1. Przez pryzmat przeszłości.

448 17 0
                                    

Kayden

— Josie, ostatnio cię namalowała, wiesz?

Patrzyłem na nagrobek przede mną, czując jak moje serce się łamie, za każdym razem, gdy tu jestem. Moja pięcioletnia córka. Nasza córka. Jest bardzo mądrym dzieckiem. Poprzedniego wieczoru poprostu z zdjęcia jej matki odwzorowała ją, tak bardzo realistycznie, że sam się zdziwiłem, że dziecko może mieć taki talent. Tęskniła za nią, tak samo mocno, jak ja, choć nie dano jej poznać swojej mamy.
Starałem się, jak tylko mogłem opowiedzieć mojej kochanej córce o matce.
O tym jak bardzo ją kochała i o tym, jak bardzo wspaniałą osobą była.

— Jest tak bardzo utalentowana. — stwierdziłem, ścierając pojedynczą łzę z policzka wierzchem dłoni. — Jest bardzo podobna do ciebie, gdy patrzę w jej oczy, widzę całą ciebie.

Przykucnąłem i poprawiłam kwiaty, które lekko rozwiał wiatr. Przejechałem opuszkami palców napis na tablicy.
 
            Charlotte Anderson
Kochana matka, przyjaciółka i córka.

Charlotte była wspaniałym człowiekiem i byłem dumny, że właśnie ona była matką mojego dziecka.  Zaprzyjaźniłem się z nią, gdy przyszedłem do nowej szkoły. Była taka urocza i dobra. Nasza relacja rozwinęła się, gdy skończyliśmy dwadzieścia lat, ale nie kochaliśmy się w sposób, jak powinna kochać się para. Kochałem ją, jak przyjaciółkę, ona to samo czuła do mnie.
Zerwaliśmy, a potem okazało się, że jest w ciąży z Josephine. Postanowiliśmy, że będziemy ją wychowywać, ciągle będąc przyjaciółmi. Niestety losy potoczyły się, jak się potoczyły. Straciłem ją, a Jose straciła matkę i szansę na jej poznanie.

— Co ty tu znowu robisz!?

Usłyszałem dobrze mi znany głos, który od lat mnie prześladował i próbował wzbudzić we mnie wyrzuty sumienia za to, co się stało piętnastego lipca. Ten dzień był dla mnie najlepszy i najgorszy, ponieważ dostałem Josie, a straciłem Charlotte.
Wstałem i obróciłem się do kobiety, która była ubrana w czarny płaszcz i skórzane, również czarne spodnie, a na nogach miała kozaki, choć na dworze było na plusie. Włosy związała w koka. Stała z złożonymi rękami na klatce piersiowej. Wywiercała we mnie spojrzenie pełen nienawiści i obrzydzenia. Podszedłem do niej.

— Przyszedłem do przyjaciółki i matki mojego dziecka. — odpowiedziałem, również zakładając ręce przy torsie.

— Oczywiście. — prychnęła z pogardą i wskazała na mnie palcem. — Nie masz prawa tu być. To przez ciebie tu leży. — syknęła.

— Doskonale pani wie, że to nie jest prawda. — starałem trzymać nerwy na wodzy.

— Gdyby nie ty, nie zaszłaby w ciążę.

Zacisnąłem pieści i ugryzłem wnętrze policzka, aby nie wybuchnąć.

— Zabiłeś ją! Ten bachor ją zabił! — wykrzyczała prosto we mnie, aż poczułem krople śliny na brodzie.

Gdyby wzrok mógł zabijać, kobieta padłaby tu trupem. Chociaż na cmentarzu. — pomyślałem sobie, ale szybko skarciłem się za te bestialskie myśli.

— Mnie możesz obrażać, zwyzywać i obwiniać za jej śmierć, ale Josie w to nie mieszaj. — warknąłem, zdenerwowany. — To nie jest jej wina i ty doskonale to wiesz.

— Czyja niby, co!? Charlotte?

— Nikogo. — odpowiedziałem. — Jej śmierć nie jest niczyją winą, tak miało być. Charlotte, tak bardzo ją kochała, że nawet jeśli wiedziałaby, że umrze to i tak podjęłaby decyzję, aby ją urodzić. Czy to ci się podoba, czy nie? Taka jest prawda.

— Zejdź mi z oczu. — zażądała, brodą wskazując na bramę cmentarną.

Nie chcąc, podnosić sobie jeszcze bardziej ciśnienia, skierowałem się do wyjścia.
Czułem niechęć do tej kobiety, jednak nie mogę pominąć faktu, że jest babcią Josephine, choć ani razu jej nie spotkała bo Sally Anderson nigdy nie starała się o kontakt z wnuczką. Musiałem zagłuszyć nienawiść, którą czuje względem tej kobiety ze względu na Jose i Charlotte.
Wsiadłem do swojego czarnego SUV-a, wracając prosto do domu.
  
*****

Old Promise Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz