Rozdział 40

366 21 1
                                    

~ Ghost ~

W trakcie lotu stan Figo pogarszał się coraz bardziej i z każdą sekundą stawał się agresywniejszy. Oczy zrobiły mu się prawie czarne, na ciele miał ciemne smugi i zaczął dziwnie szczękać zębami, zupełnie jakby chciał nas pozagryzać.
Wiedziałem, że trzeba wrócić do tamtego metra i pozabijać wszystkich tych zmutowanych ludzi bo jeśli rozprzestrzeniało się to poprzez ugryzienie to zrobi się z tego apokalipsa na cały świat.
Musiałem to powstrzymać za wszelką cenę i uratować bezbronnych i narazie niczego nieświadomych cywili.
Najpierw jednak musiałem porozmawiać z Majersem i dowiedzieć się co to za choroba i dlaczego się rozprzestrzeniła. Moją misją było odebranie skrzynki z substancją a jedyne na co trafiłem to stado zmutowanych ludzi.

Słońce powoli zaczęło wschodzić i wyłaniać się spomiędzy chmur. Gdyby nie poważna sytuacja w której się znalazłem to być może potrafiłbym docenić ładny widok, powoli jaśniejącego nieba.
Byłem wyczerpany i jedyne co trzymało mnie jeszcze na nogach to buzująca w moim ciele adrenalina.
Dodatkowo zaczynałem się martwić o Zarrę i Racoona bo miał mnie informować na bieżąco o sytuacji przez specjalną słuchawkę a nie odezwał się ani razu.
Próbowałem kilka razy się z nim kontaktować ale odpowiadała mi cisza.

- Ghost. On tego nie przeżyje a jedynie niepotrzebnie cierpi - odezwał się Soap, podchodząc do mnie.
Reszta była zajęta pilnowaniem rzucającego się Figo.

Przez chwilę stałem w ciszy wpatrując się tępo przed siebie. Nie mieliśmy pewności czy napewno by tego nie przeżył bo być może wystarczyło poczekać na znalezienie lekarstwa ale nie wiedziałem jaka była szansa, że w ogóle takie znajdą. A tym bardziej nie miałem pojęcia ile zajmie im czasu wynalezienie tego antidotum. Mogło to trwać nawet i kilka lat chyba, że Majers zaangażowałby do pracy więcej naukowców a w to szczerze wątpiłem.

Gdy Figo się na chwilę wyrwał i prawie ugryzł trzymającego go Bulleta, podjąłem decyzję. Jako, że byłem dowódcą to na moich barkach spoczywał obowiązek zadbania o swoich ludzi i musiałem podejmować trudne wybory, które wiązały się z postawieniem dobra większości oddziału nad pojedynczym żołnierzem.
Podszedłem do nich powoli z glockiem w ręku ale drogę zagrodził mi Raze.

- Nie. On sobie poradzi, rozumiesz?

Patrzyłem w jego oczy i widziałem w nich nadzieję i upór ale nie działało to na mnie. Rozumiałem, że byli braćmi i dlatego Raze nie był w stanie myśleć racjonalnie bo zawładnęły nim silne emocje dlatego to właśnie ja musiałem to zrobić.

- Zejdź mi z drogi - odezwałem się.

Mój cichy i stanowczy ton spowodował jeszcze większy opór. Raze cofnął się o krok i ustawił w pozycji gotowej do walki.
W tle widziałem jak Figo coraz bardziej się szarpał i reszta chłopaków miała coraz większe problemy, żeby go utrzymać.

- Nie zabijesz go. Nie pozwolę na to. To jest mój brat!

Chciałem okazać mu współczucie albo chociaż pokazać odrobinę smutku ale nie mogłem. W służbach specjalnych nie było miejsca na ludzkie uczucia.

- Powtórzę ostatni raz.. zejdź mi z drogi - powiedziałem, mierząc go zimnym spojrzeniem.

Byłem w tamtej chwili bezlitosnym potworem ale niestety nie miałem innego wyjścia.
Robiłem to też dla dobra Figo bo nie chciałem, żeby cierpiał a poza tym, sam mnie poprosił o śmierć.

- Odsunę się jeśli odpowiesz mi na jedno pytanie - odezwał się cicho Raze. - Czy gdyby zamiast Figo, leżałaby tam teraz ta Twoja kobieta, też byś ją odrazu zabił?

Wiedziałem, że wszyscy na mnie spojrzeli i poczułem w żołądku nieprzyjemny skurcz. Zapadła zupełna cisza, którą przerywał jedynie charczący Figo i dźwięk śmigła samolotu.
W pewnym momencie naprawdę wyobraziłem sobie, że leżała tam Zarra i prawie cofnąłem się o krok do tyłu.
Poczułem wściekłość bo przecież nie powinno go to interesować i powinien słuchać moich pierdolonych rozkazów.
Odepchnąłem go z całej siły i podszedłem do rzucającego się mężczyzny, wycelowałem i nacisnąłem spust.
Rozległ się wystrzał i Figo zamarł w bezruchu z czarnymi oczami, wpatrzonymi gdzieś w górę.
Wszystko to trwało zaledwie kilka sekund więc Raze nie zdążył mnie zatrzymać.
Dopiero gdy do niego dotarło, że naprawdę to zrobiłem, rzucił się na mnie z nożem i próbował wbić mi go w brzuch.
W ułamku sekundy go powstrzymałem, chwytając ręką za ostrze. W drugiej nadal miałem glocka więc przystawiłem mu go do głowy i kazałem się cofnąć.
Puścił nóż i wykonał polecenie a Bullet i Fuse prawie odrazu zabrali mi go z oczu.
Odrzuciłem ostrze gdzieś w bok, zupełnie nie zwracając uwagi na krew, cieknącą mi z rozcięcia.

Wroga Miłość Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz