33

9.3K 332 56
                                    

Seth.

Nigdy nie chciałem brać Juliette na litość. Nigdy nawet nie próbowałem. Po prostu uznałem, że powinienem wyłożyć wszystkie karty, po tym co stało się tamtego wieczoru. Uznałem, że powinna wiedzieć, że nie jestem tak silny na jakiego mógłbym wyglądać. Powinna znać historie o tym co się stało pięć lat temu, powinna znać prawdę bo przez tą prawdę ją skrzywdziłem. Zdawałem sobie sprawę, że to żadne usprawiedliwienie na to jak się zachowałem w stosunku do niej, ale wspomnienie o Amy i Isabelli było zbyt bolesne bym mógł przejść obok tego obojętnie. Może zacząłem się bać, że i ją stracę? Że gdy już ją pokochałem i ją skrzywdzę? Że doprowadzę do jej śmierci? Wtedy sam bym umarł. Nie potrafiłem funkcjonować bez niej tydzień, nie spałem, mało jadłem. Tylko starałem zająć się psami by te na nowo mnie polubiły, chociaż na tyle by nie warczeć na mnie gdy znajdę się w zasięgu ich wzroku. Pragnąłem ich wybaczenia. Ale najbardziej pragnąłem wybaczenia ze strony Juliette. Chciałem by znów mi zaufała, chciałem znów nazywać ją swoją, swoim motylkiem. Chciałem by wróciła ze mną do domu, bym mógł starać się to odbudować. Chciałem tego wszystkiego, ale wiedziałem, że niekoniecznie mogę to dostać.

A teraz? Teraz patrzyłem jak idzie w stronę wyjścia z cmentarza, bo chce zostawić mnie na chwilę samego z moimi bliskimi, a później wrócić ze mną do domu. Dała mi do zrozumienia, że niepotrzebnie obwiniałem się za ich śmierć, bo to nie była moja wina. I zdawałem sobie sprawę, że może mieć rację. Juliette była szalona, miała głupie pomysły, ale nigdy by nie kłamała, nie w ten sposób. Z jej ust też nie padały słowa których nie była pewna.

Jak tylko zniknęła mi z pola widzenia, wróciłem wzrokiem na nagrobek i te dwa imiona. Wytarłem mokrą od łez twarz i się krótko zaśmiałem bo mogłem się domyślić, jak wyglądałem z boku.

- Brakuje mi was, cholernie mi was brakuje.

Wyszeptałem z gulą w gardle która powoli malała.

- Z pewnością byście się polubiły. Z pewnością Juliette wpadłaby na głupi pomysł, na który byś się zgodziła. A z Izabellą pewnie razem oglądałby bajki. Chciałbym was widzieć we trzy, razem..

Dodałem i uśmiechnąłem się delikatnie.

- Długo nie przychodziłem, właściwie wcale, ale nie potrafiłem.. Nie mogłem gdy cały czas obwiniałem się za ten wypadek.. A Juliette.. Chyba ma rację.. Chyba to nie jest moja wina.. Będę przychodził częściej.. Obiecuję.

Kiwnąłem głową w geście potwierdzenia swoich słów i odetchnąłem głęboko.

- Ona… Gdybyście widziały jak tańczy… Chciałbym spełnić jej każde marzenie, chciałbym to naprawić… By znów mi zaufała i chciałbym by któregoś dnia pozwoliła mi mówić do siebie żono… Chciałbym mieć z nią dzieci, które uczyła by tańczyć, bo sama robi to cudownie. Trzymajcie za mnie kciuki, okej? Wiem, że jestem idiotą. Juliette nieraz mi o tym mówiła, ale nie potrafiłem się do tego przyznać.. Ale miała rację, więc może być ciężko..

Stałem jeszcze chwilę, nic nie mówiąc. Nie wiedziałem co miałbym dodać, skoro one i tak mi już nie odpowiedzą. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę wyjścia z cmentarza. Czułem się znacznie lżejszy niż jak tutaj szedłem. Wyciągnąłem paczkę papierosów i odpaliłem jednego. Miałem nadzieję, że Juliette faktycznie czeka przy samochodzie, że nie uciekła, a przecież mogłaby. Wyszedłem za bramę, skierowałem wzrok na auto i zobaczyłem ją. Stała oparta o maskę samochodu i patrzyła się na chodnik. Dopaliłem papierosa, zgasiłem butem i podszedłem do niej. Dopiero gdy zatrzymałem się obok, uniosła wzrok i wbiła we mnie spojrzenie.

- Jeśli zmieniłaś zdanie, mogę cię odwieźć do Brownów. Nie chcę żebyś wróciła ze mną tylko dlatego, bo jest ci mnie żal.  Chciałbym żebyś wróciła ze mną, gdy będziesz tego naprawdę chciała. Nie chcę cię do niczego zmuszać, tym bardziej, że sama mi powiedziałaś, że już mi nie ufasz.

Fly ButterflyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz