9. Pić i żyć. Albo nie pić

4 1 0
                                    

Wszystkie decyzje, z którymi się borykali, były w pewien sposób trudne. Każdy inaczej pojmował swoje problemy. Lisa znalazła się w takiej sytuacji po raz pierwszy w życiu. Po raz drugi ktoś chciał jej pomóc, ale po raz pierwszy ona bała się po tę pomoc sięgnąć. Wtedy nie miała pojęcia, jak to się skończy. Dziś była o wiele bogatsza w doświadczenia. Nie mogła pozwolić na tak wielkie przywiązanie, ani Wentowi, ani sobie. Zwłaszcza Wentowi. Chciała, aby miał w miarę normalne życie, mimo że się przyjaźnili.

Wróciła do mieszkania dopiero po godzinie ciągłego biegu, cała mokra i jeszcze bardziej wycieńczona. Zapach Wenta unosił się w powietrzu jak jakiś narkotyk. Był tak gęsty i słodki, że kręciło jej się w głowie. Kiedy weszła do pokoju, zrozumiała, dlaczego czuła go aż tak intensywnie. Ukłucie w palec było niczym w porównaniu ze szklanką wypełnioną krwią prawie po brzeg. Went siedział na kanapie i szczerzył się wesoło, z jego skroni spływała kropelka potu, a cera szkliła się w domowym świetle, jakby była przezroczysta. Albo zemdlał wcześniej, albo miał zamiar to zrobić zaraz.

– Nie chcesz ode mnie, to masz ze szklanki – oznajmił na widok jej zdębiałej miny. – Chociaż tyle, dopóki nie wyjdziesz na obiad.

Lisa roześmiała się histerycznie.

– Szkoda, że litra sobie nie spuściłeś! – krzyknęła. Podeszła do stołu na chwiejnych nogach, przeskakując wzrokiem od niego, do szklanki.

Went, nie przestając się szczerzyć, wstał ciężko, podniósł szklankę i wepchnął w ręce Elisy.

– Dopóki jest ciepła – powiedział ponaglająco.

Lisa zaśmiała się raz jeszcze, po czym już z o wiele mniejszą niechęcią zniknęła w łazience, przy okazji nasłuchując, czy jej przyjaciel się tam czasem nie przewraca. Szklanka. To było co innego. Nie powinien tego robić, fakt, ale nie mając z nim bezpośredniego kontaktu, nie doprowadzi do sytuacji mogącej uchodzić za krytyczną. W ogóle, jakby ktoś to zobaczył... Nie mieliby życia. Oboje. Społeczeństwo było wybitnie zacofane. Westchnęła, wciągając do płuc słodki aromat, po czym zamknęła oczy i opróżniła szklankę.

Nie potrafiła dokładnie opisać tego, co czuła. Ulgę, przede wszystkim. Bicie własnego serca, chociaż wiedziała, że ono bije tak wolno, że żaden lekarz i żadna aparatura by tego nie wychwycili. Czuła też podniecenie, chociaż nie powinna była tego czuć. Zdarzało jej się to niezwykle rzadko. W sumie raz. Wiedziała, co to oznacza i sama przed sobą się do tego nie przyznawała. Poza tym czuła, jak pragnienie się zmniejsza. Jak głód, którego normalny człowiek nie był w stanie sobie nawet wyobrazić, łagodnieje do znośnego poziomu. Oczywiście nie zniknie całkowicie, dopóki porządnie się nie naje, ale jednak zmalał, a to było już coś. Kiedy skończyła, otworzyła oczy i niewidzącym wzrokiem spojrzała w lustro. Oblizała wargi. Obserwowała, jak fioletowe żyłki stają się niewidoczne dla ludzkiego oka, jak wracają do normalnego stanu. Tego właśnie też chciała oszczędzić Wentowi. Znał ją od jej kobiecej strony, nigdy nie widział, jak wygląda, gdy się pożywia. I nigdy nie miał zobaczyć.

Lisa westchnęła i spojrzała na trzymaną w ręce szklankę. Opłukała ją pod bieżącą wodą, po czym przebrała się w pierwsze lepsze suche rzeczy i z ociąganiem wróciła do pokoju. Went siedział tam, gdzie wcześniej. Był jeszcze bledszy, ale wciąż się uśmiechał.

– Głupek – rzuciła, odstawiając szkło do zlewu.

– Nie ma za co – stwierdził wesoło.

Z czego się tak cieszysz – warknęła, ale w jej głosie nie było złości. Była ulga, którą wciąż czuła.

– Jesteśmy przyjaciółmi – powtórzył.

Elisa usiadła obok niego i wyciągnęła dłoń.

– Daj rękę – poleciła.

LatawceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz