Rozdział 16

36 3 0
                                    

Problem, nad którym głowiła się Basia rozwiązał się sam i bez jej udziału. Kuzyn Filipa niedługo miał brać ślub. Jaworski dostał zaproszenie już jakiś czas temu. Zastanawiał się z kim miałby pójść. Oczywiście, mógł zaprosić jedną czy drugą koleżankę z pracy, żadna na pewno by nie odmówiła. Nie o to mu jednak chodziło. Naprawdę mu zależało aby pójść z kimś przy kim dobrze się czuje. Kiedy zobaczył Oliwię od razu pomyślał o niej. Obawiał się jednak, że ją przestraszy. Tego nie chciał. Postanowił jednak zaryzykować. Nie miał nic do stracenia. Najwyżej mu odmówi. A jeśli nie, przyjmie to za dobrą monetę.

Któregoś wieczora poszedł do Kołobrzeskich Aniołów. Szczęście mu sprzyjało. Wyglądało na to, że Oliwia była w galerii sama. Kiedy wszedł akurat przecierała jeden ze stolików.

- Cześć Liwka – powiedział wchodząc

Odwróciła głowę i uśmiechnęła się szeroko.

- Cześć, na dzisiaj skończyły się już bułeczki.

- Szkoda. Choć akurat dzisiaj przychodzę w innej sprawie – patrzył na nią nieprzeniknionym spojrzeniem – usiądziemy na chwilę?

Wskazał na stolik po czym usiadł na obitym aksamitem krześle. Oliwia usiadła naprzeciwko niego. Nie zdając sobie z tego sprawy nerwowo zaczęła miąć skrawek ściereczki.

- Nie denerwuj się. Co robisz w sobotę za trzy tygodnie?

- Nie wiem, nie mam planów. Pewnie trochę będę tutaj, trochę z Kubusiem.

Filip popatrzył na dziewczynę.

- A gdybym cię poprosił żebyś ze mną poszła na wesele kuzyna?

Oliwia zamarła na chwilę. Nie wiedziała co odpowiedzieć, nie spodziewała się. Filip nie był zwykłym kolegą, i nie przyszedł ze zwykłą propozycją.

- Ja... - zaczęła

- Oczywiście, że pójdzie – za plecami Oliwii znienacka pojawiła się Basia

- Ale przecież miałyśmy ..

- Nic nie miałyśmy, dam sobie radę sama. A ty pójdziesz na to wesele i będziesz się dobrze bawić.

Filip spojrzał na Basię z wdzięcznością. Być może gdyby nie jej stanowcza interwencja Oliwia opierałaby się dłużej, a może i całkiem by odmówiła znajdując mniej lub bardziej prawdopodobną wymówkę.

- To jesteśmy umówieni – wstał ucieszony – kończysz już? Może podrzucić cię do domu?

Znowu wtrąciła się Basia mówiąc, że Oliwia ma jechać do domu, a ona wszystko dokończy i pozamyka. Kozłowska odwiesiła fartuszek, wzięła torebkę i wyszła na zalaną słońcem ulicę. Filip poprowadził ją do zaparkowanego nieopodal samochodu. Pomarańczowe renault arkana miało swoje lata, ale było oczkiem w głowie właściciela. Otworzył drzwi od strony pasażera, a kiedy Oliwia wsiadła, zatrzasnął je delikatnie. Wsiadając na miejsce kierowcy posłał swojej towarzyszce szeroki uśmiech. Ruszył powoli. Na ulicę 1 Maja nie mieli daleko. Jechali w milczeniu, każde pogrążone we własnych myślach. Kiedy stanął pod czteropiętrowym blokiem mężczyzna znowu otworzył dziewczynie drzwi. Kiedy wysiadła stali krótką chwilę patrząc na siebie.

- Bardzo się cieszę Liwka, że pójdziesz tam ze mną.

W odpowiedzi posłała mu uśmiech, a potem zniknęła za drzwiami klatki schodowej.

***

Oliwia szykowała się na wesela z pomocą Basi. Wspólnie zdecydowały, że najlepszym strojem będzie ten sam czarny kombinezon, w którym była na jubileuszu szkoły. Do tego wybrały marynarkę w odcieniu różu i podobne buty. Przyjaciółka zaczesała długie włosy Oliwii w warkocz i spięła go z boku głowy. Całości dopełniała czarna, błyszcząca kopertówka. Oczy Filipa rozbłysły kiedy zobaczył swoją partnerkę. Kobieta miała nadzieję, że nie słychać jak głośno bije jej serce. Oliwia ucałowała Kubę, który miał zostać z dziadkiem i powoli zeszła po schodach.

