Rozdział 37

188 8 1
                                    


  ,,Ty nigdy nie będziesz należeć do mnie, a ja do ciebie.''  


Znacie to uczucie, kiedy łudzicie się, że gorzej już być nie może, a potem nagle zdajecie sobie sprawę, że właśnie tak jest? Podsumowując całe moje cholerne życie: związałam się z psychopatą, który do tej pory zamordował kilkadziesiąt ludzi. Zakochałam się, walczyłam z tym tylko po to by w końcu zorientować się, że jakiś uwodziciel ma mnie w garści. Jak zwykle grozi mi śmierć. Mój potencjalny morderca może mieszkać ze mną pod jednym dachem, a mój niebezpiecznie chory chłopak prawdopodobnie dowiedział się, że go zdradzam. Przebijecie to? Inni na moim miejscu strzeliliby sobie kulą w łeb, żeby wreszcie mieć święty spokój, ale nie ja. Ja muszę pakować się tam, gdzie nie powinnam.

Poprzedniego wieczoru Justin zostawił mnie samą w korytarzu. Wiedziałam, że dzisiejszej nocy nie przyjdzie do mnie do pokoju, ponieważ był z Gorginą. Musiał przespać się z nią na życzenie szefa, a w zasadzie ,,dostał ją'' od niego w nagrodę. Cały czas przypominał mi się ten moment kiedy Mike uważnie spojrzał na mnie, gdy mu ją ofiarował. Byłam niemal pewna, że coś podejrzewa. Na razie nie miał dowodów, ale bez problemu mógł się o nie postarać. Ostatnio całkiem zapomnieliśmy o zachowywaniu ostrożności i pozwalaliśmy sobie na zbyt wielkie ryzyko. Stworzyliśmy sobie nasz własny, mały świat, w którym przebywaliśmy za każdym razem, kiedy zostawaliśmy sami. Przekonani, że jesteśmy w nim bezpieczni i nikt nie może do niego wejść. Niestety, nie powinnam być na tyle głupia, żeby wierzyć, że to nam się uda. Każde kłamstwo musi wyjść na jaw. Dręczona poczuciem winy, zgadywałam, że czeka mnie kolejna nieprzespana noc. Nie mogłam spać, kiedy wiedziałam, że chłopak którego kocham parę metrów ode mnie zdradza mnie z jakąś blond wywłoką. Nie żebym miała coś do tego koloru włosów, ale rozumiecie. Wcześniej byłam zazdrosna tak po prostu. Teraz miałam naprawdę powód, żeby taką być. Zastanawiałam się co powiedzieć Justinowi jak spotkam go dziś rano. I jak dobrze ci się ją pieprzyło? – najchętniej zaczęłabym od tego. Chociaż przyznaje, że to byłoby zbyt chamskie. Oczywiście wiem, że to wina Mike'a, ale do niego nie mogłam pójść z zażaleniami jeśli chciałam jeszcze trochę pożyć. I właśnie w ten sposób znowu wracamy do śmierci. Nie czułam się dobrze i nie próbowałam nawet tego ukrywać. Kiedy z Monique poszłyśmy na siłownie, mając nadzieje, że o drugiej w południe nie będzie w niej dużo ludzi, w końcu wyprowadziła mnie z równowagi jednym pytaniem.

- Czemu ta dziewczyna tak bardzo cię drażni? Nie rozumiem tego. Nawet z nią nie rozmawiałaś. – zauważyła nieśmiałym tonem, ale w jej oczach widziałam cień rozbawienia. Gdyby znała prawdę nie bawiłoby ją to.

- Nie muszę z nią rozmawiać, żeby wiedzieć, że jest warta tyle co szmata od restauracyjnej podłogi i nie zasługuje na moją uwagę. – mówiąc to zastanawiałam się, czy kiedykolwiek przejdzie mi ta chorobliwa zazdrość. Z każdym dniem była coraz silniejsza. Zeszłam z bieżni i zaczęłam wycierać się ręcznikiem. Podobno przez ćwiczenia wszystkie negatywne emocje ulatniają się. Tym razem to nie zadziałało.

- Rachelle, przestań tak mówić. A gdybym powiedziała ci, że jest całkiem miła? – zeszła z roweru, wciąż próbując mnie przekonać, że Gorgina jest istnym promyczkiem dobroci.

- Może być słodziutka jak cukiereczek. Nie obchodzi mnie to. Tym gorzej dla niej. Nie przyjmę jej ciepło. – prędzej powyrywam jej ręce, żeby nie mogła niczego nimi dotknąć, zanim się do niej uśmiechnę i to nie będzie przyjacielski uśmiech.

- Nie za bardzo emocjonalnie do tego podchodzisz? Przecież ona nic ci nie zrobiła. – zauważyła zdziwiona. Na jej miejscu też byłabym mną zaniepokojona. Od kiedy próbuję ukryć przed nią prawdę o mnie i Justinie zachowuje się inaczej niż zwykle. Próbuję ukryć moje zdenerwowanie i uważam na każde słowo, które wypowiadałam. Wiedziałam, że nie potrwa to długo, zanim się zorientuje, że coś jest nie tak.

Addictin' Game JB|FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz