36. Mam cię, bracie.

32 1 71
                                    

Jeszcze jeden rozdział czekania na drugi punkt kulminacyjny, ale oficjalnie już naprawdę niedługo, może nawet następny rozdział to będzie ten wyczekiwany moment. Nie powiem, czy będzie dobre zakończenie, choć z Discorda autorki już znam na to odpowiedź i pewnie ci z was, którzy też tam są, przynajmniej część, też już od paru dni wie, ale mogę powiedzieć, że jest duża szansa, mam wrażenie że to nawet prawie pewne, że będzie epilog - nie wykluczone, że o liczbie rozdziałów większej niż jeden.

Poza tym gadanie Chatu jest w grafikach (już tego nie lubię) - będą po angielsku, bo nie stać mnie na nie wiadomo jak kombinowanie w paincie. Jeśli wam to przeszkadza, piszcie, to postaram się to ogarnąć, ale no.

Tłumaczenia fragmentów po hiszpańsku, tradycyjnie pod rozdziałem.

------------------------------------------------------------------------------------------------

Tommy odetchnął głęboko. Radził sobie świetnie. Radził sobie zadziwiająco rzetelnie. Radził sobie cholernie dobrze i zdecydowanie nie panikował.

Zdecydowanie.

Och, to jest do bani.

Miał wrażenie, że wszystkie jego zmysły były w najwyższej gotowości. Widział cienie w kątach i każdy dźwięk, który nie był jego własnymi krokami, sprawiał, że miał ochotę pobiec prosto do pokoju Techno. Tommy wziął głęboki oddech przez nos. Mogę to zrobić. Nie może mnie tu zabrać. Nikt mu nie pozwoli mnie tu zabrać.

Tommy wypuścił powietrze i pozwolił swoim palcom przesunąć się po krawędzi ściany, próbując znaleźć sobie coś, na czym mógłby się skupić. A jednak, kiedy spojrzał, jedyne, co mógł zobaczyć, to duch jego zakrwawionych odcisków dłoni plamiących tapetę. Tommy mocno zamknął oczy. Głębokie oddechy. Tommy nabrał powietrza, aż jego płuca zaczęły krzyczeć, żeby przestał. Słyszał bicie własnego serca w uszach i dźwięk trzaskających kończyn. Jego palce zacisnęły się w pięść, a Tommy otworzył oczy i szedł dalej.

Oddychaj. Słyszał w myślach delikatną radę Puffy. Tommy odetchnął ciężko i krew zniknęła. Dobrze. Nie możesz się rozpraszać. Niki na mnie czeka.

Niki czekała z promiennym uśmiechem i delikatnymi słowami, aby złagodzić jego niepokój. To szalone, jak dobra była w tym, choć miało to sens, biorąc pod uwagę, kim było jej młodsze rodzeństwo. Niki na mnie czeka. Tommy zmusił swoje stopy do ruchu i w końcu udało mu się odsunąć od ściany.

- T-Tommy? - rozległ się słaby, drżący głos i Tommy przyłożył dłoń do ust, żeby stłumić wydany przez siebie wrzask. Całe napięcie nerwowe, które narastało, pękło jak zespół, gdy odskoczył. Głos wrzasnął na jego reakcję i był to tak przerywany dźwięk, że zatrzymał Tommy'ego w miejscu. Spojrzał i zobaczył Charliego spoglądającego na niego z tajnego przejścia w ścianie.

- Jasna cholera, Charlie... - Tommy sapnął, próbując złapać oddech. Położył dłoń na bijącym sercu. - Wystraszyłeś mnie cholernie. Dlaczego ty...

Tommy zamarł, gdy w końcu objął drżącego chłopca. Jego twarz była zalana łzami i biała jak prześcieradło. Jego mała dłoń trzęsła się na zatrzasku drzwi, podczas gdy druga ściskała list i paczkę.

To zupełnie nie przypominało psotnego dzieciaka, jakiego znał.

Tommy przełknął. Coś było bardzo nie tak. Tommy był ostrożny, podchodząc do chłopca, a kiedy Charlie nie wzdrygnął się, powoli uklęknął przed nim. Otworzył przed nim ramiona, a Charlie przytulił się mocno, zanim jego ramiona się zwinęły, a nogi ustąpiły.

Dziecko padło mu w ramiona ze stłumionym szlochem, a paczka i list wypadły mu z rąk na podłogę. Charlie zerwał okulary z twarzy, ale Tommy złapał je, zanim zdążył rzucić je na podłogę. Schował twarz w jego ramieniu i płakał.

The Golden Phoenix //PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz