7. Och, czy mógłbym być niebem

19 2 17
                                    

Młody chłopak przykucnął pod prowizoryczną wiatą, którą zbudował z przegniłego drewna, i skierował wzrok na kosz na śmieci kilka stóp przed nim.

Gdy słońce zaczęło zachodzić za horyzontem, spadły na niego płatki śniegu. Warto było zobaczyć zachód słońca, gdy zamarznięta woda parzyła jego skórę, nawet jeśli przesłoniły go burzowe chmury.

Jego żołądek zaburczał głośno i wydał z siebie jęk. Objął się ramionami, gdy dudnienie ustało i ból ustąpił.

Tylko trochę dłużej. Wyrzucają śmieci godzinę po zamknięciu. Wytrzymaj trochę dłużej. Mówi sobie.

Chłopiec sięgnął do tylnej kieszeni zabłoconej kurtki, która chroniła go przed zamarznięciem na śmierć, aby ogrzać zdrętwiałe palce. Musiał znaleźć lepsze schronienie, zanim burza śnieżna nawiedzi królestwo. W przeciwnym razie nie minęłoby wiele czasu, a stałby się kolejną sierotą zamarzniętą na poboczu ulicy.

Brzęczący dźwięk zaskoczył chłopca i pobiegł z powrotem do kąta, tak szybko, jak tylko mógł. Po chwili zdecydował się zaryzykować spojrzenie. Dostrzegł czubek różowych włosów i wiedział, że to ona. Uczennica piekarza, który co wieczór wywoził śmieci do pobliskich koszy. Od czasu do czasu jej starszy brat był przy niej, gdy dźwigała szczególnie duży ładunek.

Lubił te dni, oznaczało to więcej jedzenia.

Poczekał, aż pokrywka ponownie opadnie na kosz i już miał zaryzykować kolejne spojrzenie, gdy usłyszał jej cichy głos.

- Mam coś dla ciebie. Jest o wiele smaczniejsze niż na wpół przypalone bochenki chleba i czerstwe ciastka.

Jego długie uszy podniosły się, a ogon owinął się wokół kostki z niepokoju. Chłopiec przełknął i powoli pojawił się w polu widzenia. Jego bose stopy skrzypiały w świeżo opadłym śniegu, a kiedy podeszła bliżej, skulił się i oparł o płot.

- W porządku, nie zrobię ci krzywdy. Chcę ci pomóc. Zarówno mój brat, jak i ja. - jej głos był kojący, ale nie podeszła bliżej. Kilka metrów za nią chłopiec dostrzegł starszego brata z koszem ciastek w rękach. W brzuchu chłopca ponownie zaburczało, gdy wyczuwał zapach świeżo upieczonego chleba.

Kiedy mówił drżącym głosem, jego dwukolorowe włosy opadały mu na oczy.

- Nie jesteś dziwakiem, dzieciaku. I nie pozwolimy nikomu cię skrzywdzić. Chcemy po prostu pomóc. Zamarzniesz na śmierć, jeśli zostaniesz tu dłużej. - powiedział brat, a w jego czerwono-niebieskich okularach odbijały się promienie zachodzącego słońca.

- Już mnie skrzywdzili. Pobili mnie. Okaleczyli mnie. Nazwali mnie obrzydliwością. Nie wiem, co to znaczy, ale brzmi źle. - dziecko płakało teraz swobodnie i syczało z bólu, gdy jego policzki zaczęły krwawić.

- Pozwól nam Ci pomóc. Możemy zaopiekować się tobą, mojemu bratu i mnie. Piekarz nie będzie miał nic przeciwko, lubi mieć więcej pracowników, którym nie musi płacić. - błagała dziewczyna, wyciągając ręce do dziecka.

- Dlaczego mielibyście pomóc komuś takiemu jak ja?

- Ponieważ jesteś tylko małym dzieckiem i zasługujesz na ciepły dom i rodzinę. Pozwól nam być Twoją rodziną. Nie zasługujesz, aby umierać tutaj na zimnie. - powiedział brat, który stał teraz obok swojej siostry.

To moja jedyna szansa, albo życie, albo śmierć. Umrę, jeśli odejdę.

Chłopak dokonał wyboru i wpadł w ramiona dziewczyny, która początkowo była zaskoczona, ale szybko rozpłynęła się w uścisku. Brat czule poczochrał mu włosy, a siostra uklękła przed nim i delikatnie przycisnęła rękawy do jego policzków, próbując zatamować krwawienie.

The Golden Phoenix //PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz