, jakie na pewno by padły. Na to gotowa jeszcze nie była. 

Zapach kruszonki [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz