W mieszkaniu Elisy zasłony wciąż były zasłonięte. Miało to dwa powody. Pierwszy: nie chciało jej się ich odsłaniać, drugi: słońce w zimie też czasem świeciło – i niekiedy było mocniejsze od tego w lato. Co prawda przewaga chmur ułatwiała poruszanie się za dnia i to znacząco, ale jednak spłonąć żywcem na ulicy to ona nie chciała. Went zrzucił buty na środku niewielkiego przedpokoju i od razu podszedł do biurka. Rozbierał się, siadając, żeby nie tracić czasu. Wydawać by się mogło, że on akurat im się kończył. Lisa natomiast skierowała swoje kroki do łazienki. Nie przejmowała się w tym momencie ani płaszczem ani zaśnieżonymi butami, chciała jedynie jak najszybciej pozbyć się obiadu z żołądka. Zamknęła drzwi i oparła dłonie o umywalkę. To, że odbicia wampira nie widać w lustrze było mitem. Widziała siebie bardzo dokładnie. Aż za bardzo. Drobne fioletowe żyłki rozciągające się siateczką pod całą jej skórą dostrzegała tylko ona. Ludzie widzieli biały, miejscami siny odcień i myśleli, że po prostu jest tak blada. Przyłożyła rękę do brzucha i nachyliła się. Odpływ umywalki nie był zbyt ciekawy, ale nie miała wyjścia. Organizm sam zareagował. Zanim zaczęła wymiotować, przezornie uklęknęła nad muszlą klozetową. Za każdym razem dziwiło ją to, że jej żołądek potrafi zwracać cokolwiek. Tak naprawdę funkcjonowały tylko żyły i mózg. Cała reszta organów, poza sercem, jelitami i tym podobnymi, była jakby zbędna. To w kłach miała niewielkie kanaliki pozwalające jej zaspokajać głód. Dobrze, że posiadała umiejętność cofania ich do wysokości pozostałych zębów. Były ostro zakończone, ale nie rzucały się w oczy aż tak, jak wtedy, kiedy wystawały. Rzyganie jednak do najprzyjemniejszych nie należało, nawet jeśli się nie do końca żyło. I to była jedna z niewielu czynności, które sprawiały jej ból.
– Żyjesz? – Usłyszała głos Wenta za drzwiami.
Spojrzała na zawartość muszli. Wyciągnęła rękę, spuściła wodę i nachyliła się bardziej.
– Przecież nie – stęknęła, znów wymiotując. Na litość boską, nie zjadła aż tyle...
– Pomóc ci? – zapytał.
– W rzyganiu?! – zdziwiła się i zakasłała. Jeszcze raz spuściła wodę, po czym usiadła pod pobliską ścianą.
Went wszedł do środka. Popatrzył na nią i skrzywił się.
– Teraz wyglądasz, jakbyś nie żyła – stwierdził.
– Ja nie żyję – przypomniała mu, ciszej niż zazwyczaj.
– Gdyby tak było, to nie można by cię było zabić – skomentował z uśmiechem. Podszedł do niej i wyciągnął rękę.
– Co ty robisz? – zapytała głupio.
– Chcę pomóc ci wstać.
Lisa zaśmiała się i podniosła o własnych siłach.
– Wleciałbyś do sąsiadki przez ścianę – mruknęła, wymijając go. – Chodź, już okej.
Wzięła książkę porzuconą na stole, rozsiadła się wygodnie na kanapie i zaczęła przerzucać kartki tak szybko, jakby na brzegach stron była narysowana jakaś historyjka, którą można było odkryć i wprowadzało się w ruch tylko w ten właśnie sposób.
– Wpisuj w wyszukiwarkę „demony słowiańskie" – powiedziała, skupiając się na opasłym tomiszczu. – Zaraz powinnam znaleźć najbardziej pasujące.
Went pokiwał głową. „Bestiariusz słowiański" Zycha i Vargasa w podwójnym wydaniu miał czterysta czterdzieści stron wraz z indeksem. Wierzył, że Lisa znajdzie właściwego demona szybko, zwłaszcza że tylko ona widziała w nocy to, o czym mówili w wiadomościach.
– Wąpierz?! – krzyknęła nagle, nachylając się nad książką. – Co to niby jest wąpierz?!
Went spojrzał na nią głupio.
CZYTASZ
Latawce
FantasyCyniczna wampirzyca, która ma gdzieś to, że jest wampirem i zachowuje się bardziej jak człowiek, wyznając filozofię „slow life", a także rudy nerd, który ma życiowo przechlapane już przez samo to, że jest rudy, trenuje gimnastykę i zbyt dużo myśli...