23. Prezent z przypadku

2 0 0
                                    

Elisa płakała. Went opierał się bardziej o nią, niż o ścianę, i trzymał ją w ramionach. Albo to ona trzymała jego? Trząsł się tak, że nie wiedział, czy ona również drży, czy nie. Przez moment nie do końca też wiedział, co się stało, wszystko go bolało, a najbardziej płuca i gardło. Odnosił wrażenie, jakby przemieściły się z klatki piersiowej i zatrzymały gdzieś indziej, w postaci mniej stałej, bardziej jakby zmiażdżonej. Domyślał się, że to tylko takie wrażenie, w końcu właśnie przebiegł z kilometr. Niemal bez zatrzymania, w nawałnicy i mrozie, chcąc uniknąć zderzenia z natrętnym Latawcem. Nie uniknął, ale dobiegł i Bóg mu świadkiem, nie miał pojęcia, jak tego dokonał. A teraz? Zastanawiał się nad dwoma rzeczami: czy czasem za moment nie rozleci się na kawałki? I czemu Elisa płakała?

Rozumiał natomiast, o co chodziło z urokiem wampira. Dziewczyna, którą trzymał w ramionach, okazała się... najważniejsza na świecie. Dla niego. Tyle że on już to wiedział, zanim się tu zjawił. Teraz jedynie odczuwał to wyraźniej. Czuł jej łzy na swojej szyi, szybki oddech, chłodne wargi, nie czuł jednak samego ugryzienia. Odetchnął głęboko po raz kolejny, przytulając ją mocniej. Niemal zanurzył twarz w jej włosach. Zamknął oczy i po prostu oddychał, wdychając zapach jej skóry, jej perfum.

– Przepraszam... – szepnęła Elisa przez łzy gdzieś w przestrzeń. – Przepraszam... Przepraszam, to nie powinno tak się skończyć...

Went nie rozumiał, za co go przepraszała? Zmarszczył czoło, przesuwając dłońmi po jej plecach. Chciał coś powiedzieć, ale ubiegła go. No i chyba nie był w stanie.

– Wszystko to – szeptała Elisa, połykając łzy – powinno wyglądać inaczej... Nie chciałam tego, Went, chciałam, żeby to, co działo się między nami, było naturalne – wyrzucała z siebie trochę niezrozumiale. – Chciałam, abyś pokochał mnie sam z siebie, a nie dlatego... nie dlatego, że to na tobie wymusiłam, Went, ja...

Co? Went zamrugał. O czym ona mówiła? Uniósł lekko głowę i potarł nosem płatek jej ucha. Próbował zrozumieć, ale myślenie mu teraz kiepsko szło.

– Went – Elisa natomiast nie dawała za wygraną. – Zrobię wszystko, żebyś tego nie czuł, tego przymusu... Nie mogę cię stracić... – Zaniosła się płaczem, zanim zdążyła dokończyć.

– Brylska – szepnął bardzo cicho, ale wiedział, że go usłyszy. Wyprostował się nieznacznie, by móc na nią spojrzeć. – Co ty bredzisz... – Lisa mrugała zawzięcie. Jej policzki były czerwone, mokre, a oczy załzawione, czarne jak smoła. Went przesunął dłonie z jej pleców, opierając swój ciężar na ścianie, a nie na niej, i ujął jej twarz, by nie próbowała czasem odwrócić wzroku. – Jaki przymus...

Lisa pociągnęła nosem.

– Ten, Went, ten. Tak się nie godzi, wymuszać na kimś... Już raz źle się to skończyło, ja...

– Ty niczego na mnie nie wymusiłaś – przerwał jej. Niby wampir, a taka ślepa. – Brylska – powtórzył. – Pamiętasz, kiedy tydzień temu... – Złapał oddech. – Wkurzyłaś się na mnie po raz pierwszy, bo myśleliśmy, że wylazłem na tory? – Pokiwała głową. Went uśmiechnął się słabo, starł kciukiem łzę z jej policzka i oparł się czołem o jej czoło. – Szedłem wtedy do ciebie – powiedział cicho. – Moja własna matka, z bólem serca uświadomiła mi coś, co przypomniała dziś mimochodem. To, że się w tobie zakochałem. – Lisa przestała płakać. Uniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy. Went wciąż się uśmiechał. – Zakochałem się w tobie już dawno i długo się tego wypierałem. No przecież jesteś Brylska... Moja najlepsza przyjaciółka. – Pokręcił głową, jakby sam nie mógł w to uwierzyć. – A ja się w tobie zakochałem – powtórzył. – Czyli nici z twojego uroku. – Lisa prychnęła cicho, obserwując go uważnie. Na jej twarzy malował się wyraz niedowierzania i ulgi. – Uzależniłem się od ciebie dużo wcześniej, nie musiałaś mnie gryźć, by tak się stało. I szedłem, aby ci to powiedzieć, ale nie zdążyłem, więc standardowo wyszedłem na idiotę.

LatawceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz