16. Las, który gra

3 0 0
                                    

Po dostatecznie długim marszu, czyli kilkunastominutowym, w ciszy, przeszli pomiędzy drzewa. Ruszyli wzdłuż drogi, z której zeszli, tyle że w kierunku przeciwnym do tego, w którym stał dom staruszki.

– Jak pozbyć się uroku Latawca? – zapytał Went, marszcząc czoło.

– No, nie wiem, można na przykład wyrwać ci język – podsunęła Lisa, a Went wytrzeszczył na nią oczy. – Wtedy nie musiałabym przynajmniej słuchać tych bredni o wielkiej miłości – wyjaśniła.

– Bardzo zabawne – skomentował.

– Właśnie nie bardzo – poprawiła go. – Bo nie mam pojęcia, co z tym zrobić. I mam szczerą nadzieję, że czarownica pomoże. Jak już ją znajdziemy.

– A jak ją rozpoznamy? – zapytał Went, naciągając czapkę bardziej na czoło. Jego rude włosy wystawały spod grubego materiału jak sterczące zapałki, które rozmyśliły się w połowie zapłonu i zamiast zgasnąć, tylko się żarzyły.

– Podobno było na to wiele sposobów. Nie bez powodów też palono je na stosach. – Went wzdrygnął się. – Słyszałam, że trzeba popatrzeć takiej głęboko w oczy, ponoć nie odbija się w nich światło.

– A co? – zapytał z przestrachem.

– Nie wiem. – Lisa wyminęła kolejne drzewo. – Jakieś zwierzę.

– Aha – skomentował jej wypowiedź Went. – Nie podnosisz mnie na duchu. Nic mnie tu nie podnosi na duchu...

– Żeby tylko tu – mruknęła. – Musimy znaleźć jakąś chatę. Kolejną. Zbliża się południe, łazimy tu już ze cztery godziny i jak na razie spotkaliśmy obłąkaną staruszkę nawracającą do miłości.

– Miłość jest zagadką – powtórzył słowa kobiety Went. – Nic odkrywczego. Tylko jak niby rozwiązać tę zagadkę? I co ona oznacza?

– No, nie wiem – powtórzyła Lisa, rozłożyła ręce, po czym wepchnęła je do kieszeni. – Może to, że w obliczu miłości durniejemy? Ale to akurat żadna zagadka. I żadna nowość.

– Hm – Went zamyślił się.

Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale jego mózg zwalniał obroty i nic pożytecznego nie podpowiadał, więc zamilkł. Miał wrażenie, że znowu coś odwalił. Lisa nie była zachwycona. A on nie pamiętał co. Gdyby pamiętał, życie byłoby przecież zbyt proste, nie? Po kolejnych dwudziestu minutach Elisa zatrzymała się nagle, co poskutkowało tym, że na nią wpadł. Obił sobie czoło od jej pleców, syknął, potarł je i przystanął obok niej. Od razu popatrzył w tę samą stronę.

– Co tym razem? – zapytał, nie widząc niczego.

– Słyszę muzykę – odezwała się, lekko wytrącona w równowagi.

– Muzykę? – powtórzył, jakby chciał upewnić się, czy mają na myśli to samo znaczenie tego słowa.

– Tak, muzykę – potwierdziła, nasłuchując. – Ktoś gra na skrzypcach. – Spojrzała na niego. – A wiesz, co to oznacza?

– Że mamy przerąbane? – podsunął.

Lisa wywróciła oczami.

– Że gdzieś tu ktoś mieszka.

– No! – rozradował się Went. – Czyli będziemy mieć przerąbane. I to po całości. Czuję to w kościach.

Powlókł się za Elisą z mniejszym entuzjazmem, niż na początku. Dziwnie było iść ku źródle dźwięku, którego się nie słyszało. Poza tym to trochę jak w tych wszystkich filmach – wszystko, co niezrozumiałe, zazwyczaj nie kończyło się dobrze. A Went nie rozumiał, skąd muzyka w środku lasu i to w lutym? Dopiero po pięciu minutach marszu do jego uszu zaczęły docierać strzępki jakiejś melodii. Zmarszczył czoło. Im było bliżej, tym głośniej.

LatawceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz