1

14.9K 420 159
                                    

Juliette.

Obudziłam się razem z budzikiem. Nie byłam tym typem osoby, która ma milion budzików i wstaje z tym ostatnim. Ba, zwykle budziłam się około pięć minut przed. Jak zwykle wstałam z łóżka, poszłam do łazienki by się odświeżyć, ubrać. Spakowałam też torbę w której miałam rzeczy na przebranie, mimo że raczej nie byłam nad wyraz elegancką kobietą, to nie wyobrażałam sobie chodzić po mieście w dresie. Chociaż i takie dni się zdarzały, gdy nie czułam się najlepiej, bądź po prostu nie miałam humoru czy czasu by przeglądać szafę i myśleć co ubrać. Zjadłam szybkie śniadanie i nie trwało długo, gdy byłam w drodze do przedszkola. Nie, nie byłam przedszkolanką. Uczyłam te dzieciaki tańczyć. Niedorzecznym był dla mnie fakt, że nauka była z samego rana. Ale z drugiej strony, byłam w stanie to zrozumieć bo gdy zajęcia były po porze obiadowej, był przypadek gdy jedno z dzieci zwymiotowało na środku sali. Żyć nie umierać. Te dzieciaki.. Cóż, może nie uczyły się za wiele bo traktowały to jako wygłupy, ale lubiłam tę pracę, a przedszkolaki mnie. To uwielbienie było obustronne, bo dałabym się za nie pokroić.

Weszłam do budynku przedszkola, a następnie do odpowiedniej sali by przywitać się z grupą która już zapewne na mnie czekała. Wcale się nie myliłam, bo już na korytarzu słyszałam muzykę i ich śmiechy. Uśmiechnęłam się szeroko, otworzyłam drzwi i momentalnie się zatrzymałam. Dzieci stały na środku sali, każde z nich w dłoniach trzymało kartkę, a na niej narysowane dwie postacie. Kobieta i mężczyzna. Spojrzałam na ich opiekunkę która im towarzyszyła.

- Robiły to wczoraj cały dzień.. Bierzesz jutro ślub i zaczynasz tydzień wolego, więc nie chcieli żebyś o nich zapomniała.

Wytłumaczyła kobieta, a ja poczułam przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Wróciłam wzrokiem na grupę dzieciaków, a one od razu rzuciły się na mnie i zaczęły tulić z każdej strony. Uwielbiałam takie momenty. Wiedziałam jak wiele to dla nich znaczy, ja również nie byłam obojętna na takie drobnostki z ich strony.

- Chodźcie.. Usiądziemy na podłodze i każdy opowie o swoim rysunku.

Powiedziałam wzruszona i wskazałam na środek parkietu. Wcześniej też mieliśmy kilka takich dni, że po prostu siadaliśmy i opowiadaliśmy o swoim weekendzie czy danym dniu, gdy na przykład jedno z dzieci miało urodziny. Tak jak powiedziałam, tak zrobiliśmy. Każde z dzieci zaczęło opowiadać o tym co narysowało. Na każdym byłam ja i Peter. Co z tego, że nigdy go nie widziały na oczy, ich wyobraźnia zrobiła swoje. Na jednym był wysoki i brodaty. Na drugim był gruby i miał okulary. Nawet trafił się czarnoskóry bo dziecko nie miało jasnej kredki. Wiedziałam, że każde z nich ten rysunek robiło z miłością i chciały by para na kartce też wyglądała na zakochaną.

A ja? Zastanawiałam się, czy kiedykolwiek dowiem się co to znaczy miłość. Z Peterem niewiele mnie łączyło. Ja kochałam dzieci, on ich nienawidził. Ja pracowałam jako przedszkolanka i lubiłam oszczędzać, on przejął spadek i dobrze prosperujący hotel po swoim ojcu, więc pracować nie musiał i też szastał pieniędzmi na prawo i lewo, jakby dla niego nie miały żadnej wartości. Poza tym, jeśli chodzi o wygląd, był kompletnym przeciwieństwem tego czego chciałam u mężczyzny. Był wysoki, chudy jak patyk, zarostu zero i niebieskie oczy. Blondyn. Typ idioty i dupka. Nie mieszkaliśmy razem, bo do tej pory nie było konieczności, ale żyło nam się dobrze. I nasuwa się pytanie, dlaczego chcę wziąć z nim ślub, skoro nie ma żadnego uczucia między nami? Nie chcę, nigdy go nie kochałam i nigdy go nie pokocham. Ale nasi rodzice byli przyjaciółmi, co za tym idzie, my od zawsze trzymaliśmy się razem, więc ślub z kimś kogo dobrze znasz, wydawał się być dobrą opcją. Przynajmniej myślałam, że go znam.

Ostatecznie zajęcia taneczne się nie odbyły bo z dzieciakami przegadaliśmy całe półtora godziny. Zwykle one trwały godzinę, ale nie miałam serca nie wysłuchać każdej opowieści o namalowanym dla mnie rysunku. Nie miałam serca, powiedzieć, że dziś nie mam czasu bo mam sporo na głowie związanym ze ślubem. Dlatego jak tylko wyszłam z przedszkola, wyciągnęłam telefon z torby. Oczywiście kilka nieodebranych połączeń od Charlotte. Mogłam się tego spodziewać. Od razu oddzwoniłam do przyjaciółki, a ona odebrała przy pierwszym sygnale.

Fly ButterflyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz