Rozdział 18

287 20 0
                                    

,,Wszystko musi być takie, jakie on chce, żeby było. 

Nie ma innej opcji...''

- Witajcie kochani! – nie dajcie się oszukać złudzeniom ten początek nie wróży nic dobrego. Staliśmy w biurze Mike'a. Nie pytajcie skąd, on wie wszystko inaczej nie byłby szefem. Chyba widział się z siostrą wcześniej niż ze mną. Co oznacza, że teoretycznie będzie lepiej niż gorzej, albo teraz dopiero zacznie się piekło.

- Powiedzcie mi, jak tam wasze zadanie? - słodki głos zaraz zamieni się w siarczysty krzyk. Uwierzcie mi, trzeba jeszcze poczekać. Na razie daje nam chwile na wytłumaczenia, ale w rzeczywistości w ogóle go to nie obchodzi.

- Mogło być lepiej.- odezwał się Justin z nerwów oblizując usta. Przez tą jego wyczerpującą wypowiedź już jesteśmy pogrążeni. On to już wie jak spieprzyć wszystko po całości. Mike zaczął nerwowo wybijać rytm palcami o swoje potężne dębowe biurko. Doprowadzało mnie tym do szału, z każdym uderzeniem jego palca skręcały mi się wnętrzności. Marzyłam, żeby uciec z tego straszliwego pomieszczenia. Jego stukanie drażniło mój słuch. Miałam ochotę wrzasnąć i wyjść, ale dwa goryle pilnujące drzwi skutecznie by mnie zatrzymały.

- Mogło? - uśmiechnął się i wstał z fotela, powoli do nas podchodząc jak czająca się pantera na ofiarę. Dobrze chociaż, że przestał stukać palcami.- westchnęłam optymistycznie w myślach. Na moje szczęście lub nieszczęście wzrok skierował w stronę Justina. Stał tuż przed nim, ale jego wyraz twarzy zmienił się diametralnie. No to teraz uwaga: trzy, dwa, jeden...

- Co to do cholery ma być! Jedno banalne głupie zadanie! Nie dość, że go kurwa nie wykonaliście, to teraz inni muszą narażać własne życie, żeby naprawić wasze błędy.- zaakcentował dwa ostatnie słowa. - W ogóle nie zauważyliście, że na głowie siedzą wam jacyś niepoważni członkowie gangu! Daliście się złapać jakimś idiotom! Towar i pieniądze przepadły! Myśleliście, że się nie dowiem! – w tym momencie chwycił Justina za kołnierz jakby chciał podnieść go za chwilę do góry. Wstrzymałam oddech i z szeroko otwartymi ustami przyglądałam im się. Zauważyłam, że Justin odruchowo uniósł rękę, żeby się obronić, ale w odpowiednim momencie zatrzymał ją, aby Mike się nie zorientował. Spojrzał na mnie dając mu do zrozumienia, że też tu jestem. Dziękuje przyjacielu, jak zwykle sprawiasz, że nasza sytuacja jest coraz gorsza. Mike puścił go i tym razem spojrzał na mnie. Justin od razu poprawił swoją bladoniebieską koszulę.- Pozwoliłaś na to, żeby on tak spieprzył sprawę! - teraz wszystko przerzuciło się na mnie. Może gdyby wspólników dobierał rozsądniej, to uniknęlibyśmy tej sytuacji. Nie powiedziałam tego na głos, bo wiedziałam, że to jeszcze bardziej by go wkurzyło. Już był wystarczająco wytrącony z równowagi. W takim stanie był zdolny do wszystkiego. – Nigdy mnie nie zawiodłaś, dlaczego do cholery robisz to teraz? – Zapytaj tego, który stoi po mojej prawej...

- Musiałam ratować chłopaków, nie mogłam sama w klubie zabić, wynieść ciało, sprzedać narkotyki i okraść jednocześnie.- pisnęłam przerażona. W jego oczach palił się ogień, żądza zabijania i nienawiść. Na twarzy zrobił się cały czerwony ze złości.

- Miałeś jej kurwa pilnować, a nie ona ciebie! – wrzasnął i znowu wrócił do Justina.- Miałeś zapewniać jej bezpieczeństwo tymczasem ona ma jakieś gówno na nodze! Jak ma teraz pracować? – zapytał go.- Może ty chcesz pobawić się w laleczkę, specjalisto? – Justin chciał coś odpowiedzieć, ale Mike nie dał mu dojść do słowa.- Przyjąłem cię nie po to, żebyś spieprzał wszystko, czego się dotkniesz do cholery! – zastanawiałam się, kiedy wysiądzie mu głos. - Rachelle z tobą porozmawiam później, zostaw nas samych.- powiedział zdecydowanie, a w pomieszczeniu zawisła mroczna cisza. Mike nawet nie spojrzał na mnie sprawdzając czy wychodzę. Wiedział, że posłusznie to zrobię. Wpatrywał się w Justina tak jakby chciał go zabić. Wyszłam z biura mijając dwóch umięśnionych ochroniarzy. Najwidoczniej na korytarzu nie postawił straży, żeby nie słyszała jego wrzasków. Mike nie lubił chwalić się niepowodzeniami. Zawsze udawał, że jest ponad wszystko, że zawsze wygrywa i jest to tylko kwestią czasu. Wszystko musi być takie, jakie on chce, żeby było. Nie ma innej opcji. Myślałam, że jak tylko wyjdę, poczuję wielką ulgę. Jednak tak się nie stało. Spadło na mnie coś w rodzaju strachu, ale większego, bliskiego panice. Zostawiłam Justina samego z Mike'iem, który potrafi być nieobliczalny... Bezsilna osunęłam się o drzwi i nie mogłam uwierzyć, że tak bardzo mi na nim zależy. Niedawno sama chciałam go zabić, a teraz nie chcę, żeby Howard to zrobił? To niedorzecznie.

Addictin' Game JB|FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz