4. Mądrości

3 0 0
                                    

– Elisa!

Lisa przekręciła się na drugi bok. Stłumiła jęk. Went już nie spał. Po odgłosach dobiegających z drugiego pokoju domyśliła się, że okupował jej laptop. Nie czuła się ani przesadnie wyspana, ani zbyt zmęczona, ale wstawać o siódmej rano jej się nie chciało. Owszem, może i nie potrzebowała snu, tak samo jak nie musiała sikać, ale lubiła to. I jedno i drugie. Czasem spała, chociaż ten sen przypominał raczej zawieszenie pomiędzy świadomością a nieświadomością. Czasem też sikała, tyle że jej siki do zwykłych sików nie były zbyt podobne. Miała dietę dwuskładnikową, w związku z czym dysponowała tylko dwoma składnikami, jeśli chodziło o wszelkiego rodzaju wydzieliny. Na logikę. Kiedy została wampirem kilkadziesiąt lat temu, po prostu przyjęła to do wiadomości. Stan ten różnił się od tych, o których czytała czy słyszała, ale szybko przeszła nad swoją nową naturą do porządku dziennego. Zresztą i tak nie miała wyjścia. No i była cynikiem. Chyba największym, jakiego widział ten świat. Nie pamiętała, jak to się stało. Możliwe, że wracała pijana z jakiejś wiejskiej potańcówki i jej ludzkie życie zakończyło się w którymś rynsztoku. Możliwe było wszystko, Lisa jednak nie bardzo starała się przypomnieć sobie cokolwiek. Po co? Następnego dnia obudziła się we własnym łóżku, wstała i poszła pomóc matce w polu – nieważne, że na jej widok wszystkie krowy uciekły.

Wiedziała tyle, że zwierzęta jej nie lubią, że Went ją lubi, że słońce ją strasznie drażni i dłuższy kontakt z promieniami sprawia, że wygląda jak spalony placek, że lubi polować i że jest prawdopodobnie najgroźniejszym drapieżnikiem na ziemi.

Poprawka – była. Aż do wczoraj. Nie miała jednak pojęcia, czym były istoty, które widziała w nocy. Domyślała się, że stan tej błogiej niewiedzy potrwa dłuższą chwilę, ale jednak tylko chwilę. Za sprawką Wenta, rzecz jasna, który będzie szukał, dopóki nie znajdzie czegoś sensownego, a przy okazji zasypie ją masą pytań. Momentami żałowała, że jej się to nie śniło. Nawet przy najlepszych chęciach nie mogłaby uznać tego za sen – jej mózg pracował na takich obrotach, których Went sobie nie wyobrażał, mimo że ciało, technicznie rzecz ujmując, było martwe. Oczywiście gdy jej życie uległo zmianie, to znaczy kiedy przestało być dosłownym życiem, stało się życiem prawdziwym. Tak to pojmowała Elisa. Cały ten wampiryzm... Osiemdziesiąt lat wcześniej nie miała o tym większego pojęcia, w dodatku musiała zrewidować wszystkie swoje poglądy i całą wiedzę, uczyć się na błędach, a mało ich nie było. Matka w pewnym momencie zorientowała się, że coś jest nie tak, zauważyła uczulenie na słońce, stwierdziła, że Elisę opętał demon, więc w końcu, zamiast wyjść za mąż, Lisa wyprowadziła się z rodzinnego domu. Jakiś czas temu osiadła na zadupiu i tkwiła tu do dziś. Ludzie na początku postrzegali ją jako ją, później jako jej córkę, później wnuczkę, a ona cieszyła się z tej wielkiej ślepoty, która nie pozwalała im dostrzec tego, że jest jedną i tą samą osobą. Obecnie Elisa była już swoją trzecią albo czwartą generacją, co ją nawet bawiło. Bawiło i cieszyło, bo najzwyczajniej w świecie nie chciało jej się ruszać stąd tyłka.

– Elisa! Elisaelisaelisaelisa!

A, no i miała tu Wenta. Jedyną osobę, na której jej zależało. Której zależało na niej. Jęknęła cicho i nakryła głowę poduszką.

– Wiem, że mnie słyszysz – odezwał się Went po raz kolejny. – Wcale nie mówię do siebie, nie będziesz mi mogła tego wytknąć, bo masz super słuch, a ja będę mówił i mówił bez sensu, dopóki się tu nie zjawisz. Jestem głodny i bardzo chcę zjeść cokolwiek, nie wymiotując tego posiłku, który prędzej czy później zjem, na myśl o tym, co wczoraj zaszło. Przyjdź więc i pomóż mi odkryć, co takiego nawiedziło nasze urocze, ciche miasteczko... Elżbieto!

Elisa odrzuciła poduszkę i uniosła głowę. Jak on ją nazwał?

– Elż...

Zakryła mu usta dłonią, zanim zdążył pomyśleć o dokończeniu wypowiedzi. Nachyliła się ku niemu, przysłuchując się szybkiemu biciu serca.

LatawceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz