Jakby kto pytał, imię konia Q po łacinie oznacza "kości".
------------------------------------------------------------------------------------------------
Gdy późne popołudniowe słońce przeświecało przez liście, książę wziął głęboki oddech.
Rześkie, chłodne powietrze dogasającego żaru zimy wypełniło jego płuca i westchnął z ulgą, że mimo wszystko zdecydował się to zrobić. Gdy wędrowali przez las, delikatnie przesunął palcami po grani, gdzie miała znajdować się grzywa Ossiuma. Ossium był koniem Quackity'ego, którego pożyczył mu na wycieczkę do lasu. Przecież nie mógł zabrać Carla ze stajni, jego brat zamordowałby go za dotknięcie jego ukochanego ogiera.
Koń zarżał pod wpływem tego dotyku, a Wilbur uśmiechnął się, gdy ruszył w mniej gęstą część lasu, gdzie słońce świeciło na nich ciepło. Cieszył się, że zdecydował się zabrać ze sobą trencz, noce w L'manburgu były dość chłodne. Brunet mocniej naciągnął czapkę na uszy i pozwolił Ossiumowi zwolnić do miarowego stępa.
Spędził tu może kilka godzin, wędrując coraz głębiej w las, rozkoszując się faktem, że nie miał pojęcia, gdzie teraz się znajduje.
Dobry i zagubiony. Doskonały.
W końcu znalazł wyjście, a Wilbur wiedział, jak utrzymać się przy życiu przez jakiś czas, gdyby poczuł się naprawdę zagubiony. Z każdym krokiem Wilbur czuł, jak napięcie opada, aż w końcu poczuł się naprawdę i całkowicie samotny, daleko od zamku i wspomnień, które w nim się kryły.
W pewnym momencie swojej wędrówki, gdy słońce zaczęło chować się za horyzontem, przyłapał się na tym, że śpiewa do jakiejkolwiek dzikiej przyrody, która go usłyszy:
How fickle my heart and how woozy my eyes
I struggle to find any truth in your lies
And now my heart stumbles on things I don't know
My weakness I feel I must finally show
Lend me your hand and we'll conquer them all
But lend me your heart and I'll just let you fall
Lend me your eyes I can change what you see
But your soul you must keep, totally free
Awake my soul
Awake my soul- To coś nowego. Kiedy to napisałeś?
Nietypowy pisk sprawił, że Wilbur usłyszał głos i prawie spadł z Ossiuma. Jego głowa odwróciła się w stronę źródła i westchnął.
- Techno.
- W ciele. - jego bliźniak uśmiechnął się szeroko, panując na własnym koniu, tak że kłusował obok konia Wilbura. Mężczyzna nie miał już na sobie ponurego żałobnego ubrania, które miał na sobie tego ranka, a zamiast tego przebrał się w bardziej swobodny strój do jazdy konnej, podobny do jego.
Brunet potrząsnął głową, zdumiony.
- Jak, do cholery, mnie znalazłeś?Jego brat pokiwał głową.
- Naprawdę jesteś aż tak zaskoczony? Jeśli uda mi się wyśledzić wilka pięćdziesiąt mil od domu, to z pewnością uda mi się wyśledzić ciebie, Wilbur.- Hmph. - zadrwił Wilbur, odwracając na chwilę wzrok, zanim zaczął mówić. - Nie zawracaj sobie głowy próbami odprowadzenia mnie do domu. Nie pójdę.
- Wiem.
Na te słowa brunet podniósł głowę. Wybełkotał:
- Nie zatrzymasz mnie?- To znaczy... Jeśli dojdzie do tego, że spędzimy tu dwa tygodnie, to może. Ale rozumiem, dlaczego to robisz, Wilbur. - Techno spojrzał w dół, na dno lasu, a jego głos nagle był smutny. - Szkoda, że nie zaufałeś, że poszedłbym z tobą bez żadnych pytań.
Dłoń Wilbura powędrowała do ramienia brata.
- To nie to. Obiecuję. Wiem, że myślisz, że znasz powód, dla którego tu jestem, ale wcale tak nie jest. Gdyby wszystko poszło normalnie, poszedłbym na memoriał.
CZYTASZ
The Golden Phoenix //PL
FanfictionW jego snach zawsze był jakiś głos. Miękki, melodyjny głos, który śpiewał kołysankę ich matki. Bardziej monotonny, ale równie kochający głos, który obiecał, że pewnego dnia nauczy go walczyć, oczywiście gdy będzie już wystarczająco duży. Kochający g...