25. Mroczna przeszłość.

187 7 7
                                    

Kaylee

Cofnął się. Brzydzi się mnie. Moja głowa boleśnie pulsuje. Łzy palą mi skórę. Kości odrywają się od mięśni. Boli. Tak cholernie boli. Nie mogę znieść jego spojrzenia. Spojrzenia, którego najbardziej się bałam.

— Kayden... — wykrzusiłam z siebie, próbując nadal złapać oddech.

— Wyjaśnij! — syknął.

— Kayden. — powtórzyłam łamliwie jego imię. — Ja... Ja...

— Co ty?!

Jest wściekły, zraniony. Jego skóra jest czerwona, a zarazem blada, jakby nie dowierzał, że to co się dowiedział jest prawdą. Nie mam innego wyjścia. Muszę powiedzieć mu prawdę. Już dawno powinnam to zrobić.
Dlaczego tego nie zrobiłam wcześniej?
Przecież to Kayden. Mój Kayden.

— Byłam młoda, głupia. Nie radziłam sobie. Poznałam Delilah, zaprzyjaźniłam się z nią i pewnego dnia przyłapałam ją, jak brała. Zaproponowała mi i... I.... — zamknęłam oczy, czując, że się duszę. — Jakoś się to potoczyło.

— Jakoś się to potoczyło? — powtórzył z politowaniem. — Chryste! Kaylee.

Złapał się za włosy, odchylając głowę i zaczął patrzeć w sufit. Wziął głębokie dwa wdechy i ponownie na mnie spojrzał.

— Poznałam Navarro, który był szefem dilera, od którego braliśmy narkotyki. Nie wystarczało nam to, co sprzedawał jego pracownik, więc zaproponował nam, że będziemy mieli mocniejszy towar za darmo, gdy zaczniemy również dla niego pracować i sprzedawać dragi. — próbowałam mu wyjaśnić, choć było mi trudno przez gule w gardle.

Mój obraz coraz to bardziej stawał się rozmazany. Chciałam go złapać za rękę. Dotknąć. Lecz ją wyrwał. Mój prawdziwy koszmar. Bałam się powrotu Arnolda i mojej przeszłości. Prawda jest jednak taka, że bałam się odtrącenia. Nie zmierzenia się z swoimi demonami, ale byłam przerażona stratą kogoś, kogo kocham.

— Jesteś narkomanką. — szepnął z bólem.

— Nie ćpam. — poinformowałam stanowczo, jednak było w moim głosie słychać desperację. — Już nie. Musisz mi uwierzyć, Kayden. Naprawdę. Mówię prawdę.

— Pozwoliłem ci się zbliżyć do Josie. — syknął, wskazując na mnie palcem. Wyminął mnie i zaczął przechadzać się nerwowo po korytarzu. — Boże!

Zbliżyłam się do niego, ale tym razem nie próbowałam go dotknąć. W końcu się zatrzymał i spojrzał na mnie z łzami w oczach, ale i też z ogniem gniewu.

— Kayden...

— Pozwoliłem ćpunce zbliżyć się do swojej córki! — warknął, jakby do siebie. Jednak patrzył prosto na mnie.

Ćpunka. Moje serce zostało złamane. Ból rozniósł się po klatce piersiowej, jak kwas.

Ponownie złapał się za włosy. W jego oczach płonęła furia. Bolało to. Czułam, że go tracę. Tracę mężczyznę, którego kocham.

— Nie rób mi tego. — zapłakałam. — Proszę.

— Tato?

Obydwoje spojrzeliśmy na dziewczynkę, która trzymała w rękach różowego misia na środku pomieszczenia. Kayden zbliżył się do córki i przykucnął. Dotknął jej ramienia.

— Muszę porozmawiać z Kaylee, dobrze? Idź do pani Williams. — poprosił, muskając jej ramię. — Nie długo po ciebie przyjdę. — ucałował ją w czoło.

— Co się dzieje, tato? — zapytała cichutko.

— Nic takiego. Musimy tylko coś sobie wyjaśnić. Leć.

Old Promise Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz