Rozdział 42

362 24 10
                                    

~ Zarra ~

Całą noc siedzieliśmy obok siebie i rozmawialiśmy o obecnej sytuacji. Musiałam sporo wyjaśnić bo Racoon nie wiedział co się z nim działo odkąd został zarażony. Wyjaśniłam mu wszystko ze szczegółami a on słuchał w ciszy i patrzył pusto w jeden punkt.
Wyglądał na mocno zamyślonego ale gdy skończyłam mówić, spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.

- To znaczy, że mnie uratowałaś.. - odezwał się, patrząc mi prosto w oczy. - Mam u Ciebie dług.

Czułam się jakby prześwietlał moją duszę na wylot bo jego wzrok był tak głęboki. Poczułam na plecach delikatne dreszcze.

- Nie masz żadnego długu. Tak robią przyjaciele a poza tym Ty też mnie uratowałeś - odparłam.

Nie chciałam, żeby czuł się w jakikolwiek sposób zobowiązany bo przecież on zapewne zrobiłby to samo dla mnie. Każdy człowiek, który posiada ludzkie uczucia dokładnie tak by postąpił.

- Nie uratowałem Cię bo nie dałem rady. I nigdy nie chciałem mieć przyjaciół ale dla Ciebie mogę zrobić wyjątek.

Spojrzałam na niego delikatnie zmieszana i zaciekawiona. Zastanawiałam się nad jego słowami i już chciałam go o to zapytać ale usłyszałam krzyk Joseline, która właśnie weszła do laboratorium.

- Natychmiast stamtąd wyjdź!

Westchnęłam i wstałam z podłogi rozciągając swoje zesztywniałe mięśnie. Dopiero wtedy poczułam jak bardzo zmęczona byłam bo zamiast spać i odpocząć to rozmawialiśmy.
Wyszłam na zewnątrz a Joseline odrazu zamknęła drzwi. Spojrzałam na Racoona a on jedynie przewrócił oczami na zachowanie lekarki.
Parsknęłam śmiechem bo gdyby chciał mnie zjeść to już by to zrobił a ja byłam pewna, że całkiem wyzdrowiał.

- Jesteś jeszcze głupsza niż myślałam - warknęła.

Kazała mi usiąść w dobrze mi znanym fotelu a ja przewróciłam oczami i wykonałam polecenie. Podeszła do mnie i wbiła mi igłę w skórę o wiele mocniej niż zwykle.
Delikatnie syknęłam z bólu ale nic nie powiedziałam.
Już po chwili zobaczyłam w rurce płynącą krew, pobieraną wprost z mojej żyły.
Podczas gdy ja grzecznie siedziałam, Joseline zajęła się badaniem Racoona. Weszła do niego i pobrała krew a następnie znów wróciła i zapewne zaczęła jakieś swoje naukowe sztuczki.

- Niesamowite.. - westchnęła po dłuższej chwili i spojrzała na chłopaka. - Jesteś całkowicie zdrowy. A na dodatek.. Twój organizm zaadaptował jej antygen i teraz również jesteś odporny..

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Cieszyłam się, że Racoon był teraz całkowicie bezpieczny i już nie będzie w stanie się zarazić tym cholernym wirusem.
Zdziwiło mnie, że na jego twarzy pojawiło się dziwne napięcie.

- W takim razie zostaw ją w spokoju i bierz krew ode mnie - odezwał się.

Lekarka pokręciła przecząco głową.

- Niestety to tak nie działa. Musiałbyś być naturalnie odporny tak jak ona - wyjaśniła.

Widziałam jak zacisnął zęby. Nie rozumiałam jego zachowania bo podczas nocnej rozmowy wyjaśniłam mu, że się na to zgodziłam. Nie wspomniałam o prawdziwym powodzie ale to było nieistotne bo i tak chciałam, żeby znalazła lek aby móc go uratować.

- Musisz jeszcze na wszelki wypadek zostać za szybą ale jeśli nie wystąpią żadne niepożądane objawy to będziesz mógł opuścić laboratorium - powiedziała i wróciła do swoich zajęć.

Nie zdążyłam nic powiedzieć bo do środka wpadł Ghost. Zacisnęłam zęby i spojrzałam kątem oka na Racoona, który wyglądał na zdenerwowanego.
Opowiedziałam mu w skrócie, dlaczego wczoraj płakałam i chyba miał to Ghostowi za złe.
Moja złość i żal nadal mi nie przeszły i nie miałam ochoty z nim rozmawiać ale prawie natychmiast w mojej głowie pojawiła się nieprzyjemna myśl, że on nie przyszedł do mnie.
Znów coś zakłuło mnie w sercu.
Podszedł do mnie i uważnie zlustrował mnie spojrzeniem. Nie odezwałam się ani słowem i nawet nie umiałam unieść głowy, żeby spojrzeć mu w oczy.

Wroga Miłość Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz