Rozdział 30

529 28 7
                                    

~ Ghost ~

On w ogóle żyje?

Głos w mojej głowie był dziwnie znajomy ale nie potrafiłem stwierdzić kto to mówił. Tkwiłem gdzieś w ciemnościach a echo tego pytania, ciągle odbijało się w moich uszach.
Nie byłem pewny jak na nie odpowiedzieć. Być może byłem na granicy między śmiercią a życiem.

Ej! Pobudka!

Poczułem szarpnięcie i momentalnie otworzyłem oczy, przy okazji biorąc rozmach i chcąc dopaść wroga swoją pięścią.

- Wyluzuj stary - odezwał się Soap, unikając mojego ciosu.

- Mówiłem, że jest agresywny i niebezpieczny - skomentował stojący przy drzwiach Zack.

Uważnie zlustrowałem ich wzrokiem a następnie zauważyłem rozwalone dokumenty na biurku i zdałem sobie sprawę, że poprostu zasnąłem w trakcie ich porządkowania.
Byłem już tak wyczerpany, że nie pamiętałem momentu gdy mnie odcięło.

- Kurwa.. - powiedziałem i podaliśmy sobie ręce na przywitanie. Dawniej też należał do tej bazy ale został przeniesiony do innej grupy.

Zack przewrócił oczami i wyszedł zostawiając nas samych.
Westchnąłem i usiadłem spowrotem na krześle, na którym jeszcze chwilę temu, spałem jak zabity.

- Gadaj co jest grane - odezwał się Johnny, siadając po drugiej stronie biurka.

John "Soap" MacTavish był jednym z najlepszych snajperów i agentów specjalnych jakich miałem przyjemność poznać. Miał niebieskie oczy i przystrzyżone po bokach czarne włosy, które były ułożone w irokeza. Pod lewym okiem miał bliznę a na twarzy kilkudniowy zarost.
Patrzył na mnie, uważnie słuchając każdego wypowiedzianego przeze mnie słowa. Miał kamienną twarz i ani razu mi nie przerwał gdy opowiadałem wszystko od początku.
Prawie wszystko.

Gdy skończyłem zapadła cisza a po chwili z niedowierzaniem patrzyłem jak Soap krztusił się ze śmiechu.

- Masz tu niezły burdel - wydusił, ledwo powstrzymując następną falę rozbawienia.

- Sprawa jest poważna - warknąłem, przywracając go do porządku.
Od zawsze był wolnym duchem, rzadko kiedy słuchał rozkazów, woląc zrobić wszystko po swojemu ale miało to często fatalne skutki. Mimo to nigdy się niczym zbytnio nie przejmował i miał wszystko totalnie w dupie, co często doprowadzało mnie do szału.

- Okej, okej - uniósł ręce w pokojowym geście, po czym się uspokoił. - Więc jaki masz plan?

Zacisnąłem zęby i odwróciłem wzrok, skupiając się na ścianie. Musiałem walczyć ze sobą, żeby w końcu móc wydusić z siebie te cholerne słowa.

- Nie mam planu. Nie mam pojęcia co robić.

Wiedziałem, że będzie się ze mnie nabijać jak jeszcze nigdy wcześniej. Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę a mimo to, ciężko było mi się opanować, żeby mu nie przywalić w zęby.

-O kurwa nie wierzę! Wielki Ghost nie ma planu! Ahahahhahah!

Siedziałem patrząc na niego pełnym wściekłości wzrokiem i czekałem aż skończy deptać moją dumę.
Po kilku minutach w końcu spoważniał i obaj zaczęliśmy się zastanawiać co zrobić.

- Czekaj.. dlaczego go nie sprzątnąłeś odrazu? Mówiłeś, że podłożyłeś tamtej dziewczynie nadajnik - odezwał się nagle.

Chciałem pominąć tą część historii bo wiedziałem, że jak tylko MacTavish ją usłyszy to udusi się ze śmiechu.
Niestety musiałem to wziąć na klatę i opowiedziałem po krótce kim naprawdę była Zarra i dlaczego sytuacja się tak skomplikowała.
Przez chwilę panowała zupełna, niczym nie zmącona cisza. Johnny patrzył na mnie uważnie, prawdopodobnie czekając aż powiem, że to był żart.
Spodziewałem się kolejnego wybuchu śmiechu ale on tylko pokręcił przecząco głową a na jego twarzy wykwitło rozczarowanie.

Wroga Miłość Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz