Rozdział 7

449 25 0
                                    

,,Uciekaj! Nie daj się w to wciągnąć...''



Nigdy nie miałam domu. Tutaj przynajmniej miałam swój pokój. Jednak, czy można nazwać domem to miejsce? W tym ogromnym hotelu było tysiące pomieszczeń, o których nie miałam pojęcia. Działy się w nich okrutne rzeczy. Horror przy tym, byłby tylko niewinną komedią. W rzeczywistości wszystko jest gorsze, bardziej wyraziste. Pytanie nasuwało się jedno: Dlaczego ludzie to robią? Odpowiedź zawsze ta sama: Pieniądze, to one lub ich brak zmusza nas do czynienia zła. Mimo wszystkich starań, to nigdy się nie zmieni. To właśnie one rządzą światem i bez nich nie jesteśmy stanie nic zrobić.

Myślałam o wczorajszej misji. Przed oczami stanęła mi twarz jednego z mężczyzn obecnych w budynku. Dopiero teraz dotarły do mnie szczegóły. Ten człowiek, który krzyknął, że ktoś chce go zabić.. . Ta twarz nie dała mi spokoju, była tak znajoma. Coś mi nie pasowało. Jaki błąd popełnił Justin? Co mu zrobił? Nie wiedziałam jak wyciągnąć od niego te informacje. Miałam swoje sposoby oczywiście, ale on był na nie odporny. Nie był głupi – to musiałam przyznać od początku. Natomiast ten człowiek, czemu Justin go zabił? Chociaż.. nie byłam pewna czy rzeczywiście to zrobił.. a co jeśli jeszcze żyje? To ja miałam się zająć zwracaniem uwagi. Moje przemyślenia przerwał strażnik pukający do drzwi.

- Pan cię woła. Pokój 303.- rzucił mi klucze do pokoju. Zręcznie je złapałam i dopiero gdy wyszedł parsknęłam śmiechem. Pan? Może jeszcze król? O moi wielcy poddani! Zaczęłam insynuować jakieś ukłony. Po chwili stwierdziłam, że to co robię jest głupie, dziwne i troszkę dziecinne. Ogarnij się. Spojrzałam na klucz i poszłam na spotkanie z Mike'iem. Zacisnęłam zęby i przeszłam przez korytarz otoczony mężczyznami w czarnych kombinezonach. Otworzyłam drzwi pomieszczenia z numerem 303, czując dreszcze zaniepokojenia rozlewające się po moim ciele.

Mike był nieprzewidywalny mogłam usłyszeć, że mnie zabiją, wysyłają do innej mafii, albo zostawiają na lodzie. Zginęłabym na ulicy. Byłam całkiem zależna od Mike'a.

- Skarbie. – powitał mnie głos przesączony przesadą, ale dziwnym było to, że jego uśmiech wydawał się szczery.

- Do rzeczy, czego ode mnie oczekujesz?

- Pamiętasz, gdy byłaś taka dociekliwa? Cóż, twoje modły zostały wysłuchane.- na początku nie miałam bladego pojęcia o czym on do mnie mówi. - Ta dociekliwość mnie zawsze w tobie fascynowała. Chce wiedzieć wszystko, a można ją zranić małym palcem. Doprawdy niezwykłe.- uśmiechnął się szerzej, zacierając ręce. Potem podszedł do mnie i dotknął mojego policzka ciepłą dłonią. Nawet się nie poruszyłam, tylko zagryzłam wargę, czekając aż jego palce zostawią moją twarz.

- Czego się dowiem? - byłam bardziej śmiała niż bym się spodziewała. Tak, zdecydowanie. Nie powiem, że przestałam się bać, ponieważ głęboko w środku wszystko we mnie ściskało się w jedną papkę. Koszmarne odczucie, którego nie wolno mi było okazywać. Mafia to silni ludzie, nie ma tu miejsca dla słabych. Mike z pokerową twarzą zaprowadził mnie do podziemi zamku. Dwóch mężczyzn pilnujących drzwi skinęło na jego widok głowami Otworzyli nam wielkie, solidne, kuloodporne drzwi. Spodziewałabym się wszystkiego, ale nie tego, co zastałam. Nikt nie chciałby kiedykolwiek napotkać taki widok, a nawet na niego patrzeć. Wreszcie zrozumiałam po co mnie tu przyprowadził.

- Dzisiaj zaspokoję twoją ciekawość.- byłam przerażona i zszokowana.- Pewnie to nie jest to, co chciałabyś zobaczyć.- odczytał z wyrazu mojej twarzy. Gdy tylko skręciliśmy w lewo zobaczyłam klatki. Klatki dla ludzi. Nie, same żelastwo nie zdołało mnie wystraszyć. W klatkach były kobiety, po ich prętach ciekła świeża krew. Kapała na ziemie. Myślałam, że zemdleje słyszałam jak krew opada na podłogę. Kobiety były wychudzone, pobite, pokaleczone, posiniaczone, rozczochrane, zgwałcone i nagie. Nie mogłam na to patrzeć. Te wystające kości, to ośmieszenie byłam pewna, że skończę tak samo. Przecież te dziewczyny musiały być w przeszłości śliczne. Zakrywały oczy od rażącego je światła. Żyły w ciemnościach. Widziałam każdą kość ich marnego ciała, jej kształt. Obok stały wiadra i pusta butelka po wodzie. Przy mnie stał sprawca tych okrucieństw. Żałowałam, że chciałam to wiedzieć... Brunetka z oparzoną twarzą podeszła do krat i cichym szeptem - ponieważ nie mogła wysilić się nawet na kila słów, skierowała przygłuche słowa w moją stronę:

Addictin' Game JB|FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz