24

8K 334 67
                                    

Seth.

Przez całą noc nie zmrużyłem oka. Siedziałem na ławce i zastanawiałem się, czy kwiaty dotarły do Juliette. Jeśli tak, to jak zareagowała? Tego nie mogłem przewidzieć. Może się ucieszyła? Może zaczęła panikować gdy zdała sobie sprawę o znaczeniu ilości róż? Mogłem się tylko zastanawiać jaka była jej reakcja, ale i tak się nie dowiem jak faktycznie było. Nie miałem zamiaru poruszać tego tematu i wywierać na niej jakiejkolwiek presji. Sam doskonale zdawałem sobie sprawę o znaczeniu ilości danych kwiatów w bukiecie. Dlatego te liczby wydawały się być najbardziej odpowiednie. Chciałem jej dać do zrozumienia w ten sposób, co do niej czuję bo nie byłem pewien, czy będę w stanie powiedzieć jej to w oczy, nie wiedząc jakie są jej uczucia. Nie miałem pewności, a nie chciałem ryzykować odrzuceniem. Wtedy wszystko by się spierdoliło, wiem o tym.

Nie miałem pojęcia która była godzina, ale zdecydowanie musiało być południe. Słyszałem policjantów za drzwiami, innych niż do tej pory więc musieli się zmienić. Paliłem papierosa i czekałem, aż któryś z nich w końcu się pofatyguje i wezmą mnie na przesłuchanie, albo w ogóle ktokolwiek do mnie przyjdzie. 

Po kolejnych kilkunastu minutach, w końcu drzwi się otworzyły. Uniosłem głowę i spojrzałem na starego Draycone. Był wyraźnie z siebie zadowolony, a to oznaczało tylko jedno: jestem wolny. Podniosłem się z ławki i podszedłem do krat.

- Wszystko załatwiłem, możesz wyjść.

Powiedział pewnie, tym samym potwierdzając moje domysły jednak po jego minie widziałem, że jest coś nie tak, że jest jakieś “ale”. 

- Ale…

Robił napięcie, a ja naprawdę już nie miałem cierpliwości, po tym wszystkim co wydarzyło się od wczoraj.

- No wyduś to z siebie, Henry.

Wypaliłem, a on zaczął się śmiać.

- Ale wypuszczą cię za pięć dni. Juliette mnie o to poprosiła, jak to powiedziała “za idiotyzm też się trafia za kratki” i chce przeczekać aż jej się okres skończy. Zatęsknisz, docenisz i takie tam.

Machnął dłonią, a mnie krew zalała. To są, kurwa, jakieś żarty. Przecież Juliette nie wpadłaby na taki pomysł. Z drugiej strony, po niej można spodziewać się dosłownie wszystkiego, więc cholera wie.

- Powiedz, że się zgrywasz. 

I znów zaczął się śmiać. Nie żartował, on mówił serio. Ja pierdole. Przysięgam, Juliette na dupie przez tydzień nie usiądzie, jak już mnie wypuszczą i ją dorwę. Wiedziałem, że jeśli Draycone mówi, że wypuszczą mnie za pięć dni, to ani minuty szybciej i to wkurwiało mnie najbardziej.

- Zadbam o to, byś miał wystarczająco fajek i dobre żarcie. A no i naładowany telefon, bo podejrzewam, że jak już wyjdziesz to pierwsze co zrobisz, to do niej zadzwonisz.

Przejechałem dłonią po twarzy. Pięć dni. Pięć, pierdolonych, dni. Kurwa mać.

- Chociaż niech dadzą mi tą komórkę.

Rzuciłem, a on spojrzał na mnie jak na debila.

- Żartujesz? Nie byłoby w tym zabawy, skoro mógłbyś w każdej chwili do niej zadzwonić czy napisać. 

Wziąłem głęboki oddech.

- Zrobię wszystko, Henry, wszystko, kurwa, ale niech mnie dzisiaj wypuszczą. 

Wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Od razu zaprzeczył ruchem głowy.

- Pięć dni, Reid. 

Fly ButterflyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz