Później wcale nie było lepiej. Went, gdy Elisa znów postawiła go na ziemi, zaczął bredzić od rzeczy bzdury o wspaniałej miłości. Najgorsze było to, że nie miała pojęcia, jak wyciągnąć go do końca z tego stanu. Wyglądało to tak, jakby jego umysł rozdzielił się na dwoje, jedna strona była normalnym Wentem, który potrafił powiedzieć matce, że wyjeżdżają znów na ferie i się nawet przy tym nie skrzywić, druga zaś była Wentem – bucem, która bredziła trzy po trzy o wielkiej, straconej miłości i rozrywającej serce tęsknocie. Lisa nigdy z nikogo nie zdejmowała uroków, nie była żadną wiedźmą i żadnej nie znała, ale z informacji, które dotychczas zebrali wynikało, że ludzie popełniali przez Latawce samobójstwa. Nie mogła do tego dopuścić.
Dlatego pierwszym, co zrobiła po wejściu do domu, było zamknięcie drzwi na wszystkie możliwe zamki. Potem porzuciła Wenta w przedpokoju – i tak nigdzie nie był w stanie pójść, bo jedynie gapił się melancholijnie w dal – i pozamykała i pozasłaniała okna. Miała mocne rolety, przez które nic nie było widać. Wróciła do Wenta po kilku chwilach, pomogła mu zdjąć wierzchnie ubranie i jak już został w spodniach i podkoszulku, chwyciła go pod ramię i wepchnęła do łazienki. Odkręciła zimną wodę pod prysznicem, popchnęła zaskoczonego przyjaciela tak, by znalazł się w środku i zastąpiła mu drogę. Objęła dłońmi jego twarz, by patrzeć w oczy. Went zaczął się trząść po dwóch minutach, nawet chciał się wydostać, ale nie pozwoliła mu. Kiedy jego spojrzenie zaczęło nabierać przejrzystości, kazała mu zostać, zresztą i tak nie zdążyłby wyjść, i przeszła szybko do kuchni. Zdawała sobie sprawę z tego, że prysznic uroków nie zmywał, ale chciała jedynie, aby wróciła jego świadomość, ta prawdziwa, a nie narzucona. Chociaż na chwilę. Went wcale nie był słaby, mimo że może na takiego wyglądał. Umysł też miał silny i to akurat było widać w tych przebłyskach normalnego rozumowania. Walczył. Potrzebował tylko odrobinę pomocy.
Za taką pomoc Lisa uznała zimną wodę i aroniową nalewkę, którą ukryła głęboko w szafce przed laty. Trunek zdążył nabrać tak zwanej mocy urzędowej, więc już sam zapach przywracał człowieka do pionu, by niedługo potem smak mógł go położyć w poziomie. No, cóż. Zajrzała pod prysznic, wyciągnęła Wenta i oparła go o ścianę. Patrzył na nią z wyrazem twarzy mówiącym, że zgłupiała. Nie mógł nic powiedzieć, bo przez drgawki wywołane lodowatą wodą jeszcze przygryzłby sobie język. I wiedział to. Dlatego milczał, zaciskając usta. Doszedł do wniosku, że zdąży ją jeszcze ochrzanić za to, że zamierzała zamrozić mu mózg.
– Pij – warknęła Elisa, wciskając kieliszek w jego rękę. Nie mógł go jednak utrzymać, więc wspaniałomyślnie mu pomogła.
Went wypił zawartość szybko i skrzywił się, a potem zakasłał. Lisa dolała znów, i znów zakasłał, kiedy wypił. Efekt na szczęście poczuł – przestał myśleć, że zamarznie. Zrobiło mu się tak przyjemnie ciepło, że zignorował nawet przemoczone ubranie. Osunął się po ścianie, by usiąść na podłodze.
– Mam nadzieję, że wzięłaś mi jakieś spodnie na zmianę – bąknął, rzucając przyjaciółce spojrzenie spod byka.
Lisa obserwowała go dłuższą chwilę, a potem zaśmiała się histerycznie. Usadowiła się obok niego, nalała nalewki do kieliszka i sama wypiła, po czym znów nalała i podała mu.
– Buc – stwierdziła.
– Nie wiem, co ty dodałaś do tej nalewki, ale... wow. Umarłego by obudziła – stwierdził, wypijając po raz kolejny.
– Człowieku, nie chcesz wiedzieć, ile ona ma lat.
– Fakt, nie chcę – potwierdził, odbierając butelkę od Lisy.
– Ej! – krzyknęła. – Nie będę leczyć twojego kaca! Wystarczy, że urok próbuję!
Went uśmiechnął się szeroko.
CZYTASZ
Latawce
FantasyCyniczna wampirzyca, która ma gdzieś to, że jest wampirem i zachowuje się bardziej jak człowiek, wyznając filozofię „slow life", a także rudy nerd, który ma życiowo przechlapane już przez samo to, że jest rudy, trenuje gimnastykę i zbyt dużo myśli...