- Bawcie się dobrze! – krzyknął za nimi Henryk Borkowski.

Najpierw pojechali do kościoła. Po zaślubinach czekał ich obiad w restauracji. Po posiłku uroczystość przeniosła się na wynajęty katamaran, na którym przy dźwiękach orkiestry goście mieli odpłynąć w stronę zachodzącego słońca.

- Dobrze się bawisz? – Filip z dwoma kieliszkami wina podszedł do Oliwii.

Dziewczyna stała oparta o barierkę na górnym pokładzie statku i wystawiała twarz na podmuchy delikatnego wiatru. Bałtyk był spokojny, prawie nie było fal. Do linii horyzontu powoli zbliżało się słońce. To był idealny dzień na taki rejs.

- Bardzo. Dziękuję – odparła biorąc kieliszek.

Ich palce delikatnie się musnęły. Spojrzeli na siebie czując dreszcz jaki ich przeszył. Orkiestra zaintonowała piosenkę „Brzydcy". Filip zerknął na swoją partnerkę.

- Zatańczymy? – wyciągnął dłoń w jej kierunku

Odpowiedziała uśmiechem i zeszli na parkiet. Tańczyli ze sobą pierwszy raz, a oboje mieli wrażenie, że wyczuwają swoje ruchy. Początkowo wirowali patrząc na siebie. Nagle otaczający ich ludzie zniknęli. W świetle zachodzącego słońca byli tylko oni. Oliwia zawstydziła się swoich myśli i schyliła głowę unikając wzroku Filipa. Miała wrażenie, że ta piosenka jest o nich. Wydawało jej się, że z nich też los kiedyś zakpił nie dając szansy na coś fajnego. Bała się, że teraz było już za późno. Filip nie miał takich myśli. On widział dla nich szansę. Kiedy utwór dobiegł końca przyciągnął ją delikatnie do siebie i pocałował w policzek. Kiedy słońce całkiem zaszło katamaran zawrócił do portu.

- Przejdziemy się? – zapytał mężczyzna – jest jeszcze wcześnie, chodźmy na plażę.

Nie dał jej szansy na odpowiedź i pociągnął obok latarni morskiej do pierwszego zejścia. Nie puścił jej ręki nawet kiedy ich stopy dotknęły nagrzanego w ciągu dnia piasku. Szli w milczeniu w kierunku mola. Kiedy znaleźli się przy drewnianej konstrukcji mężczyzna usiadł na piasku i wskazał miejsce obok siebie. Oliwia usiadła obok. Milczeli.

- Dasz się czasem zaprosić na randkę? – patrzył na nią bezczelnie śmiałym wzrokiem

- Na randkę? Filip... O czym ty mówisz?

- Liwka, co cię tak dziwi? Znamy się nie od dzisiaj. Chyba wiesz, że mi się podobasz. Zawsze tak było.

- Przecież wiesz jaka jest moja sytuacja, nie jestem sama.

- No i co z tego? Zupełnie mi to nie przeszkadza.

Oliwia poderwała się i chciała odejść, ale Filip był szybszy. Złapał ją wpół i przyciągnął.

- Przed czym uciekasz? Czemu nie dasz sobie szansy na coś fajnego?

Oliwia milczała. Jej duże, niebieskie oczy wpatrywały się w zielone tęczówki trzymającego ją mężczyzny. Pod wpływem impulsu Filip nachylił się nieznacznie, i ją pocałował. To na pewno nie był koleżeński pocałunek. Jego wargi były miękkie i ciepłe. Poddała się temu i oddała pieszczotę. Zatracili poczucie czasu. Oliwia pierwsza się oderwała i próbowała złapać oddech. Szczęśliwy Filip znowu wziął ją za rękę i poszli w kierunku stojących przy promenadzie taksówek. Nie wypuszczał jej dłoni ze swojej dopóki nie otworzyła drzwi do swojej bramy. Coś się zmieniło. Nie mógł już wypuścić tego z rąk. 

Zapach kruszonki [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz