Rozdział 5

510 24 0
                                    

,,Zaczęłam wpatrywać się w niego jakby
był najgorszym debilem jakiego znam...''

– Ja nie pasuje do ciebie.- powiedział to tak, jakbym wcale już nie była jego dziewczyną. Co z tego, że był bezuczuciowym frajerem szukającym problemów? Byłam głupia i nadal go kochałam.

- Skąd ty to masz? - spojrzałam na srebrną kolię z diamentami.

- Twojego chłopaka stać na takie rzeczy. – świetnie jak ja uwielbiam, gdy mówi o sobie w trzeciej osobie. Nie czułam się komfortowo. Nie chciałam tutaj być. Justin stał obok mnie i przyglądał się tej chorej sytuacji.- Ty, wiesz co masz robić.- zerknął na mojego ''partnera''. On zwariował. Mieliśmy z tym skończyć, teraz mam przeczucie, że będę w tym siedziała do końca swojego życia o ile nie zjawi się ktoś łaskawy, aby mi je odebrać. Mike nieoczekiwanie wcisnął dłoń pod moją sukienkę. Nie wiedziałam jak zareagować, nawet nie miałam na to czasu, bo chwilę później pocałował mnie krótko w usta. Zgłupiałam. - Do zobaczenia kochanie. – uśmiechnął się drwiąco. Swoim zachowaniem poniżył mnie.- Daję wam trzydzieści minut na tą akcje. Rachelle twoim zadaniem jest odwracać uwagę i znaleźć dostawcę. Nie jesteśmy jedynymi, którzy chcą dostać paczkę. Dlatego Justin musi znaleźć osobę, która również jest nią zainteresowana. Odurzysz ją tym, co ci dałem, następnie zabijesz i pomożesz Rachelle przetransportować do samochodu, który zostanie podstawiony tutaj za równo pół godziny. Wchodźcie i wtopcie się w tłum.- powiedział, podając nam fałszywe dowody tożsamości. Byłam Mery Jeyson, córką kongresmena, a Justin żołnierzem, który dotrzymuje mi towarzystwa.

- To raczej nie będzie takie trudne.- mruknął Justin, kiedy Mike zniknął z blond pięknością za rogiem budynku.

- No, to specjalisto, za chwile się rozdzielamy.- zaczepnie szturchnęłam go i pokazałam ochronie fałszywy dowód. Gdy sprawdzono czy oboje znajdujemy się na liście gości zostaliśmy wpuszczeni do wielkiej sali balowej. Przy samym wejściu roznosiły się urywki rozmów z charakterystycznymi międzynarodowymi akcentami. Z tego całego zgiełku setki odmiennych głosów ze sztuczną, dyplomatyczną serdecznością nie dało się nic zrozumieć. Do tego spora dawka stukotu obcasów i kieliszków z alkoholem. Tu rzeczywiście było inaczej. Gdyby nie obecność Justina uciekłabym stąd. Niby podobne zadanie, ale presja otoczenia działała na mnie nadzwyczajnie. Miałam mieszane uczucia, nie pasowałam do tego całego towarzystwa. Nie mogłam znieść tej wszechobecnej fałszywej życzliwości. Mężczyźni z dumą prowadzili rozmowy, podczas gdy kobiety stojące obok nich stanowiły tylko ozdobę. Miałam już dosyć tego miejsca, zdecydowanie wolałam kluby, w których przynajmniej wszystko przygłuszała głośna muzyka. Po paru minutowej rozmowie z osobami ,,z wyższych sfer'' potrafiłam określić ich charakter i usposobienie. Znaleźć wszystkie kłamstwa, które próbowali mi sprzedać. Miałam do tego talent, ale siebie nigdy nie oceniałam. Podobnie jak Mike'a, który był bardzo nieprzewidywalny, a ja na pół zaślepiona jakimś chorym uczuciem by zdać sobie sprawę, co ze mną robi. Broniłam go całym swoim sercem. Za każdym razem, kiedy zrobił coś złego starałam się usprawiedliwić jego czyny.

Ten cały bankiet był jak Matix, przedzierałam się przez tłum, aby znaleźć jedną osobę, która musiała się ukrywać.

Minęło już piętnaście minut od momentu, w którym tutaj weszliśmy. Oczarowałam jakiegoś odzianego faceta. Zdawało mi się, że mógł być dostawcą. Jednak nic z tego. Pytałam każdego z kelnerów... nikt nie reagował na ustalone hasło. Nagle rozległ się krzyk, który wytrącił mnie z równowagi. Nie mogłam się skupić.

- Ludzie! On chce mnie zabić.- paniczny wrzask dorosłego mężczyzny rozniósł się echem po całej sali. Wszyscy znieruchomieli, z przerażeniem patrzyli w jego stronę. Poczułam, że ktoś z całej siły chwyta mnie za rękę i ciągnie do siebie.

Addictin' Game JB|FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz