Rozdział 29

322 14 1
                                    


Ten rozdział może wywołać różne kontrowersje, jednak jest to tylko jeden epizod, który raczej się nie powtórzy. Nie ma na celu nikogo obrazić. 


,,Nie jestem maszyną do zabijania. Od kiedy zobaczyłam co dzieje się z Mike'iem,

nie chcę stać się taka jak on...''


Siedziałam w samolocie między Scootem, a Justinem. Oboje zajmowali się graniem na komórkach, a ja siedziałam bezczynnie, cała spięta. Wcale nie bałam się startu, bardziej przerażała mnie świadomość, że za osiem godzin będziemy w Mediolanie. Poprawiłam swoją czarną koronkową sukienkę i starałam się o tym nie myśleć. Zamknęłam na chwilę oczy, rozluźniając się przy dźwiękach muzyki płynącej z słuchawek mojego telefonu. Po kilku utworach, kiedy ponownie je otworzyłam, zauważyłam, że Justin gdzieś poszedł. Nie miałam powodu, żeby się tym martwić. Jednak po pięciu minutach nie wytrzymałam i pochyliłam się w stronę Scoota, mówiąc:

- Gdzie poszedł nasz zabójczy trener? – gdy nie usłyszałam jego odpowiedzi zdzieliłam go lekko w głowę. Podziałało. Spojrzał na mnie, z niechęcią odrywając się od gry.

- Co? – warknął niezadowolony.

- Gdzie jest Justin? – zapytałam ponownie.

- Pomyślmy, gdzie mógłby pójść... przejść się po całym samolocie z nudów? Hmm.. no nie wiem. Pewnie poszedł do toalety. – mruknął i wznowił grę.

- Ile minut temu? – nie dałam mu spokoju.

- Dziesięć.

- Dziesięć? I to cię nie dziwi? – zaczęłam odpinać pas. Jak można być takim idiotą, żeby nie zorientować się, że za długo go nie ma? Nie jesteśmy tu na wczasach! Pytanie, które również nasuwało mi się na usta to: Jak można być takim idiotą, żeby wychodzić na dziesięć minut do toalety, nic nie mówiąc? Scoot nawet na mnie nie spojrzał. Jak zwykle wszystko muszę robić sama. Wstałam z fotela i minęłam długonogą stewardesę.

- Toaleta na końcu pierwszej klasy jest zajęta, musi pani przejść do drugiej. – powiedziała, sztucznie się uśmiechając. Dziękuję bardzo, przynajmniej teraz wiem, gdzie go szukać. Nic jej nie odpowiedziałam. Gdy przeszłam przez całą pierwszą klasę zapukałam do drzwi.

- Justin, jesteś tam? – zapytałam zduszonym głosem, gdyby ktoś teraz zapragnął sprawdzić nasze dokumenty, byłaby niezła zadyma, bo teraz Justin nazywał się William Collins. Ciekawe jakbym miała się z tego wytłumaczyć. Nazywam go Justin, bo tak lepiej brzmi. Tak, na pewno by mi uwierzyli.

Otworzył drzwi i wciągnął mnie do środka, zamykając je. Zaskoczona, oddychając płytko położyłam dłoń na jego klatce piersiowej.

- Myślałem, że już nie załapiesz i nie przyjdziesz. – powiedział roześmiany, całując mnie. Gdy skończył oparłam się o drzwi, zagryzając dolną wargę. Jego lewa dłoń wylądowała na moim prawym udzie. Jesteśmy sami w ciasnej toalecie. O nie. Patrząc mu prosto w oczy wodziłam dłońmi po jego klatce piersiowej. Zatrzymałam się na jednym guziku jego niebieskiej koszulki.

- Czy ty chcesz zrobić to, co myślę, że chcesz zrobić? – zapytałam, uśmiechając się.

- Jeśli chodzi ci o to..- szepnął, kładąc dłoń na moim policzku i pocałował mnie

delikatnie. – I o to...- zaczął składać pocałunki wzdłuż mojej szyi. Objęłam go, trzymając dłonie na jego łopatkach. Znowu pachniał tymi perfumami. Palcem odwinął materiał mojej sukienki, delikatnie szarpiąc, żeby się nie podarła i odkrył moje prawe ramię. Jego miękkie wargi pozostawiały za sobą moją gęsią skórkę.

Addictin' Game JB|FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz