Seth.
Zatrzymałem się pod posiadłością Fullera. Lucien już czekał przy swoim samochodzie. Wyciągnąłem pistolet ze schowka, wyszedłem z auta i od razu ruszyłem w jego kierunku. Fakt faktem, nie miałem zamiaru używać broni, ale straszak zawsze się przyda. Może faktycznie zrozumieją jak mogą skończyć i odpuszczą. Chociaż w to naprawdę wątpiłem.
- Mam nadzieję, że to był słaby żart i masz zamiar się z nim trochę zabawić.
Powiedział z wyrzutem.
- Juliette uważa, że jeśli to zrobię to ona będzie miała krew na rękach, nie ja. Poza tym parę minut temu, zawiozłem ją do siebie, a nie mam, kurwa, ubrań na zmianę więc wolałbym by nie widziała mnie ujebanego od krwi tych złamasów.
Harris przewrócił oczami.
- Czy każda musi być taka sama? Ja rozumiem, że kobiety są bardziej wrażliwe, wychowały się w innym środowisku, ale kurwa. Skoro oni nie szanują jej, dlaczego my mamy szanować ich?
Lucien znał mnie na tyle, by wiedzieć, że zdanie Keeley nie jest mi obojętne. Wiedział też, że nie będę ryzykował stratą jej, ale musiałem coś wymyślić bo jeśli ona mówiła prawdę, to mogę tylko pogorszyć sytuację, swoimi odwiedzinami, jeśli ostatecznie przeżyją. Ruszyliśmy w kierunku drzwi.
- A jakby nafaszerować ich prochami, aż serce stanie? W papierach będzie przedawkowanie, krwi nie będzie więc Juliette nie będzie musiała obawiać się o swoje delikatne dłonie.
Wypalił mężczyzna, a ja parsknąłem śmiechem. Ale w sumie to nie był głupi pomysł. Oni będą martwi, ja wrócę czysty do domu. Naprawdę muszę wziąć tą opcję pod uwagę. Zatrzymaliśmy się pod drzwiami. Zadzwoniłem dzwonkiem. Wiedziałem, że siedzą w środku bo było włączone światło.
Nie trwało długo gdy drzwi się otworzyły. Mogłem się domyślić, że był to Peter bo jak tylko mnie zobaczył, to chyba się obsrał.
- Przyszliśmy porozmawiać.
Zacząłem łagodnie bo naprawdę nie miałem zamiaru robić rozróby w przejściu. Przerażony Fuller chciał zamknąć drzwi jednak je przytrzymałem.
- Wyłączaj to Harry!
Wydarł się, a ja zmarszczyłem brwi. Spojrzałem na Luciena. Weszliśmy do środka. Peter zaczął biec w nieznanym mi kierunku, ale od razu strzeliłem mu pod nogi przez co się zatrzymał.
- Następnym razem nie spudłuje.
Wychrypiałem i ruszyłem w jego kierunku. Nie spudłowałem. Ale niech chociaż myśli, że ta kulka była dla niego. Chwyciłem go za włosy i pociągnąłem do przodu, bo zapewne biegł do Eldera. Szedłem dalej aż w końcu zatrzymałem się gdy weszliśmy do dużego salonu. Harry siedział na kanapie i grzebał coś w laptopie, totalnie wyluzowany. A, że kanapa była odwrócona do nas tyłem, doskonale widziałem co robi. I tak jak nie miałem zamiaru robić syfu i trzymać się tego, że żadnego nie zabije, tak wszystko poszło się jebać, gdy zobaczyłem, że Elder robi kolejny fotomontaż zdjęć Juliette.
- Lucien?
Powiedziałem nawet nie patrząc na przyjaciela.
- Zadzwonić po ekipę sprzątającą?
Dopytał, a ja się zaśmiałem. Dopiero teraz Harry zdał sobie sprawę o naszej obecności. Odwrócił się w naszym kierunku, ale nawet nie zdążył mrugnąć, natychmiast strzeliłem z pistoletu między jego oczy. Puściłem Petera i popchnąłem go do przodu, doskonale wiedząc, że Harrisowi odpowiadać nie muszę.
- Z tobą zabawie się nieco dłużej.
Fuller chciał się odwrócić by zapewne znów próbować uciec jednak mu na to nie pozwoliłem. Strzeliłem mu w kostkę, a następnie w kolano drugiej nogi. Wydarł się i upadł na podłogę, którą zaczęła brudzić jego krew. Stanąłem nad nim i spojrzałem na jego twarz.
CZYTASZ
Fly Butterfly
RomanceJeden wieczór, jedna impulsywna decyzja i jeden błąd, zmienia dotychczasowe, nudne życie Juliette Keeley. Do tej pory żyła z rozsądku, z tym - co jak jej się wydawało - znała. Jednak wszystko się posypało, ten jeden błąd był zbyt drogi na jej portfe...