Rozdział 48

145 17 0
                                    


,,Witamy w koszmarze, znowu...''

To nie będzie łatwe...Przełknąć cały ten ból. Każdego dnia próbować zapomnieć, o tym wszystkim, żeby ruszyć dalej. Żałowałam, że czas nie może zatrzymać się na nasze życzenie. Dopasować się do nas, żebyśmy mogli na spokojnie ułożyć sobie w głowie wszystkie nasze sprawy. Pozbyć się negatywnych uczuć i nauczyć się żyć z tym, co nam zostało z myślą, że to co było nigdy do nas nie wróci. Ludzie przychodzą i odchodzą. Już dawno powinnam się do tego przyzwyczaić i to zaakceptować, ale nie mogłam. Nie chciałam tego znieść, mimo że wiedziałam, że tak po prostu jest, a ja nie jestem wyjątkiem. Śmierć Mike’a poróżniła nas z Monique. Nawet Scoot nie był w stanie przekonać jej do zmiany zdania. Z nikim nie była na tyle związana, żeby chcieć się poświęcić i tu zostać. To miejsce przypominało jej wszystko, co najgorsze. Wszystko, co sprawiało jej ból. Współczułam jej i zazdrościłam równocześnie. Mogła zacząć układać swoje życie na nowo. Zdecydowała się, że potrafi to zrobić sama i nie potrzebuje pomocy od nikogo, kiedy ja byłam wyczerpana i panicznie obawiałam się samotności. Wszyscy odwrócili się ode mnie. Pierwszą noc po śmierci Mike’a spędziłam w pokoju Justina. Wydawało się, że zagrożenie minęło, od kiedy on nie żyje. Jednak takie sprawy jak ta szybko wychodzą na światło dzienne. Leżałam na łóżku wiedząc, że go szukają, że muszę być czujna. W salonie zostawiliśmy włączony telewizor, aby słyszeć najnowsze wiadomości. 


Krew. Wszędzie pełno krwi. Kałuża krwi na podłodze. Poplamione ubranie. Krwawy koszmar, który nie był przeznaczony dla tak młodziutkich par oczu. Szok, który ścisnął jej gardło. Niesprawiedliwość okrucieństwa. Zbyt szybko przedstawiono jej ten świat. Nie pozwolono jej cieszyć się z bajkowego dzieciństwa. Nie dano jej wyboru, była zbyt młoda by podejmować przemyślane decyzje. Nikt nie był w stanie zwrócić jej spokoju. Trzęsące rączki łapczywie zaciskały się na pluszowym misiu. Ani śladu pocieszenia i nadziei… Pragnęła zniknąć, a to, że obróci się tyłem od tego widoku nie oznaczało, że o nim zapomni. W oczkach zastygły szkliste łzy, które na zawsze dodały im smutnego wyrazu. Zbyt wiele bólu mieściło się w malusieńkim serduszku.


- Co się dzieje kochanie? Strasznie kopiesz.- otworzyłam oczy czując na policzku jego dłoń. Palce delikatnie i czule muskały moją rozgrzaną twarz.- Kochanie?- mruknął z uśmiechem, całując mnie po twarzy. Czułam jak jego kąciki ust unoszą się do góry, kiedy stykają się z moją skórą. Zaczął delikatnie składać pocałunki na mojej szyi, nagim ramieniu i niżej.

- Bo wiesz, śniło mi się… nie uwierzysz my… - jąkałam się drżącym głosem, przegryzając wargę.

- To nie był sen.- odparł spokojnie, patrząc mi w oczy. Wtedy wszystko sobie przypomniałam. Mężczyzna z gęstymi siwymi włosami zdjął kapelusz i wychylił głowę zza drzwi. Nie spodziewaliśmy się, że ktokolwiek nas odwiedzi.

- Jestem przedstawicielem prawnym Pana Mike’a Howarda, czy mam przyjemność z Panią Rachelle Roberts? – omal nie zemdlałam, słysząc imię i nazwisko mężczyzny, którego kiedyś kochałam i zabiłam. Justin przytrzymał mnie, kiedy zachwiałam się na nogach.

- Tak, o co chodzi? – spytałam słabym głosem, czując suchość w gardle, dłoń przytrzymałam na szyi, bo poczułam w środku kujący ból spowodowany nerwami. 

- Mogę wejść? – spytał, zerkając na próg drzwi. Bez słowa otworzyłam szerzej drzwi i zaprosiłam go gestem ręki do salonu. Nic więcej nie mogłam i bałam się z siebie wydusić. Każde słowo mogło być wykorzystane przeciwko mnie. - Czy jest Pani pewna, że ten człowiek powinien być przy naszej rozmowie?- zapytał mnie, kiedy usiadłam z Justinem na kanapie. Chłopak musnął subtelnie i kojąco moje kolano.

Addictin' Game JB|FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz