5

11.7K 394 119
                                    

Juliette.

Usiadłam na fotelu, bo miałam wrażenie, że jego słowa zwalą mnie z nóg. Ta cisza mnie dobijała. Miałam ochotę krzyknąć "no zarycz, no", ale na szczęście zanim to zrobiłam, on zaczął mówić.

- Wystarczy twój jeden podpis i zapominamy o Rolls Royce, o Mercedesie który ukradłaś i też zniszczyłaś.

Powiedział będąc oazą spokoju, a ja oburzona skierowałam w jego stronę palec wskazujący.

- To ty zostawiłeś kluczyki w stacyjce z nieznajomą w środku. Czego się spodziewałeś? Każdy normalny by się tak zachował i skorzystał by z okazji. Chociażby po to by się przejechać taką furą.

Wyraźnie zaskoczony moimi słowami, uniósł brew do góry.

- Czyżby?

Westchnęłam. Dobra, nikt nie ukradł by samochodu nawet z kluczykami w środku.. Kawa na ławę. Może jak powiem mu co się stało, to ten da mi fory. Może zrobi mu się mnie żal i odpuści? Wiem, wiem.. Nadzieja matką głupich, ale przecież nadzieja umiera ostatnia.

- Jak zdążyłeś się zorientować, miałam wziąć ślub. W piątek miałam panieński, mój narzeczony kawalerski w tym samym klubie. Szczęście chciało, że nakryłam go na seksie z inną. Pech chciał, że pomyliłam samochody i zamiast jego Bentleya, poturbowałam twój samochód. Swoją drogą, w nocy wydawały się być identyczne. No i uciekłam. Do ślubu nie doszło, no bo też uciekłam. Ukradłam ci auto i znowu uciekłam, bo zorientowałam się, że to tobie zniszczyłam samochód, a jednak chciałabym żyć. No i to auto też zniszczyłam, ale też przez przypadek. Szpilka mi się zaklinowała, a jak próbowałam wyciągnąć to nacisnęłam mocniej pedał gazu i masz babo placek.

Powiedziałam na jednym wdechu, ostatecznie wyrzuciłam ręce do góry by dodać więcej dramaturgii mojej historii. Po jego minie widziałam, że ma dość. Też bym miała gdyby ktoś tyle gadał. Jak nie odpuści, zniszczę go swoim słowotokiem. Obiecuję.

O szantażu Petera nie wspomniałam, bo to nie jego sprawa. Ale może warto wspomnieć, że możliwe, że zostanę bez pracy, a nie chciałabym iść pod latarnie by jakoś spłacać swoje zbrodnie?

Przejechał dłonią po twarzy. Widziałam, że bije się sam ze sobą czy na pewno chce to powiedzieć, ale w końcu powiedział.

- Jeden podpis, Juliette i jesteśmy kwita.

Powtórzył. A ja nie przypominałam sobie bym się przedstawiała.. Z drugiej strony, ktoś taki jak on zapewne nie ma problemu ze znalezieniem kogoś w Miami. W końcu musiał do mnie jakoś trafić. Chociaż nie ukrywam, jest szybki.

- Gdzie i po co?

Dopytałam, a na jego usta znów rozciągnęły się w uśmiechu. Wolałabym wiedzieć co podpisuje i w jakiej sprawie.

- Na akcie małżeństwa. Najwyższa pora bym się ustatkował.

To jest ta technika palca zagłady, bo aż mi się zrobiło przez chwilę słabo. W tym momencie dziękowałam sobie w myślach, że usiadłam na tym pieprzonym fotelu, inaczej to ja padła bym jak długa.

Czy on jest normalny? Może mama go upuściła na podłogę gdy był mały? Z dużej.. Bardzo dużej odległości.

Przyglądałam mu się próbując znaleźć jakąś wskazówkę, że jest to żart, ale on nie żartował. Mówił poważnie.

- Okej. Wyjaśnijmy sobie coś...

Układałam sobie słowa w głowie, bo właściwie nie byłam pewna co chce powiedzieć. Nie takiej propozycji się spodziewałam. Może był przystojny, ale nie ochajtam się z facetem którego nie znam.

Fly ButterflyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz