Rozdział 26

393 16 0
                                    



,,Patrzy na ciebie jakby spróbował, polubił i chciał więcej...''

Jak się czujesz? – to było pytanie, które słyszałam najczęściej. Zawsze odpowiadałam tak samo - ,,Lepiej", uspakajając wszystkich, zapobiegając pocieszeniom i poważnym rozmowom, których miałam nadzwyczajnie w świecie dość. W rzeczywistości czułam się jeszcze gorzej. Czemu zawdzięczałam ten wspaniały stan? Nie, wcale nie chodziło o moje rany, otarcia, blizny i siniaki. Gdy wróciłam z sali gimnastycznej spotkałam Mike'a. Pytał o Justina, bo wszędzie go szukali i nie mogli znaleźć. Nie mogłam mu spojrzeć w oczy. Bałam się, że mam wszystko wypisane na czole. Zbyt dobrze mnie znał, żeby niczego nie zauważyć. Czułam się okropnie. Poczucie winy zżerało mnie od środka. Wcześniej tyle razy dziękował mi, że mu pomagam w tym całym gównie, które nam stworzył. Powtarzał, że jestem jedyną osobą godną zaufania i potrzebuje mnie każdego dnia. Na początku, gdy zaczął się dziwnie zachowywać, próbowałam tego nie zauważać, nie myśleć o tym i zaufałam mu, że kontroluje siebie i cały interes. Tłumaczyłam sobie, że to tylko chwilowy kryzys, że on wciąż jest sobą i potrzebuje mnie, żebym go wspierała, niezależnie od tego czy to, co robi jest złe. Moim zadaniem było go kochać, a nie oceniać. Z czasem chwilowy kryzys stał się codziennością. Chciałam mu pomóc, nie myślałam o nim jak o mordercy, chociaż bez wątpienia nim był. Chciałam zmienić go, żeby stał się taki jak przedtem. Pragnęłam naiwnie cofnąć czas. Z każdym kolejnym dniem zdawałam sobie sprawę z tego, że jestem coraz dalej celu. Nawet jeśli Mike znów byłby tym samym chłopakiem, którego poznałam pięć lat temu... Co byłoby dalej? Co z jego ambicjami i wielkimi marzeniami? Osiągnął sukces. Jeżeli zostawiłby go dla mnie, (co było wielkim absurdem) nie mógłby żyć. Wybrać mnie - zwykłą dziewczynę i zrezygnować z siedmiocyfrowej liczby na koncie? Przecież to było śmieszne. Absurdem jest także to, że teraz ja i on byliśmy zależni od jego chorych ambicji, które zmieniły się w rzeczywistość. Nikt nie przypuszczał, że zajdziemy tak daleko. ,,Życie'' jego interesów, było naszym przetrwaniem. Wiedziałam, że sobie z tym nie radzi. Za jego maską potwora tylko ja widziałam, że rozpada się człowiek. Był odpowiedzialny za każdą kolejną sekundę życia swojej siostry, mnie i samego siebie. Nie powinnam siedzieć z założonymi rękami. Już nie widziałam w nim tego, co w nim pokochałam. Kiedy stał mi się obcy, ja tak po prostu rzuciłam się w ramiona pierwszego przystojnego chłopaka, którego spotkałam. Miałam nadzieję, że pokonam głupie i nic nie znaczące pożądanie.

Gdy czułam obecność Justina - ciężko było mi oddychać, gdy na niego spojrzałam - nie mogłam przestać patrzeć, a gdy go dotykałam - czułam szalejące iskry we wnętrzu mnie, które były jak narkotyk. Nigdy czegoś takiego nie czułam. Doskonale się dopełnialiśmy, nasze ciała idealnie do siebie pasowały. Nie było w nas żadnego wstydu, tylko czysta namiętność. Jednak nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać. Wszystkim, co najlepiej nam wychodziło były kłótnie. Po wybuchu kłótni odreagowywaliśmy to na sobie w postaci wzajemnej ekscytacji seksualnej. To nie było normalne, to była toksyczna gra pomiędzy nami. Justin nie potwierdził, że to co on czuje jest miłością, a ja nie zaprzeczałam, że słowa, które wypowiedziałam na dachu to impulsywny wybuch emocji. Było prościej kiedy to on mnie całował, a ja go odpychałam. Wtedy mogłam zwalać całą winę na niego. Łatwiej poddawać się pożądaniu na treningach, które paradoksalnie polegały na zwiększeniu umiejętności uwodzenia. W końcu byłam tym, kim byłam. Nigdy nie mogłam siebie nazwać dziwką, ale robiłam o wiele gorsze rzeczy. W takiej sytuacji mogłam tłumaczyć, że to część doskonalenia mojej pracy (co jakkolwiek to ująć, brzmi dziwnie). Wczoraj wieczorem było jednak inaczej. Całowałam go, bo chciałam, (nie w akcie histerii, że wyjeżdża na ciężką misję i w sumie było mi wszystko obojętne, bo mógłby nie wrócić) ale całowałam go świadomie z równą siłą co on. Zdradziłam Mike'a, jak mogłam spojrzeć mu w oczy? Zrobiłam coś niewybaczalnego. Dopiero stając z nim twarzą w twarz zrozumiałam jak bardzo skomplikowałam swoje relacje z nim. Domyślałam się jak trudno będzie widzieć go każdego dnia, współpracować z nim i udawać, że nic się nie stało. Jakby tego było mało cały czas spotykał się z Justinem – prawdopodobnie jedynym chłopakiem, z którym mogłabym go zdradzić. Mimo wszystko nie żałowałam niczego, co też wzbudzało moje wątpliwości. Monique czekała na mnie w pokoju. Kiedy jeszcze nie myślałam trzeźwo o tym, co zrobiłam, pragnęłam jej powiedzieć o wszystkim. Podzielić się z nią moim chwilowym szczęściem. Niestety nie mogłam jej tego wyjawić. Sama mnie namawiała do tego, ale jak miałam jej powiedzieć, że to co jest między Justinem a mną nie jest jednorazową zabawą, że robi się to niebezpiecznie poważne? Pilnowałaby mnie i zamykała w pokoju na klucz, żeby tylko uniknąć tragedii. Czy to uczucie było miłością? Nie wiem, ale z pewnością było przekleństwem. Dotykało mnie, ale było niebezpieczne dla niego. Musiałam to naprawić, póki jeszcze był na to czas. Nie mogłam pozwolić , żeby Justin przeze mnie cierpiał. Nie mogłam go stracić, dla mnie też był kimś ważnym.

Addictin' Game JB|FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz