Miesiąc później.
Uczucie delikatnej dłoni przebiegającej przez jego loki jest tym, co budzi Wilbura ze snu. Westchnął pod wpływem dotyku i nacisnął mocniej miękką dłoń, chcąc więcej.
Zamiast tego ręka cofa się, powodując ciche jęknięcie Wilbura w odwecie.
Otwórz oczy, mój synu.
- Kristin? - Wilbur szepnął w ciemność i jego oczy gwałtownie się otworzyły, a czerwone punkciki słabo oświetlały ciemny pokój. Usiadł na łóżku i delikatnie uwolnił się z ciasnego uścisku Techno. Chłopiec rozejrzał się za matką, a jego oczy zmarszczyły się ze zdziwienia, gdy nie znalazł po niej śladu.
Czy to był tylko sen? Nie, jest pewien, że to była ona.
Drzwi do jego pokoju były szeroko otwarte, a korytarz na zewnątrz był ciemny. Strach przeszedł mu po plecach. To światło nigdy nie gaśnie. Coś było nie tak. Phil obiecał, że zawsze będzie palił to światło i każdej nocy przez ostatni rok rzeczywiście to robił. Do teraz.
Odwrócił się do Techno i potrząsnął jego ramieniem:
- Tech. Obudź się. Coś jest nie tak.Chłopak nie poruszył się. Głęboko zakorzeniony strach poruszył się w jego piersi, przypominając mu te kilka ostatnich dni w Netherze, kiedy Wilbur musiał się obudzić z własnej chorobliwej mgły, aby potrząsnąć bratem. Jeśli spali zbyt długo, mogli się nigdy nie obudzić. Obecnie Techno nie spał zbyt ciężkim snem. Coś było bardzo, bardzo nie tak.
Nie panikuj, Wilbur. Twój brat po prostu śpi. Przyjdź i znajdź mnie, mój synu. Mam ci coś do pokazania.
- Ale jak mogę podążać za tym, czego nie widzę. - Wilbur jęknął w ciemność. Nie lubił ciemności, nigdy nie musiał się z nią zmagać w Netherze. To było przerażające i nigdy nie było wiadomo, co się w środku czai.
Podążaj za światłem, Wilbur. Podążaj za światłem do mnie.
Jak na zawołanie smuga światła ożyła na środku pokoju. Świeciła na złotożółto i ledwo oświetlała podłogę pod nim. Chłopak wyskoczył z łóżka i chwycił swoją bluzę, która leżała zmięta na ziemi u jego stóp. Wygładził ją na białej koszuli nocnej i wychodząc, pospiesznie włożył buty na stopy.
Na wszelki wypadek chwycił świecę ze swojego łóżka i zapalił ją na wypadek, gdyby mgła przed nim zniknęła i zostawiła go samego.
Zostaw świecę, Wilbur. Nie będziesz tego potrzebować. Nie pozwolę ci się zgubić.
Westchnął, ale posłuchał słów matki i odłożył ją z powrotem na łóżko obok Techno, na wypadek, gdyby mimo wszystko się obudził.
Wilbur na palcach podszedł do kuli światła i z podziwem patrzył, jak tańczy wokół niego. Wyciągnął rękę, chcąc go dotknąć, ale w chwili, gdy to zrobił, rozproszyło się to w iskry.
Natychmiast na jej miejscu pojawiła się inna, ale ta znajdowała się na zewnątrz jego pokoju. Poszedł za nią na korytarz, a jego czerwone oczy odbijały złote światło, które emitowała.
Przy każdym świetle, do którego podchodził, odsuwał je, chichocząc, gdy wybuchało delikatnym deszczem złotych fragmentów. Im dalej szedł korytarzem, tym jaśniej świeciło każde światło.
W końcu wszedł do korytarza w nieznanej mu części zamku. Ale światła nieustannie popychały go do przodu i bliżej nieznanego celu. W końcu światła zatrzymały się przed wysokimi świerkowymi drzwiami.
Wilbur patrzył z fascynacją w oczach, jak kula zmienia swój kształt, dopasowując się do szczelin w drzwiach. Wilbur chwycił za uchwyty i pociągnął mocno. Drzwi były ciężkie, zdecydowanie za ciężkie jak na osobę jego rozmiarów. Ogniki najwyraźniej zdawały sobie z tego sprawę i kilka z nich zebrało się, aby pomóc księciu otworzyć drzwi.
CZYTASZ
The Golden Phoenix //PL
FanfictionW jego snach zawsze był jakiś głos. Miękki, melodyjny głos, który śpiewał kołysankę ich matki. Bardziej monotonny, ale równie kochający głos, który obiecał, że pewnego dnia nauczy go walczyć, oczywiście gdy będzie już wystarczająco duży. Kochający g...