Prolog.

461 19 0
                                    

Siedziałam na dywanie, opierając się o kanapę. Czytałam Czerwonego kapturka, którą znalazłam na półce z książkami w salce. Co chwilę zerkałam na inne dzieci, które grały w berka w pomieszczeniu albo bawiły się zabawkami, gdzieś w koncie.
Czekałam, aż przyjdzie mój najlepszy przyjaciel, z którym miałam dokończyć składać puzzle z obrazkiem z baśni " Pięknej i Bestii". Często udawało mi się go namówić na oglądaniem tej bajki, choć wiedziałam, że wolałby oglądać napewno coś innego niż historia miłości księżniczki w żółtej sukience i złamanego przez brutalność życia Księcia. Jestem świadoma, że świat jest pełen nienawiści i zła, choć mam tylko osiem lat.
Utożsamiam się z człowiekiem złamanym, bo sama jestem załamana.
Stałam się taka, gdy poraz pierwszy stanęłam za próg tego budynku.
Podniosłam głowę w momencie, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Wstałam z podłogi, biegnąc w stronę brunecika z brązowymi oczami, tak ciemnymi jak gorzka czekolada.

— Kayden! — krzyknęłam, podbiegając do niego.
Stanęłam naprzeciwko chłopaka, który na mój widok uśmiechnął się szeroko i wziął mnie w mocnym uścisku swoich ramion.
Przymknęłam powieki, bardziej wtulając się w jego klatkę piersiową.

— Siemka, Krasnalu. — odezwał się, gdy już się od siebie odkleiliśmy.

Spojrzałam na niego z pod byka, naburmuszona na jego przezwisko.

— No już, już. — dotknął mojego barku, pochylając się odrobinę, by spojrzeć mi w twarz. — Nie gniewaj się.

— Nie gniewam się. — burknęłam pod nosem.

— Widzę, właśnie. — prychnął z rozbawieniem.

Uśmiechnęłam się.
Nie potrafię być na niego zła.
On odwzajemnił go, ale na krótką chwilę, bo po chwili zacisnął usta w wąską linię i spojrzał na mnie z bólem w oczach, ale zobaczyłam w nich nie tylko ból, ale również coś innego, coś dla mnie nieznanego.

— Kaylee, muszę ci coś powiedzieć. — zaczął i przełknął ślinę.
Poprowadził mnie na kanapę, na której usiedliśmy. Spojrzałam na niego zmartwiona i zestresowana, jednak milczałam, pozwalając mu ubrać swoje słowa w pełne zdanie.

— Odchodzę. — wydusił z siebie, spuszczając głowę, a wzrok wbił na swoje ręce, które wykręcał nerwowo.

Złapałam dłonią jedną z nich i ścisnęłam, zmuszając go tym, aby na mnie spojrzał.
Dopiero teraz zobaczyłam łzy w jego oczach.
On płakał.
Potarłam jego policzek kciukiem, wycierając gorzką, spływającą w dół łzę.

— Adoptowali mnie, Kaylee. — oświadczył cicho, nie odrywając ode mnie wzroku.

Poczułam ukłucie w sercu. Byłam przeszczęśliwa z szczęścia przyjaciela, zarazem wiedziałam, że to pożegnanie.
Już nie będzie wspólnych gier, oglądania bajek i śmiesznych kotów.
Rzucania w siebie pokrojonymi marchewkami.
Kayden już nie przeczyta mi książki, siedząc na podłodze przy moim łóżku, gdy ja poprostu będę się grzać pod pościelą.
Nie przyniesie mi ciepłego budyniu, gdy się rozchoruje.
Nic z tych rzeczy, już nie będzie, bo on odchodzi.

— To świetnie. — powiedziałam, zmuszając kąciki ust do uśmiechu.
Powstrzymywałam łzy, które chciały wyleźć z piekących mi oczu.
Byłam boleśnie świadoma, że to jego szansa na lepsze życie, ale nie chciałam go stracić.
Chciałam, aby był u mojego boku, gdy będziemy dorastać.
Nie dane nam to było.

— Nie chcę się rozstawać. — wymamrotał, przymykając powieki. — Kaylee, nie chcę cię tu zostawiać samej. — zapłakał, otwierając swoje załzawione oczy.

Pokręciłam głową i przytuliłam się do jego boku.

— Nie będę sama. Zobacz. — pokazałam brodą na pomieszczenia i inne dzieciaki. — Nikt mi ciebie nie zastąpi, ale ja nie zastąpię ci rodziny, którą masz szansę mieć.

— Obiecuje ci, że się odnajdziemy. — wyciągnął do mnie mały palec. — Obiecuje ci, że dokończymy te puzzle i skończę ci czytać Harrego Pottera.

Uśmiechnęłam się i ścisnęłam jego mały palec swoim.

— Zaczęłaś czytać Czerwonego kapturka, mam rację?

Skinęłam głową.

— Nie kończ jej. — poprosił. — Ja ci ją dokończę, gdy się spotkamy. — obiecał szeptem za nim pocałował mnie w czoło.

— Będę czekać. — przyrzekłam, patrząc już na niego z dołu, gdy wstał.

Odwrócił się i poszedł w kierunku wyjścia.
Błagam spójrz na mnie, ten ostatni raz. — błagałam go w myślach.
Nie zrobił tego, ale to ja wstałam i pobiegłam, wpadając w jego plecy, oplatając go w pasie.
Zesztywniał i się zatrzymał z dłonią na klamce.

— Będę tęsknić. — szepnęłam mu w koszulkę.

Odwrócił się do mnie, gdy się od niego odczepiłam.

— Ja też będę za tobą tęsknić, ale pamiętaj o naszej obietnicy. To nie jest nasze ostatnie spotkanie. — oznajmił.

Otworzył drzwi i wyszedł za ich próg.
Spojrzeliśmy na siebie.

— Kayden.

— Kaylee.

Drzwi się zamknęły.

Nie oponowałam już, gdy z mojego gardła wyrwał się szloch tak potężny, że rozniósł się po pomieszczeniu.
Upadłam na podłogę, chowając twarz w dłoniach. Nie powstrzymywałam już płaczu. Nie widziałam w tym sensu.

Odszedł. Zostawił po sobie jedynie obietnicę.






Old Promise Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz