Rozdział 7

30 3 0
                                    

- Jak ty wyglądasz?! Spójrz na siebie Oliwka! – krzyknęła z przerażeniem Basia, kiedy w piątkowe popołudnie przyjechała do Szczecina.

Minęło kilka miesięcy od kiedy widziały się ostatni raz. Zaskoczył ją widok przyjaciółki. Na twarzy malowało się zmęczenie, oczy straciły blask, a na włosach widoczny był wyraźny odrost. Stało się jasne, że Oliwia przestała dawać sobie radę, że potrzebowała pomocy. Basia przeszła do kuchni, potem weszła do salonu i pokoju Kubusia. O dziwo, mieszkanie było w o wiele lepszym stanie niż jego właścicielka. Wykorzystując czas, że chłopiec był w żłobku Basia postanowiła dokładnie dowiedzieć się co wpłynęło na zmianę jaka zaszła w koleżance.

- Co się dzieje? – nachyliła się do Oliwii i pogłaskała ją po ręce

Z niepokojem zauważyła, że szczęka koleżanki zaczęła drżeć, a usta zacisnęły się w wąską kreskę. Kozłowska patrzyła tępo przed siebie.

- Jestem zmęczona Basiu. Nie mam siły. Kiedy jestem z Kubusio jakoś się trzymam. Muszę mieć siłę na ćwiczenie z nim, spacery, wożenie na rehabilitację.

Basia milczała. Domyślała się, że w końcu nadejdzie taki dzień, kiedy Oliwia się rozsypie. Było piątkowe przedpołudnie, dzień był słoneczny. Wiosna powoli się zadomawiała.

- Spakuj rzeczy dla siebie i Kubusia – zarządziła Basia – Jedziemy.

Wierzyła, że nawet krótki pobyt w rodzinnym mieście dobrze wpłynie na Oliwę. Pozwoli jej odetchnąć, nabrać nowej energii. Początkowo Kozłowska oponowała, broniła się jak mogła, wymawiała koniecznością dokończenia projektu. Basia wiedziała, że to gra na czas. Tak naprawdę widziała jak z twarzy przyjaciółki znika napięcie. Być może Oliwia potrzebowała aby choć na chwilę ktoś nią pokierował, powiedział co ma robić. Nawet, jeśli dotyczyło to tak trywialnej rzeczy jak wyjazd na weekend do domu. Kiedy walizka była spakowana usiadły w salonie.

- Zobacz Basiu, mam dwadzieścia sześć lat, prawie trzyletnie dziecko. Jestem samotną matką, która nie ma już siły.

- Nie samotną, ale samodzielną. I świetnie sobie radzisz. Nie wiem czy umiałabym tak zewrzeć pośladki jak ty. Znasz mnie, szybko bym się rozpadła.

- Nie wiesz o czym mówisz. Człowiek nawet nie zdaje sobie sprawy jaki jest silny dopóki nie musi z tej siły skorzystać.

- Być może tak jest – Basia się zamyśliła – podziwiam cię, wiesz?

Zaskoczona Oliwia podniosła wzrok i wielkimi oczami wpatrywała się w koleżankę.

- O czym ty mówisz?

- Wiesz o czym. O Kubusiu, Nie poddałaś się. Zrobiłaś wszystko aby zapewnić mu jak najlepszy rozwój. Kosztem siebie to zrobiłaś. Kuba potrzebuje szczęśliwej mamy. Dlatego pojedziemy do Kołobrzegu. Zostanę z moim ulubieńcem – mrugnęła okiem – a ty pójdziesz do fryzjera, na kawę, pobiegać. Co będziesz chciała. Oderwiesz się na kilka godzin.

Oliwia patrzyła z wdzięcznością. Potrzebowała czasu dla siebie, choćby godziny. Nie miała jednak odwagi o nią poprosić. Kiedy mały był w żłobku zajmowała się pracą, zakupami albo sprzątaniem. Nie miała możliwości wygospodarować dla siebie choćby chwili.

Do Kołobrzegu pojechały szynobusem. Droga minęła szybko. Kuba był spokojny, ciekawie wyglądał przez okno, w końcu zasnął kołysany miarowym stukaniem pociągowych kół. Na dworcu czekał na nich Henryk Borkowski, dziadek Oliwii. 

Zapach kruszonki [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz