Rozdział 47

156 10 0
                                    

,,Pewne czyny nigdy nie zostaną wybaczone.''

Byliśmy już w centrum miasta drogę do hotelu znałam na pamięć. Ostatni skręt w lewo i znajdziemy się na wprost czarnej, stalowej bramy, przez którą widać dziedziniec i schody prowadzące do głównych drzwi luksusowego holu. Tym razem nie wejdziemy bocznym wejściem, bo wiemy, że Mike nas nie zauważy. Nigdy już go tutaj nie będzie. Naprawdę, nie byłam gotowa na walkę z Howardem, nie pomyślałam nawet o tym, co będzie dalej. Może, gdzieś w podświadomości czułam, że powinniśmy zginąć razem z nim. Wkrótce przekonałam się, że miałam rację.

Idąc przez hol, słyszałam tylko własny niespokojny oddech i rytmiczne stukanie moich obcasów. Nadal czułam się winna, to całe bogactwo, nieważne czy zdobyte legalnie czy nielegalnie było jego dziełem. Każdy skrawek przypominał mi go, jego okropny charakter, ale i też tą jaśniejszą stronę, kiedy wydawał się bardziej ludzki. Jak silnym musiał być, żeby to wszystko postawić na nogi? Jak nieprzerwanie dążył do swojego celu? Już go osiągnął, ale nigdy tego nie zobaczył. Nigdy nie mógł się po prostu nim cieszyć, bo wciąż skupiał się na tym, że ktoś mu to odbierze. Co jeśli ludzie mają rację? Może zmarli faktycznie obserwują nas z góry? Jeśli tak jest, wcale nie ujdzie mi to na sucho. Z pewnością Howard tylko czeka aby mi się odwdzięczyć za to, co mu zrobiłam.

Justin cały czas uważał mnie za wariatkę i wcale mu się nie dziwiłam. Wiedziałam dokąd muszę iść. Dawno temu zdecydowałam się to zrobić, a żaden inny dzień nie byłby bardziej idealny. Musiałam uwolnić te biedne kobiety z piwnicy i upewnić się, że następne już nigdy do niej nie trafią. Oprócz mnie nikt się nimi nie przejmował. Wiele z nich siedziało w klatkach już długie miesiące. W smrodzie, krwi i ciemności, której przerwanie oznaczało tortury strażników. Nie wyobrażam sobie kolejnego tygodnia spędzonego w tym mroku, a spędziłam tam zaledwie kilka dni. Czułam, że tylko ja mogę uratować je i przy okazji odwdzięczyć się wszystkim ludziom, którzy dzisiaj przeze mnie zginęli.

Zjazd windą w dół do piwnicy, przyprawił mnie o zawroty głowy. Nie wierzyłam, że mi się uda, ale to się nie liczyło. Justin był ze mną, trzymał moją rękę i nie byłam sama. Mimo, że to była moja sprawa, on zdecydował się mi towarzyszyć. Strażnik jak zwykle pilnował drzwi. Szłam pewnym krokiem, czując że Justin cały czas jest za moimi plecami. Modliłam się tylko by nie wyjść z roli. Od tego czy strażnik mi uwierzy, zależało dosłownie wszystko.

- Szef przysłał mnie tutaj, muszę przesłuchać jedną dziewczynę.- oznajmiłam i uśmiechnęłam się do niego. Spojrzał na mnie nieufnie, potem zwrócił wzrok w kierunku Justina z bardzo poważną miną i kiwnął głową, wpuszczając nas. Rażące światło oślepiło nas na kilka sekund, a razem z nim powitał nas nieprzyjemny zapach, do którego po prostu nie można się przyzwyczaić. Gdy strażnik bacznie nas obserwujący w końcu zamknął drzwi i zostawił nas z kolegą w środku, mrugnęłam do Justina.

- Przyszłam przesłuchać tę dziewczynę. – powiedziałam, wskazując na samotną dziewczynę w środkowej klatce od prawej ściany. Wzdrygnęła się, ale nie patrzyła na mnie. Kiedy strażnik zająknął się, chcąc zacząć się sprzeciwiać, nagle zadzwonił mój telefon. – Przepraszam na chwilę… - mruknęłam szybko i niewyraźnie udając, że odbieram telefon, aby wyjść na wiarygodną. - Tak? Ale… - grałam zdziwioną i zdenerwowaną, jak to przystało na rozmowę z szefem. - Jest pan pewny? Dobrze, przekażę. – odparłam spokojnie i włożyłam telefon do kieszeni spodni . – Zmiana planów, Howard chce abyś natychmiast wypuścił te dziewczyny, nie będą mu już potrzebne. – mężczyzna był bardzo zaskoczony. Ani przez sekundę nie zadrżał mi głos, byłam z siebie dumna. W dodatku chyba nawet nie mrugnęłam. Tylko modliłam się, żeby nie zaczął zadawać głupich pytań, bo nie zdążyłam ułożyć sobie w głowie odpowiedzi. 

Addictin' Game JB|FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz