22. Nieludzkie trudności

2 0 0
                                    

Went obudził się rano, trochę tylko wyspany. Spojrzał na elektryczny zegarek stojący na szafie. Wskazywał południe, więc w sumie aż tak rano to nie było. Jęknął i opadł z powrotem na poduszkę. Słyszał krzątaninę matki w kuchni. Zadziwiało go to, ile ta kobieta była w stanie stać przy garach? Musiała albo to bardzo lubić, albo równie bardzo się nudzić. Podrapał się po głowie, zwlekł z łóżka odrobinę obolałe ciało i poszedł do łazienki. Spojrzał w lustro, marszcząc nos. Dawno nie trenował. No, dobra, może z kilka miesięcy, ale jak na niego to faktycznie dawno. Powinien był chociaż pobiegać. Wtedy włóczenie się w mrozie po lesie może mniej dałoby mu się we znaki. Teraz jednak bolały go niektóre mięśnie i dziwił się, że tylko one, a nie żadne gardło czy coś. Nie miał jakiejś super odporności. Odkręcił wodę i umył twarz. Jego włosy sterczały we wszystkie strony, powywijane tak, jakby przez tydzień nie widziały grzebienia. Oczy miał trochę podkrążone, ale jakoś niespecjalnie go to przerażało, a poza tym wszystkie elementy wizerunku były na swoim miejscu. Odwiesił chwilę wcześniej wzięty ręcznik i poszedł do kuchni.

– Dzień dobry – przywitała go matka, uśmiechając się szeroko. – Ubierz się synu, bo zmarzniesz.

Went popatrzył po sobie. No tak, miał tylko slipy. Ale mieszkali w bloku.

– Za moment – powiedział, rezygnując z zadania pytania: po co?

– Nie wyspałeś się? – Postawiła przed nim jajka.

– Średnio.

– A może jesteś chory? – Aurelia West przyłożyła rękę do czoła syna.

Went odsunął się nieznacznie.

– Nie, mamo.

– No dobrze – skomentowała kobieta i wróciła do przygotowywania jakiegoś jedzenia. – Dziś jedziemy do galerii, trzeba kupić ci porządną koszulę – oznajmiła.

Went uniósł wzrok znad talerza.

– Po co? – tym razem zapytał.

– Jak to po co? Kochanie! Jutro kończysz osiemnaście lat! Nie możesz wyglądać jak łach na własnym przyjęciu urodzinowym!

Zakasłał.

– Na czym?? – wytrzeszczył oczy na matkę.

Aurelia spojrzała na niego pobłażliwie.

– Na przyjęciu – powtórzyła. – Mówiłam ci o nim. Jutro po południu przyjeżdża połowa naszej rodziny, ta ważniejsza, oczywiście, specjalnie na twoje urodziny. – Klasnęła w ręce, podekscytowana. – Mój synek będzie dorosły!

Went jęknął w duchu. Odsunął od siebie talerz. Jakoś odechciało mu się jeść.

– Idę wieczorem do Lisy – burknął.

Matka westchnęła.

– Oczywiście nie mogę ci zabronić, ale wiedz, że tego nie pochwalam – powiedziała tym swoim pouczającym tonem. – Spędzacie ze sobą dużo czasu. Pewnie nie wrócisz na noc?

– Nie wiem, ale przyjaźnimy się, dlatego spędzamy ze sobą czas.

– Synu, może i jestem starej daty, ale nie jestem ślepa – stwierdziła.

– Ale co? – zamrugał Went, prostując plecy.

– Widzę, jak patrzysz na tę dziewczynę. Ile ona jest od ciebie starsza? Dwa lata? To ty powinieneś być starszy od niej. Wiem, wiem – matka pokiwała głową sama do siebie, kręcąc się nad garnkami. – To przestarzałe poglądy. Wy teraz myślicie inaczej, tak czy siak, zabezpieczacie się?

LatawceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz