10. Superbohaterka.

229 9 0
                                    

Kaylee

Gdy go poznałam odrazu wiedziałam, że weszłam w same sidła diabła, a moje życie stanie się piekłem, ale i tak w to brnęłam. Dlaczego? Sama nawet nie wiem. Byłam młoda i głupia. Myślałam, że chwilę odpłynięcia są siebie warte. Myślałam, że chce mi pomóc. Chciałam tak, myśleć, ale to było kłamstwo. Tak, jak to, że jestem dobrym człowiekiem. Nie jestem. Jestem zepsuta do szpiku kości. Obwiniałam matkę. Jego. Ją. Ale prawda jest taka, że to ja jestem wszystkiemu winna. To ja podjęłam decyzję. To ja wychyliłam się w stronę przepaści. Spadłam w dół i nie mogę się wydostać, choć tak bardzo się staram, to zrobić.

Siedziałam w Josie w jej pokoju, patrząc, jak dziewczynka tańczy swój układ taneczny. Chciała mi go pokazać. Było to cholernie urocze. Jose obracała się wokół własnej osi, chichocząc głośno. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, gdy widziałam ją, taką szczęśliwą. W momencie, gdy się uśmiechała miała błysk w oku, który zauważyłam u jej mamy na zdjęciu. Nie da się ukryć, że Josephine jest kopią Charlotte.
Oczywiście z Kaydena też ma coś w sobie.
Mają podobne zachowania. Zauważyłam, że obydwoje marszczą w dziwny sposób nos, gdy są na dworze, albo w momencie, gdy się skupiają, wyciągają język. Jest sporo detali, które pokazują dowody, że Jose jest, tak zwaną córeczką tatusia.

— Ślicznie. — skomplementowałam, gdy dziewczynka skończyła tańczyć i wskoczyła obok mnie na materac łóżka.

— Tak uważasz?

Spojrzała na mnie swoimi dziecięcymi, szczenięcymi oczkami, które roztapiały  moje serce.

— Tak. — skinęłam głową. — Masz wielki talent, kochanie.

Przejechałam dłonią po jej miękkich,  ciemnych włosach, które odrobinę się rozczochrały podczas tańca. Wstałam z łóżka, mówiąc, aby zaczekała i, że zaraz przyjdę. Poszłam do łazienki i wyciągnęłam z półki szczotkę, po czym wróciłam do Josie.

— Choć, kochanie. Rozczeszę ci włosy.

Dziewczynka ześlizgnęła się w dół na podłogę i usiadła, opierając się łóżko. Natomiast ja usiadłam na materacu za nią, aby mieć z góry lepszą widoczność i, aby łatwiej było mi manewrować szczotką.
Josie podkuliła kolana do brody, zaplatając łydki rękami. Zamknęła oczy, gdy zaczęłam czesać delikatnie jej kosmyki włosów.

— Chciałabym mieć rodzeństwo. — wypaliła cicho, patrząc teraz na jakiś punkt przed sobą.

Wybałuszyłam oczy. Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Bo, co tak właściwie mogłam powiedzieć. Z tego co mi wiadomo, Kayden z nikim się nie spotyka. Nie mam pojęcia, dlaczego na myśl, że z kimś mógłby być, czułam zazdrość. Przecież w głębi duszy będę przeszczęśliwa, że mężczyzna, który jest dla mnie ważny, zazna miłości.
Zasługuje na to. Zasługuje na wszystko, co dobre na tym świecie. Na kobietę, która go pokocha całym swoim sercem.

— Skarbie.... — zaczęłam.

— Tak, wiem. — przerwała mi, brzmiąc na smutną. — Tatuś nie chce.

Zeszłam z łóżka i ukucnęłam naprzeciwko Josie, która spojrzała na mnie spod rzęs.

— Twój tato na razie nie myśli o dzieciątku, ponieważ nie ma przy sobie kogoś z kim, mógłby je wychować. — powiedziałam.

— Może z tobą. — odparła to z taką pewnością w głosie, że musiałam kilka razy przetworzyć jej słowa w głowie.

— Josie, ja.... — przerwałam, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. — Zaczekaj tu. Otworze.

Może i wpadłam w lekką obsesję, ale naprawdę bałam, że za tymi drzwiami będzie stał on. Nie. Napewno nie.
Opanuj się, wariatko. — upomniałam się w głowie.
Skąd miał niby wiedzieć, gdzie mieszka Kayden? To absurd.
Na chwiejnych nogach podeszłam do drzwi i złapałam za klamkę, wcześniej przekręcając zamek w drzwiach.
Niepewnie je otworzyłam, patrząc na osobę przed sobą. Przed mieszkaniem Stanforda stała dojrzała kobieta, chyba po czterdziestce. Była ubrana w białe spodnie i  beżowy sweter. Na stopach miała czarne botki na koturnie, a włosy miała związane w koka. Kobieta chyba zaskoczyła się moją obecnością tutaj, bo otworzyła szeroko oczy i zmarszczyła czoło.

Old Promise Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz